Rozdział 26

307 27 21
                                    

Ognistowłosy chłopak skradał się właśnie przez krzaki, gdy jego uszu dobiegł szmer i jakby... Szuranie?

Flame przyczaił się, wziął głęboki oddech i skoczył. Przygwoździł do ziemi dużego rogacza, na co uśmiechnął się do siebie. Szybko wbił mu nóż w szyję, po czym przerzucił go sobie przez ramię i zaczął rozglądać się za czymś innym.
Przecież nawet Will nie da rady nakarmić ich jednym tylko rogaczem, pomijając już to, że sam król przerzucił się na kuchnię bruneta i w zasadzie wszystkie posiłki jadał z paczką przyjaciół, z którą zdążył się już trochę zżyć. Co prawda, Will nadal był dość spięty w towarzystwie króla, a reszta traktowała Duncana jako ich przyjaciela, co bardzo schlebiało królowi, lecz oczywiście, nikomu nie mógł się do tego przyznać, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż nikt z Dark Souls nie był z wyższego rodu. Byli to dzieci głównie wieśniaków, który nigdy prawdopodobnie nawet nie spotkali króla, czego ten czasem żałował. Chętnie poznałby rodziców Smoke'a i Raven'a, ponieważ z opisu byli odważnymi, dobrymi ludźmi.

Chłopak usłyszał dźwięk trzeszczących gałązek i przykucnął w krzakach, po chwili widząc młodą sarnę. 
Uśmiechnął się i skoczył na nią, po chwili niosąc dwa ciała w kierunku obozowiska.

Tymczasem Will zaczął zastanawiać się, co mógłby podać do mięsa przyniesionego przez jego przyjaciela. Musiał dobrać składniki tak, by pasowały do każdego rodzaju mięsa, bo przecież nie przewidział, co przyniesie mu Flame.
Przygotował pozostałe z ostatniej kolacji podpłomyki, a do tego dobrał swoją tradycyjną mieszankę przypraw, która komponowała się wspaniale z każdym daniem, więc członkowie Dark Souls byli w stanie rozpoznać, którą potrawę gotował Shadow, a którą ktoś inny.
Chłopak przygotował również czosnek, a w jego głowie zaczął już rodzić się pomysł, co mógłby ugotować.
Dbał o to, by każdego dnia przyrządzać coś innego ze względu na widmo monotonności, które szybko mogło udzielić się pozostałym. Co prawda, jak na razie wszystko było dobrze, ale Will wolał dmuchać na zimne.

Brunet uniósł lekko głowę i napotkał uśmiechniętego rudzielca, niosącego zwierzynę na plecach.
- Widzę, że polowanie się udało. - Zagadnął wesoło Will, gdy Flame przysiadł się do niego i pomógł mu oprawiać zwierzęta.
- A jednak ślepy nie jesteś. - Zaśmiał się chłopak.
- Co ty taki wesoły? - Spytał Shadow, na co Flame pokręcił przecząco głową i zachichotał.
- Cieszę się z udanego polowania. - Wyjaśnił chłopak, na co jego przyjaciel zaśmiał się cicho.
- Myślałem, że nie lubisz polować. - Will zmarszczył brwi, oddzielając mięso od kości.
- Nigdy nie jest za późno, by zacząć lubić, nie uważasz? - Zaśmiał się cicho, a na usta Willa wpłynął uśmiech. 
- Wreszcie się do czegoś przydasz. - Zaśmiał się.
- No wiem. - Odpowiedział Flame z szerokim uśmiechem. - Masz już pomysł, co zrobisz? - Spytał cicho chłopak, oblizując się na zapach przypraw.
- Mam pomysł. - Odparł Will uśmiechając się tajemniczo.
- A jaki? - Spytał Flame z uśmiechem. Liczył na to, że uda mu się podejść swojego przyjaciela.
- A tajemnica. - Odparł ten i pokazał mu język.
- Jak dzieci. - Usłyszeli śmiech za sobą, na co obaj odwrócili się i zobaczyli Raven'a.
- Odezwał się wielki pan dorosły. - Mruknął Flame. Czarnowłosy chłopak usiadł obok nich i wziął do ręki nóż oraz część mięsa.
- Po twojej minie widzę, że wiesz, co zrobisz ale nam tego nie powiesz. - Mruknął do Shadow'a, nawet na niego nie patrząc, na co chłopak zaśmiał się.
- Masz rację. - Odparł.
- W którym? - Spytał unosząc lekko głowę.
- We wszystkim. - Wtrącił Flame, a Shade kiwnął głową.
- We wszystkim. - Powtórzył, po czym wyciągnął rękę i wziął w dłoń rondelek.
Wrzucił do niego mięso, zalewając je wodą i stawiając na ogniu.
Po chwili wziął cebulę i pokroił ją w drobną kostkę, następnie wrzucając ją na patelnię. 
Posypał ją solą z domieszką jakiegoś zioła i niemal od razu poczuł wspaniały zapach, który czule połaskotał jego nos.
Poczuł, jak ślina napływa mu do ust, więc przełknął ją i wyciągnął ziemniaki, zaczynając je obierać i kroić w cienkie plasterki.
Rozłożył pokrojone ziemniaki na niewielkiej blaszce i ją również postawił nad płomieniem, posypując warzywa inną mieszanką przypraw.
Wziął drobinę czosnku i dodał ją do cebuli, po chwili mieszając ją, by się nie przypaliła.
Wyciągnął też marchewkę i korzeń pietruszki, krojąc je na drobną kostkę i podpiekając na patelni.

Duncan już ze swojego namiotu czuł wspaniały zapach, przez który nie mógł się skupić.
Kolejny już raz wytarł usta ze śliny i westchnął.
Usłyszał ciche kroki i popatrzył na barona Aralda, który właśnie wszedł do jego namiotu.
- Panie, błagam cię, pozbaw mnie lenna, wyrzuć z kraju, zrób, co zechcesz... - Zaczął, a Duncan popatrzył na niego, lekko przestraszony. 
- Araldzie, co się dzieje? - Spytał cicho.
- Panie, spraw, by ten chłopak podszkolił nieco naszych kucharzy, bo zaraz żołnierze się zbuntują! - Powiedział, a Duncan zaśmiał się cicho.
- Wiem, że muszę to zrobić. - Powiedział, uśmiechając się. - Te dzieciaki jadają lepiej ode mnie. - Dodał. 
Po części, była to prawda. Władca zdążył przekonać się na własnej skórze... Emm... Na własnym podniebieniu? Że jego kucharze nie dorastają do pięt Willowi. 
Usłyszał dziwne burczenie i zdał sobie sprawę z tego, że dźwięk ten wydaje jego własny żołądek, na co zarumienił się lekko, zawstydzony i rzucił ciche ,,Przepraszam.".
- Nic się nie stało, Wasza Wysokość! - Zaśmiał się baron. - Nasi żołnierze przestali już przepraszać, gdyż ich żołądki wygrywają wspólną symfonię. - Powiedział, na co Duncan parsknął śmiechem, a sam baron uśmiechnął się szeroko.
- Cóż... - Zaczął król. - Myślę, że będę musiał złożyć wizytę naszemu Cieniowi. - Uśmiechnął się. 

Will kończył wykładać wszystko na osobne talerze, obok nich układając przypieczone podpłomyki.
- Dobra, co chcesz? - Zapytał Smoke'a, biorąc w dłoń jednego podpłomyka.
- Daj mi tego mięsa, cebuli i ziemniaków. - Poprosił chłopiec, na co Will nałożył na podpłomyk wszystko, o co poprosił Smoke, na koniec polewając potrawę sosem i zawijając, by nadzienie nie wypadło. 
- Uważaj, żebyś nie puścił. - Poinstruował go, wkładając mu w rączki kolację.
- A ty, Piórko? - Spytał, biorąc kolejny podpłomyk. 
- Ale doble. - Wymamrotał Smoke z policzkami wypchanymi mięsem. 
- Cieszę się. - Powiedział Will, uśmiechając się.
- To ja wezmę... - Zaczęła dziewczynka, rozglądając się po miskach i talerzach wypełnionych smakołykami. - Cebulę, marchewkę z pietruszką i ziemniaki, i... I w sumie tyle. - Dziewczyna wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się szeroko. 

***

A jednak, udało mi się spiąć tyłek i to napisać!

Do przeczytania,
- HareHeart.

Zwiadowcy - NiezwyciężeniWhere stories live. Discover now