Ari...
Rano obudziłam się dziwnie wypoczęta, chociaż myśli nie pozwalały mi zasnąć przez większą część nocy. Czułam się dziwnie bezpieczna, gdy wiedziałam, że Ross śpi w pokoju gościnnym w moim apartamencie. W tej chwili był jedynym mężczyzną, którego potrafiłam dopuścić tak blisko siebie, i którego obecność przynosiła mi spokój. Wykorzystywałam go. On o tym wiedział i się na to godził. Ja o tym wiedziałam, ale w końcu będę musiała pozwolić mu zająć się własnym życiem, a swoje walki prowadzić sama. Zacznę od dzisiaj, gdy stanę przed dwoma wścibskimi facetami, bo to że stawią się tu jest pewne jak amen w pacierzu.
Zazwyczaj pojawiali się przed południem, dając nam łaskawie się wyspać. Minęła dopiero ósma rano, więc miałam dużo czasu, żeby przygotować się na ich wizytę, w spokoju zjeść śniadanie i wypić herbatę. Wzięłam szybki prysznic starając zmyć z siebie stres i zmartwienia. Zjechaliśmy z Rossem windą do małego salonu obładowani siatkami z prezentami, które postanowiłam ukryć w pracowni.
Nic mnie nie przygotowało na widok czekających na mnie gości. Z kanapy podniosły się dziewczyny oraz trzech mężczyzn. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Cristobal znowu przyleciał do Edynburga. Dopiero po sekundzie rozpoznałam wysokiego szczupłego mężczyznę.
Zabrakło mi tchu...
Jezu Chryste! Co on tutaj robi?!
Rafael stał pomiędzy mężczyznami i mierzył gniewnym wzrokiem stojącego obok mnie Rossa. Wściekłość, która pojawiła się na twarzy Rafaela jeszcze kilka dni temu potrafiłaby unieruchomić mnie w miejscu. Teraz, czując jedynie dziko walące w piersi serce, zmierzyłam go spojrzeniem.
Rafael wyglądał na zmęczonego, widocznie nocne życie w Nowym Yorku nie służyło panu mecenasowi. Miał cienie pod oczami, wyraźnie bladą cerę, a zwykle błyszczące niebieskie oczy były zamglone. Nieogolony, w pogniecionym ubraniu wyglądał jak cień mężczyzny, którego znałam.
Walcz, Ari... Nie pozwól popłynąć łzom...
Nie spodziewałam się, że Rafael ponownie pojawi się w Edynburgu. Nie po artykule, który ukazał się kilka dni temu. Postanowiłam pod bezczelnością ukryć szalejącą we mnie burzę uczuć.
- Proszę, proszę... Komitet powitalny. Nie za wcześnie na wizyty? Jak tak dalej pójdzie będę musiała złożyć do Counsilu wniosek o mieszkanie socjalne z uwagi na przeludnienie. Tutaj zaczyna robić się trochę tłoczno.
- Ari, dlaczego nie wróciłaś wczoraj? – Gabi podeszła do mnie, patrząc z niepokojem. – Martwiliśmy się o ciebie.
Kątem oka obserwowałam Rafaela. Ciemniejące z każdą chwilą spojrzenie utkwił we mnie mierząc od góry do dołu moje mokre włosy zwinięte w niedbały kok, koszulkę na cienkich ramiączkach i leginsy. Po śniadaniu miałam zamiar spalić na naszej siłowni tych kilka, a raczej kilkanaście kieliszków wina, które pozwoliły mi przetrwać ostatnie dwa dni.
W powietrzu zaczęło wibrować, jak przed uderzeniem cyklonu.
- Wysłałam wam smsa, że zostajemy z Rossem u Nathana – spojrzałam przez ramię na Rossa.
Stał w swobodnej pozie trzymając w ręku siatki z prezentami. Ubrany w krótkie spodenki i koszulkę, miał jeszcze wilgotne po prysznicu włosy. Jego wygląd i strój bezsprzecznie wskazywały, gdzie spędził noc.
- Poza tym wróciliśmy wczoraj. Nie budziłam was, bo było już bardzo późno. A teraz zostawimy was na chwilę. Czy możesz zrobić Rossowi kawy? Dopiero wstaliśmy i jeszcze nie zdążyliśmy zjeść śniadania.
Nie czekając na reakcję Gabi, chwyciłam Rossa za rękę i pociągnęłam za sobą. W miarę bezpieczna za zamkniętymi drzwiami własnej pracowni z całej siły starałam się opanować. Moje nogi były miękkie jak plastelina. Oparłam dłonie o biurko i z pochyloną głową zaczęłam spazmatycznie łapać powietrze. Wiedziałam, że nie mogę się tutaj ukrywać w nieskończoność. W każdej chwili mógł tu wparować wściekły smok.
CZYTASZ
Ariela. Parzący lód... Dziewczyny z klubu Fallen Angeles Tom 4
RomanceCyniczny i zimny jak lód prawnik kontra pełna ognia i pyskata dziewczyna. Ich starcia przyprawiają o dreszcze jej przyjaciółki, które tylko patrzą, czy dach nie wali im się na głowy. Ale właśnie dla jednej z nich, lady Ariela postanowiła wrócić do z...