Rozdział 11

389 29 27
                                    

Trochę dalej Blue i Red okrążały się uważnie obserwując siebie nawzajem. Presja była ich ukochaną taktyką. Trzymać przeciwnika tak długo, aż nie wytrzyma. Cały czas ignorowały wzrok żołnierzy, który mówił, że sobie nie poradzą. 

W końcu dopadły do siebie i zaczęły walczyć. Wygranym był ten, który jako pierwszy zbierze najwięcej "punktów". Owe punkty zbierało się gdy jednej zawodnik dotknął kijem drugiego. Żeby nie było za łatwo, punkty były przyznawane tylko wtedy, gdy przeciwnik został dotknięty, w brzuch, szyję, żebra, głowę, uda lub plecy. Czyli tam, gdzie zwykle jeśli się oberwie, to nie ma co zbierać.

Dziewczyny miały takie tempo, że żołnierze ich obserwujący gubili się w tym, kto jest kim i gdzie się znajduje, a trzask drewna zlewał się w jeden, nieprzerwany dźwięk. Żaden z Aralueńczyków nigdy nie widział takiego refleksu i szybkości. Żołnierze od razu pożałowali swojej pewności siebie i tego, że od razu skreślili dziewczyny, które koniec końców okazały się o wiele lepszymi wojownikami niż oni sami.

- Tempo, tempo! - Wrzasnęła Blue biorąc zamach. Jej siostra zablokowała jej cios w międzyczasie sięgając bronią przed siebie. Już prawie dotknęła brzucha siostry, gdy niebieskooka uderzyła jej kijem w ten należący do Red ratując się przed utratą punktu. Czerwonooka upuściła swój kij i rozkojarzyła się na chwilę. Jej siostra wykorzystała to i powaliła ją na ziemię delikatnie dotykając bronią jej klatki piersiowej. Odsunęła się i wyciągnęła do niej rękę pomagając jej wstać, a gdy znów stanęły na przeciwko siebie, wzięły po jednym, głębokim oddechu i znów rzuciły się w wir walki. 

- Wow... - Szepnął Horace obserwując niesamowitą bitwę. 
- Ale tempo! - Powiedział cicho rozemocjonowany Gilan, którego oczy aż świeciły się obserwując szybkie i mocne ruchy, które pokonałyby niejednego mężczyznę. Duncan patrzył z lśniącymi oczami na dziewczyny, po czym przenosił wzrok na Willa i Feather, a potem znów wracał do bliźniaczek. 
- Mój Boże...- Wydusił Halt. Nawet on nie wierzył, że można być aż tak szybkim. Żeby tego było mało, cała armia była pewna, że w wojnie z Morgarathem DS pokazało już wszystko. A tutaj nagle przychodzi trening i... I jest tak niesamowity, że Horace zapomniał o jedzeniu, które powoli stygło na talerzu przed nim. Z resztą, nie tylko on. 

Flame stał naprzeciw dziewczyny z lekkim uśmiechem. Można powiedzieć, że drużyna Willa była przeciwieństwem Korpusu Zwiadowców. Każdy członek Dark Souls kochał walkę wręcz. Kochał broń białą, za to niespecjalnie lubił łucznictwo. No, może poza Smoke'iem. On kochał i to, i to. 
- Gotów? - Zapytał uginając nogi w kolanach. Dziewczyna również przykucnęła. 
- Od urodzenia. - Uśmiechnęła się szeroko. Chłopak również szerzej się uśmiechnął, po czym w jednej chwili oboje skoczyli sobie do gardeł.
Flame złapał koleżankę za ramię powalając ją na ziemię, a ona w odwecie szybko przeturlała się na bok, w wyniku czego chłopak padł na glebę. Dziewczyna kucnęła na nim, a on jednym, szybkim szarpnięciem odwrócił się na bok zrzucając ją z siebie. Padła na ziemię, a on zawisł nad nią. Silver uśmiechnęła się do niego dotykając nożem jego szyi i oparła stopy o jego brzuch, w sekundę szybko prostując nogi. Flame wydał z siebie stłumione "uff", po czym z lekkim opóźnieniem wstał. 
- No co, ślimaku? - Krzyknęła dziewczyna z tryumfalnym uśmiechem na ustach, a chłopak znów się na nią rzucił. Wyrzucił ramię przed siebie, a Silver odsunęła głowę po chwili czując podmuch wiatru na policzku. Lekko zmieniła ułożenie swojego "noża" i podrzuciła go w górę. Chłopak zapatrzył się na nóż, a dziewczyna rzuciła się na niego łapiąc broń i przygniatając kolegę do ziemi. Przyłożyła broń do szyi chłopaka, a w armii rozległy się ciche wiwaty. Już po paru sekundach znów stali obok siebie mierząc się wrogimi spojrzeniami. 
- Nie żeby coś ale mam 2:0. - Uśmiechnęła się szeroko. Flame prychnął pod nosem i znów rzucił się na dziewczynę. 

- Widziałeś to?! - Dało się słyszeć rozemocjonowane szepty w armii Duncana. Sam król wpatrywał się w nich jak zaczarowany. 
- Ale walka! - Kolejny szept, tym razem jakiegoś młodzika. 
- Ale mają tempo! - Mruknął jakiś starszy żołnierz, dla którego taka walka zapewne skończyłaby się niesamowitym bólem zestarzałych kości.
Talerze żołnierzy, pełne nietkniętego jedzenia, leżały na krzesłach i stołach wokół kibiców. Dało się słyszeć, że parę mężczyzn zaczęło się zakładać o to, kto wygra w poszczególnych parach. 

Łucznicy, na czele ze Zwiadowcami stali z boku polany i z szeroko otwartymi ustami obserwowali scenę przed nimi. Kubki Zwiadowców, chwilę temu jeszcze pełne kawy, leżały już puste na ziemi u ich stóp ale żaden nawet tego nie zarejestrował. Z otwartymi ustami i oczami wpatrywali się w czarnowłosego chłopaka przed nimi, który... Który... Który...

Raven obojętnie naciągnął cięciwę łuku, strzelił, po czym rzucił broń w górę. Złapał swoją ukochaną, maszynową kuszę, wymierzył i strzelił w tarczę numer 2, i rzucił kuszę w górę. Wyciągnął nóż do rzucania i trafił w środek 3 tarczy, po czym wyjął rzutkę, i znów - trafił w środek, tym razem 4 tarczy. Złapał atlatl, strzelił, trafił w środek 5 tarczy i podrzucił go w górę. Znów złapał łuk, założył strzałę, naciągnął cięciwę i strzelił - środek 1 tarczy - rzucił łuk w górę. Złapał kuszę, wymierzył, strzelił - środek 2 tarczy - rzucił broń w górę. Wyciągnął nóż, rzucił - środek 3 tarczy. Wziął w dłoń rzutkę, rzucił - środek 4 tarczy. Złapał atlatl, wypuścił pocisk - środek 5 tarczy - rzucił atlatl w górę. I tak w kółko. Bez przerwy.

Crowley zapomniał o jakichkolwiek zasadach kultury osobistej i po prostu wgapiał się w chłopaka z szeroko otwartymi oczami i ustami, z których spływała mu strużka śliny mocząc jego płaszcz. 
- Zrobię wszystko, żeby mieć go u siebie. - Szepnął. Był pod takim wrażeniem i w takim szoku, że nie zauważył pszczoły, która podleciała do niego, usiadła mu na nosie, posiedziała chwilę, po czym poleciała dalej.

Halt i Gilan usiłowali zrozumieć jakim cudem można strzelać tak szybko, co oczywiście było ciężkim zdaniem ze względu na bez przerwy otwarte usta i zbyt duży mętlik w głowie.
- Widzisz to? - Szepnął Gilan niepewnie.
- Nie. - Odparł Halt. 

***

Kolejny :3 

"- Widzisz to? - Szepnął Gilan niepewnie.
- Nie. - Odparł Halt."
- O mój Boże, jakie to jest piękne XDDDDD

To prawdopodobnie będzie mój ulubiony rozdział. Oczywiście, zaraz po 2, w którym Morgarath dostał manto :D (Mordzio dostał w mordę 🤣)

Jak wam się podoba trening naszych koksów? :D Ja jestem zachwycona. (07.04.2020)    

Do przeczytania,
- HareHeart. 

Zwiadowcy - NiezwyciężeniWhere stories live. Discover now