Arii...
Żaden z ponad setki mężczyzn jeszcze mnie nie zauważył.
Rozumiecie... Taka ze mnie drobinka otoczona wielkimi jak pniaki drzew wielkoludami. Normalnie, można dostać jakiejś traumy, słowo daję. Trochę już się przyzwyczaiłam do ich obecności, od kiedy tych dwóch czarusiów z 'Maski' zaczęło stalkować nasz klub. To jak z nauką jazdy. Musisz wiedzieć, człeniu, kiedy minąć pachołek, żeby nie porysować lakieru. Jestem raczej niezła w te klocki, dlatego wlezę wszędzie.
Stanie w miejscu jest sprzeczne z moją ideologią życia. To strata czasu, a jak pomyślę, ile go straciłam leżąc jak kłoda w wyrku, to trafia mnie szlag. Drepczę w miejscu, czekając, aż któryś z tych drągali mnie zauważy. Na Rossa i Jacka, dwóch konfidentów Cruza, nie mam co liczyć. Pierwszy, rozebrany do pasa naparza się właśnie z całkiem nieźle umięśnionym gościem, na pierwszy rzut oka z pięknego i bardzo przyjaznego kraju, jakim jest Kolumbia. Zapewne ludzie w tym cudownym miejscu są równie mili jak ten, który próbuje zamordować Rossa. Jack stoi z założonymi rękami patrząc z uśmiechem, jak jego przyjaciela pomiatają, tłukąc gdzie popadnie.
Męska przyjaźń. Jak wyrwać jakąś panienkę to zwierają szyki i rączka w rączkę rozwijają sieci, ale jak jeden nadstawia pysk, to lepiej stanąć w bezpiecznej odległości.
Skrzywiłam się na odgłos uderzenia, po którym ciało naszego ochroniarza uniosło się do góry o dobre dwadzieścia centymetrów. Ross jakoś chyba nie bardzo wziął sobie do serca, że jakiś dupek pomiata nim, bo uśmiechnął się wskazując na niego palcem. Faceci i ich niewerbalne szczucie wroga.
To tak, jakbym ja w czasie wyprzedaży dorwała ostatnią parę cudownych szpilek, na które polowało sto kobiet dyszących mi za plecami, a ja na znak zwycięstwa pokazałabym im środkowy palec i kartę kredytową.
Tak się nie robi...
Należy przycisnąć buciki do piersi i gnać do kasy licząc, że ta setka za mną zbyt zajęta jest rozgrzewką przed walką na macie, o prawo pierwszeństwa do pościgu, niż tym, aby dorwać Arielę.
- Stawiam sto funtów na tego białasa – krzyknęłam po hiszpańsku, waląc wcześniej łokciem stojącego obok mnie mężczyznę.
Doszło do mnie ochrypłe parsknięcie. Facet nawet na mnie nie spojrzał, zbyt zajęty przyglądaniem się, jak jego ziomal rozkręca się i to dosłownie. Wcześniej walczyli na pięści, ale to raczej wolna amerykanka, bo właśnie z uczuciem życiowego spełnienia obserwuję ruchy brazylijskiej capoeira.
Jestem, kuźwa, w Niebie!
Wielgachna łapa zacisnęła się na mojej dłoni i chyba dopiero w tym momencie, facet zdał sobie sprawę, że po pierwsze nie jestem jego kumplem, a po drugie, wiązanka przekleństw, która przed chwilą popłynęła wartkim strumieniem z jego ust, zdecydowanie nie była przeznaczona dla uszu kobiet. Wystarczy, że powiem, iż wspomniał coś o wyrwaniu mojego penisa i wepchnięciu go w jeden z nielicznych otworów dostępnych w męskim ciele. Dla słabo kojarzących anatomię wyjaśniam, że zdecydowanie nie miał na myśli jamy ustnej.
- ¡Dios!
- Jeszcze nie. Ariela – uśmiechnęłam się potrząsając jego dłonią. Chryste! Jakbym podnosiła ciężary! – To co, kolego? Stawiam setkę na Rossa. Przyjmujesz?
Zanim zdążył odpowiedzieć, za moimi plecami powstało jakieś zamieszanie. Zostałam popchnięta, a że zupełnie nie spodziewałam się tego, poleciałam do przodu, pewna bliskiego spotkania z betonową podłogą.
- ¡Cuidado estúpido!* - warknął mój nowy kolega obejmując mnie wielkimi jak bochen chleba dłońmi. Bystre spojrzenie prawie czarnych oczu spoczęło na mojej twarzy, robiąc od razu szybki rekonesans, czy nie odniosłam żadnych obrażeń. Już go lubię, naprawdę! - ¿Está bien, señorita?*
CZYTASZ
Ariela. Parzący lód... Dziewczyny z klubu Fallen Angeles Tom 4
RomanceCyniczny i zimny jak lód prawnik kontra pełna ognia i pyskata dziewczyna. Ich starcia przyprawiają o dreszcze jej przyjaciółki, które tylko patrzą, czy dach nie wali im się na głowy. Ale właśnie dla jednej z nich, lady Ariela postanowiła wrócić do z...