Rozdział 17

344 24 12
                                    

- A czy przypadkiem Korpus Zwiadowców nie jest jednostką specjalną? - Spytał Smoke. 
- Teoretycznie, to tak... - Odpowiedział mu Raven. - Dlaczego król chce mieć kolejną jednostkę specjalną? - Dopytał. 
- Nie mam pojęcia. - Powiedział Will lekko rozkładając ręce. 
- I co postanowiłeś? - Spytała Silver opierając się o pień za sobą. 
- Po pierwsze, nic, a po drugie, czy naprawdę uważasz, że podjąłbym jakąkolwiek decyzję dotyczącą Dark Souls bez konsultacji z wami? - Spytał i z lekkim rozczuleniem obserwował szerokie uśmiechy i radosne błyski w oczach swoich przyjaciół. 
- Kochany... - Usłyszał pomruk i zaśmiał się. 
- Dobrze... Co zrobimy z propozycją króla? - Spoważniał i popatrzył po twarzach swoich przyjaciół. 
- Nie uważasz, że lepiej pozostać w cieniu? - Spytał Smoke. Shadow popatrzył na niego. 
- Co masz na myśli? - Skrzyżował ręce na piersi i usiadł wygodniej. 
- Większość życia spędziliśmy w cieniu i ukryciu... Naprawę uważasz, że dobrze by było, gdybyśmy tak teraz po prostu wyszli z cienia w blasku i chwale? 
- Smoke ma rację. - Odwrócił się w stronę Silver. - Nie lepiej zostawić sprawy takimi, jakie są? - Spytała. - Nie pamiętasz, jaki był nasz pierwotny cel? 
- Pamiętam... - Westchnął. Tak naprawdę, nigdy nie chcieli walczyć jako żołnierze. Ich początkowy plan zakładał pomaganie ludziom takim, jak oni. Chcieli brać w swoje szeregi sieroty, kobiety, dzieci... Brać do siebie dzieci bite i niekochane przez rodziców, i dawać im taki dom, na jaki zasługują. Taki, jaki powinny mieć. Brać do siebie młode dziewczyny, zmuszane do ślubów, których nie chciały z mężczyznami, których nie kochały. Brać do siebie ludzi odrzuconych przez świat i dawać im poczucie, że są komuś potrzebni. Że są wyjątkowi. 
- Więc, co? - Spytał Flame. 
- Rezygnujemy. - Odparł Will, gdy przypomniał sobie początki ich drużyny. - Pójdę powiedzieć to Duncanowi. - Dodał. 
- Idziemy z tobą. - Rzucili wszyscy, a Will uśmiechnął się do nich. 
- Kocham was. - Powiedział prosto z mostu i zaśmiał się, gdy odpowiedziały mu czułe "aww" na ustach i szerokie uśmiechy na twarzach. - Ale chcę mu to powiedzieć sam. - Dodał już poważnie. Odpowiedziały mu kiwnięcia głowami. 

Will wszedł do królewskiego namiotu i zdziwił się nieco, widząc Halta, Gilana i Crowleya. 
- Przemyślałeś moją propozycję? - Spytał Duncan. Zwiadowcy popatrzyli na niego zdziwieni. 
- Tak, Panie. - Odparł Will i spojrzał królowi w oczy. Duncan uśmiechnął się delikatnie. - Rezygnujemy. - Uśmiech króla zbladł. 
- Ale dlaczego? - Spytał. Will wziął głęboki wdech. Czuł, że to, co teraz powie zmieni całą przyszłość.
- Ponieważ nigdy nie chcieliśmy walczyć jako żołnierze. - Odparł i zobaczył zszokowane miny mężczyzn.
- Ale jak to? - Przerwał mu Crowley. - To dlaczego stworzyłeś tą grupę? - Will usiadł na małym krzesełku i westchnął cicho. 
- Pewnego dnia podczas patrolu trochę się zapędziłem i przez przypadek wjechałem na inne lenno. Zorientowałem się dopiero po paru godzinach, więc zdążyłem zajechać dość daleko. Zawróciłem i jechałem w stronę Redmont, gdy usłyszałem szmery w krzakach. Oczywiście, od razu wziąłem w dłoń łuk i strzałę. Powoli podjechałem do zarośli i zauważyłem w nich czarnowłosego chłopaka. Wyskoczył z krzaków i stanął przede mną, z dziwną kuszą w dłoniach. Zaczęliśmy rozmawiać, gdy nagle zauważyłem, że koło niego stoi małe dziecko. Dowiedziałem się, że są braćmi, a ich rodzice nie żyją. Od słowa do słowa zaprzyjaźniliśmy się, a ja zabrałem ich do Redmont i powiedziałem, gdzie mogą spróbować szczęścia. Parę dni później przechodząc przez wieś zauważyłem dwie, młode dziewczyny, bliźniaczki. Zdziwiłem się, gdy zauważyłem, że jedna ma czerwone oczy. Siedziały przemarznięte pod jakimś budynkiem, a gdy do nich podszedłem zauważyłem, że spięły się. Po wysłuchaniu ich historii zaprowadziłem je do miejsca, gdzie przebywał chłopak ze swoim bratem. Przedstawiłem je im i opowiedziałem w skrócie ich historię. Na początku wszyscy byli lekko zdenerwowani ale po chwili rozluźnili się i zaczęli swobodnie rozmawiać. Następnego dnia, gdy poszedłem sprawdzić jak się mają spotkałem po drodze kolejnego chłopaka. Szedł szybkim krokiem, ze spuszczoną głową i było widać, że coś go męczy. Zaczepiłem go i zacząłem się wypytywać co się stało, a on streścił to, co go spotkało. Zaprowadziłem go do reszty i powiedziałem im, gdzie mogą szukać pomocy. Czarnowłosy chłopak zaśmiał się cicho i powiedział, że znalazł pracę u miłego staruszka, który dobrze mu płaci. Jedna z dziewczyn dodała, że zastanawia się nad pracą kelnerki, a jej siostra chciała pracować jako kucharka. Cieszyłem się, że jest im lepiej. - Will uśmiechnął się lekko. - Czas leciał, oni radzili sobie coraz lepiej, a ja cieszyłem się ich szczęściem. Pewnego dnia poszedłem nad rzekę, żeby umyć naczynia i spotkałem małą dziewczynkę. Spytała, czy nie widziałem jej siostry i powiedziała, że nie może jej nigdzie znaleźć. Pomogłem jej szukać, a gdy w końcu się nam to udało, dowiedziałem się, że również są bez dachu nad głową. Zaprowadziłem je do reszty, a tam od razu zaskarbiły sobie sympatię innych. Parę dni później, gdy poszedłem ich odwiedzić poprosili mnie na rozmowę. Martwiłem się ale koniec końców okazało się, że niepotrzebnie. Wpadli na pomysł, żeby stworzyć grupę pomagającą ludziom takim, jak oni. Planowali brać do siebie dzieci bite i niekochane przez rodziców, i dawać im taki dom, na jaki zasługują. Taki, jaki powinny mieć. Brać do siebie młode dziewczyny, zmuszane do ślubów, których nie chciały z mężczyznami, których nie kochały. Brać do siebie ludzi odrzuconych przez świat i dawać im poczucie, że są komuś potrzebni. Że są wyjątkowi. Jednogłośnie stwierdzili, że "Znajduję ludzi w potrzebie." i również jednogłośnie, wybrali mnie na przywódcę. Wszystko było by dobrze, gdyby nie wojna z Morgarathem i porwanie. - Chłopak skrzywił się trochę. - Pewnej nocy usłyszałem krzyki i dźwięki walki, a po chwili ujrzałem moich przyjaciół. Okazało się, że rzucili wszystko i ruszyli mi na ratunek. Przy okazji dowiedziałem się, że są wspaniałymi wojownikami i postanowiłem to wykorzystać. Ruszyliśmy w stronę armii Morgaratha, a resztę już znacie. - Zakończył i popatrzył po twarzach starszych mężczyzn. 
- Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałeś? - Zapytał Halt. - Przecież bym im pomógł. - Dodał. 
- Odesłał byś ich do ich domów. - Wtrącił Will. - A to byłoby dla nich wyrokiem śmierci. - Stwierdził poważnie. 

***

Rozdział specjalnie dla Joel_Carter ;) Chciałaś ich historię, to masz :D

Do przeczytania, 
- HareHeart. 

Zwiadowcy - NiezwyciężeniWhere stories live. Discover now