Rozdział 44

184 18 13
                                    

Horace spojrzał na nią i westchnął. Tak, dziewczyna zdecydowanie miała to coś, co działało na niego jak lek, który potrafi wyleczyć wszystkie dolegliwości.
Patrzył tak na nią, aż w końcu zorientował się, że cisza może być dla niej nieprzyjemna. Powtarzał sobie w głowie słowa Willa, który podkreślał to, iż dziewczyna lubi wiedzieć na czym stoi. Oznaczało to, że jeśli będzie nadal praktykował takie "podchody", czerwonooka piękność nigdy nie zobaczy w nim materiału na partnera.
- Słuchaj... - Zaczął, po czym przełknął ślinę. - Chcę, żebyś wiedziała, że bardzo mi się podobasz. - Rzucił niemalże na jednym wdechu. - Jesteś niezwykle piękna, utalentowana i do tego diabelsko niebezpieczna. - Po usłyszeniu ostatniej części kąciki ust dziewczyny uniosły się w górę, przez co Horace niemal zemdlał.

Dopiero po chwili dotarło do niego, że powinien jeszcze coś zrobić.
Jakby niepewnie wyciągnął dłoń i zgarnął jej włosy za ucho. Red uśmiechnęła się do niego, tak promiennie, że poczuł, jak z każdą sekundą, każdą chwilą spędzoną w jej towarzystwie, zakochuje się w niej jeszcze bardziej.
- Jesteś naprawdę niezwykła, wiesz? - Zapytał, nadal podziwiając widok, jaki miał przed sobą.
Westchnął zachwycony i już miał pochylić się, żeby ją pocałować, gdy ta stanęła na palcach i zrobiła to za niego. Widział tylko jej rubinowe oczy, które po chwili skryły się za powiekami. Rycerz nadal patrzył na jej twarz. Wprost nie mógł oderwać od niej oczu. Po chwili zauważył też delikatne cienie, jakie jej długie, czarne rzęsy rzucały na policzki i sapnął lekko, zachwycony. Mógłby tkwić tak wiecznie.

- Dziękuję. - Szepnęła mu w usta odsuwając się na milimetry. - I przepraszam... - Dodała, wpatrując się w miejsce na wysokości jego piersi, a potem przenosząc wzrok na błękitne oczy.
- A-ale za co? - Spytał oszołomiony pocałunkiem Horace. Gdyby to od niego zależało, Red mogłaby robić tak przy każdej okazji. Niestety, doskonale wiedział, że ostateczna decyzja nie będzie należała do niego, tylko do stojącej przed nim piękności o niecodziennym kolorze oczu.
Dziewczyna ułożyła dłoń na jego ramieniu i ponownie jej usta rozciągnęły się w uśmiechu.
- Dziękuję za komplementy, a przepraszam... - Zaczęła nagle, po czym urwała. - Przepraszam... - Powtórzyła, po czym powoli, jakby z niechęcią odsunęła się od niego.

Horace poczuł, jak jego serce rozpada się na malutkie kawałeczki. Z jednej strony, faktycznie było mu ogromnie przykro, lecz z drugiej - mimo wszystko cieszył się, że wyjaśnili ze sobą wszystkie kwestie, które tego wymagały.
- Rozumiem... - Odszepnął tylko smutno, po czym puścił ją i sam zrobił krok w tył. - Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz kogoś, kogo pokochasz... - Westchnął, choć w jego głosie słychać było ogromny smutek. Red uśmiechnęła się do niego.
- Tego samego życzę również tobie, Horace. - Mruknęła, po czym wyciągnęła rękę i pogłaskała go po policzku. Chłopak poczuł motyle w brzuchu, które niestety zniknęły tak samo szybko, jak się pojawiły.

- Jak myślicie, zgodzi się? - Spytał Will, stojąc na polance i rozmawiając ze swoją drużyną.
- Nie. - Rzucili chórem, na co Will prychnął cicho, rozbawiony.
- Też uważam, że nie. - Oznajmił i uśmiechnął się.
- Przecież to moja siostra! - Wtrąciła nagle Blue.
- Co z tego? - Spytał Gilan stojący obok.
- To z tego, że ja nigdy nie dałabym się "uwiązać" do jakiegoś mężczyzny. A skoro ja się nie dam, to ona tym bardziej. - Wyjaśniła, a Gilan skinął głową, nadal jednak nie rozumiejąc, co jego rozmówczyni ma na myśli. Niebieskooka pokręciła głową w geście dezaprobaty, po czym już miała coś powiedzieć, gdy zauważyła, że jej siostra wraca.

- I jak? - Gilan podszedł do rycerza, który stał nieco dalej i że zbolałą miną opierał się o pień drzewa rosnącego obok. - Po twojej minie zgaduje, że się nie zgodziła. - Rzucił. Na początku chciał nawet zażartować z kolegi, lecz porzucił ten zamiar. Zrobiło mu się go zwyczajnie szkoda, gdy stał tak smutny, samotny...
- Nie... - Mruknął. - Pocałowała mnie. - Rzucił nagle, a Gilan aż zachłysnął się powietrzem.
- CO?! - Wrzasnął, a potem aż sam pomyślał, że chyba przesadził, bo nawet ptaki z pobliskich drzew zerwały się do lotu, a żołnierze popatrzyli na niego jak na ostatniego idiotę. - Ups... - Rzucił cicho i uśmiechnął się z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy.
- To, co słyszysz. - Burknął Horace. Nie miał najmniejszego zamiaru wysłuchiwać złotych rad mistrza Gilana. Wystarczająco namieszał sobie w życiu. Tak to przynajmniej mógł mieć chociaż marzenia. Śnić o nim i wybrance jego serca, spacerujących razem i całujących się pod gwiazdami. Siedzących na końcu i zajadających przysmaki przez nich przyrządzone... Niestety, marzenie pękło jak bańka mydlana, a teraz nie mógł już cofnąć czasu. Warknął wściekły, gdy to wszystko uderzyło w niego, niczym fala atakująca klif. Czuł, że ledwo się trzyma. Co prawda, był twardy i wytrzymały, lecz miał też uczucia, jak każda żyjąca istota. Zamrugał szybko, by przepędzić niechciane łzy, na co Gilan rozchylił usta. Odkąd się znali, nie pamiętał, by rycerz kiedykolwiek płakał.
- Będzie dobrze... - Westchnął, po czym podszedł do niego i najzwyczajniej w świecie go przytulił. Czuł, że jego przyjaciel właśnie teraz tego potrzebuje. Porządnej dawki czułości i zainteresowania. Westchnął ciężko i wolna ręką poklepał drugiego po plecach, dalej trzymając go w szczelnym uścisku.
Trwali tak kilkanaście minut, aż Horace w końcu stwierdził, że mu lepiej. Podziękował drugiemu i odszedł.

Gilan patrzył za nim, gdy nagle poczuł czyiś wzrok na sobie. Obejrzał się i zauważył Halt'a, który ja jakby nigdy nic skinął mu głową i wrócił do swoich zajęć. Uznał to za dziwne, ale nie miał komu się zwierzyć, gdyż część armii nie znała Halt'a osobiście, a reszta po prostu nie chciała o nim rozmawiać. Tak, stary, dobry Halt był tak przerażający, że ludzie wręcz bali się o nim rozmawiać.
Zwiadowca oczywiście zdawał sobie z tego sprawę, lecz ani myślał to zmieniać. Szczerze mówiąc, było mu to bardzo na rękę. Na przykład: gdyby złapano jakiegoś żołnierza i zapytano go o Halt'a, ten pewnie nawet nie potrafiłby go opisać. Tak było po prostu bezpieczniej, przede wszystkim dla niego oraz jego rodziny i przyjaciół.

Gilan westchnął i ostatni raz przeczesał swoje otoczenie w poszukiwaniu rycerza. Ponownie westchnął, gdy zauważył, że ten siedzi na ściętym drzewie i tępo wpatruje się w przestrzeń przed sobą. Zwiadowca miał tylko nadzieję, że miłosny zawód rycerza nie przerzuci się na jego efektywność. To mogłoby go zrujnować. I dosłownie, i w przenośni. Postanowił, że wspomoże go, jak tylko będzie w stanie.

***

Błagam, nie zwracajcie uwagi na ten rozdział. Był pisany późno, szybko i na telefonie.

Teraz zagadka: po cholerę rozdział o 2 w nocy?!
No cóż... Nie mogę spać. Coś utknęło mi w gardle i nie mogę się tego pozbyć. Przesuwa się do góry i do dołu i ma mega zabawę. Tak, czuję to. Najlepsze jest to, że mogę spokojnie oddychać, przełykać itd. mimo to dalej boję się iść spać, bo martwię się, że uduszę się przez sen.

Do przeczytania,
- HareHeart

Zwiadowcy - NiezwyciężeniWhere stories live. Discover now