Rozdział 19 - Detox...

5.6K 292 31
                                    

Arii...

Jak ogłuszona siedzę i patrzę na drzwi, którymi jakiś czas temu wyszedł Rafael. Co się tu, do cholery, wydarzyło? Ten obcy, który wygląda i mówi jak on, to nie ten sam mężczyzna, który kilka godzin temu kochał się ze mną w tym łóżku. Czy to jakiś żart? Co się, kurwa, dzieje?

Zacisnęłam pieści na kołdrze i poczułam coś pod palcami. Wciąż ogłuszona niezrozumiałym zachowaniem Rafaela podnoszę do góry dłoń. W pierwszej chwili nawet nie zdawałam sobie sprawy, co takiego trzymam w trzęsących się palcach. Zamrugałam powiekami, starając się obudzić z tego koszmarnego snu, w którym znalazłam się za sprawą Rafaela i jego słów, a mój wzrok po raz kolejny spoczął na tym co trzymałam w palcach. Serce przestało mi bić, a żółć podeszła aż do gardła. Zerwałam się z łóżka, starając się nie przewrócić w plączącej nogi pościeli, pognałam do łazienki. W ostatniej chwili zdążyłam pochylić się nad ubikacją, gdy moim ciałem zaczęły wstrząsać gwałtowne torsje.

Piekło... Rozrywało mi wnętrzności, jakby ktoś tępym narzędziem oddzielał mięśnie od kości, wywlekał na wierzch wnętrzności.

Wyczerpana, płacząc i przeklinając zwinęłam się w kłębek na zimnej podłodze przyciskając kolana do piersi. Prawą dłonią sięgnęłam do szyi i chwyciłam niewielkiego puzzla zaciskając na nim lodowate palce.

Tak zimno... Ten ziąb sączy się gdzieś spod mojego ciała, zabierając ze mnie ciepło. Powoli przestaję czuć cokolwiek. Nie czuję nawet bicia serca... Każdy oddech wyrwany ze ściśniętych płuc wywołuje prawie agonalny ból.

Jestem martwa...

***

- Arii?

Jak z oddali słyszę szybkie kroki. Mam niejasne wrażenie, że zbliżają się coraz bardziej, a podłoga pode mną drży, jak przy uderzeniach młota. Słyszę też głos, najpierw z oddali, zbliża się coraz bardziej, i ktoś mną potrząsa, ale nie jestem w stanie zareagować w żaden sposób. Dotyk ciepłej dłoni parzy mi skórę. Chcę krzyczeć, strząsnąć z siebie ten żar, który zwęgla mnie od zewnątrz.

– Arii! Jezu Chryste!

Moje ciało szybuje. Mimo, że jestem martwa, czuję na skórze powiew powietrza i silne ramiona, coś miękkiego otula mnie... Do bezdennej studni, w której się znajduję docierają do mnie głosy, zapach wieczornego powietrza i szum silnika.

Znowu szybuję, jak mały papierowy samolocik. Ktoś płacze, ale to chyba nie ja. Nie wiem dlaczego, ale jestem pewna, że ja już nie mam łez. Wszystkie wylałam. Jestem pusta i tak cholernie martwa...

Moja głowa leży na czymś zimnym i mokrym, ale nie mam siły się ruszyć. To wymagałoby ode mnie zbyt dużej energii, której nie mam. Coś się zmienia w otaczającej mnie ciszy, zapachy są znajome tak samo jak dotyk chłodnej dłoni. Chciałabym otworzyć oczy, ale nie mam w sobie siły. To tak diabelnie trudne, gdy w środku twoje myśli rozbijają się o rozszarpane serce. Nie mogę skupić się wystarczająco, aby zmusić mięśnie do jakiegokolwiek wysiłku.

- Otwórz oczy, Arii...

Nagle pojawia się nowy głos, tak dawno go nie słyszałam i tak strasznie za nim tęskniłam. Moje martwe do tej pory serce zaczyna bić, a gdy pokonując niemoc uniosłam powieki, zobaczyłam fiolet. Najpiękniejszy ocean ametystowych tęczówek.

- Gabi... - wyszeptałam czując jak ze wzruszenia moje gardło zacisnęło się tłumiąc szloch. – Moja Gabi...

Wróciła... Jesteśmy w komplecie.

- Wróć do nas, aniele...

Ametystowe tęczówki wypełnione błyszczącymi jak gwiazdy łzami... Walczę ze sobą, starając się nie poddać tej lodowej pięści, która wciąż trzyma z całej siły moje serce. Delikatne ramiona oplatają mnie. Czuję na szyi ciepły oddech i szczypanie słonych łez.

Ariela. Parzący lód... Dziewczyny z klubu Fallen Angeles Tom 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz