Rozdział 6 - Sama jest sobie winna...

7.3K 321 41
                                    

Rafael...

Ostatnio miałem od cholery wolnego czasu, który postanowiłem spędzić w bardziej przyjemny sposób, niż siedzenie w biurze po dziesięć godzin dziennie.

Sprawa Crista jak na razie toczy się praktycznie bez mojego w niej udziału. Po mojej ostatniej rozmowie z upartym Meksykaninem, wszystko zamarło. Czekam na jakiś ruch z jego strony, który ruszy sprawę do przodu. Mówiąc szczerze, to nawet nie przesłałem mu tego dokumentu, który dostałem od tej małej wredoty.

Dlaczego?

Sprawa jest tak prosta i krystalicznie czysta, że nie mam co ściemniać. Cokolwiek Cristo postanowi, Alejandra w końcu i tak będzie jego. Nie wiem jeszcze, na jakiej zasadzie, ale Cristo nie jest facetem, który odpuściłby taką zniewagę jak zdrada. To, że dzięki temu diablęciu udało jej się zmienić obywatelstwo, to jedna sprawa. Z tym już ani ja, ani tym bardziej Cristo nic nie zrobimy. Co do zmiany obywatelstwa Leonii... Tym się nie miałem zamiaru przejmować. Dopóki Cristo nie załatwi spraw z wiarołomną żoną, nie dopuści do tego, aby się spotkały. W tej sprawie jest cholernie uparty i nie zmieni zdania, ale póki trzyma Leonię z dala od tej całej sprawy, mała nie ma możliwości dowiedzieć się o tym, że nagle stała się obywatelką Zjednoczonego Królestwa.

Wracając do meritum... Sam pozew Crista i tak był gówno wart, bo Alejandra nie jest przestępcą ściganym międzynarodowym listem gończym i zmuszenie jej do powrotu do Meksyku wiało taką ściemą, że aż zrobił się z tego przeciąg w kominku. Już wspominałem o tym Cristowi, dzięki Bogu za tę małą wredotę i spalony lipny dokument. Jedno z głowy, a ja musiałem skupić się na mojej nieoczekiwanej przeciwniczce.

Powiem szczerze... Z początku chciałem zapędzić arystokratyczne dziewczę w kozi róg. Może i prawo rodzinne to nie moja bajka, ale jestem takim typem faceta, który wygra każdą sprawę. To diablę nie miało ze mną żadnych szans i choć zaskoczyła mnie, wybijając z rutyny, potrafiłbym z łatwością zdeptać jej zawodowe umiejętności. W łańcuchu pokarmowym stoję o niebo wyżej od niej i może nie ukończyłem pieprzonego Cambridge, ale Yale, najlepszy uniwersytet w Stanach, nie jest gorszy, możecie wierzyć na słowo.

Miałem idealny plan starcia z jej twarzy tego zarozumiałego grymasu, z którym tak mnie pouczała, wyliczając na palcach.

Biję się w pierś, bo mój błąd polegał na tym, że od początku nie wziąłem na poważnie tej sprawy. Miałem wpaść do Edynburga, załatwić wszystko tak szybko jak to możliwe i spadać do Nowego Jorku. Okazyjnie pokazywałbym się dopinając sprawy z filią DEHO, ale już bez ciśnienia.

Swoją rolę w tym spektakularnym spotkaniu z małą wredotą miał oczywiście Cristo i jego niedopilnowanie bandy Sergio i zdobytych przez nich informacji.

Stało się... Dałem się zaskoczyć, ale do jasnej cholery... Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, a po tym, jak Sergio przesłał mi nad ranem zdjęcia z klubu, na których to półnagie diablę w szpilkach bawi się w najlepsze, opijając udupienie nowojorskiego smoka, trafił mnie szlag. Swoją drogą, dziewczyna ma cholernie dziwne skojarzenie co do mnie, ale na tę chwilę nie będę się zastanawiał nad dziwnym doborem słów.

Pomimo tego co wtedy poczułem i jak w pierwszej chwili zareagowałem , to nadal jednak przeważała cholerna chęć utarcia jej arystokratycznego nosa. W całej swojej prawniczej karierze nie spotkałem się z takim bezczelnym zachowaniem i przysiągłem sobie, że zanim opuszczę to cholerne miasto, lady Russell pożałuje, że odważyła się na taki idiotyczny pomysł, jak zadarcie ze mną.

Mając od cholery wolnego czasu, postanowiłem dobrze poznać moją przeciwniczkę. Ludziom Sergio nie udało się dotrzeć do prywatnych pięter, a wszystko co mają na te dziewczyny to zaledwie zdjęcia z samego klubu. Starymi się nie interesowałem, bo to co robiła diablica studiując, jest teraz warte tyle co śnieg, który spadł na ostatnie Boże Narodzenie. Czyli gówno...

Ariela. Parzący lód... Dziewczyny z klubu Fallen Angeles Tom 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz