Pakując ostatnie rzeczy do walizki i zamykając mieszkanie na klucz czuł się, jakby zdradzał swoje miasto, szpital i pacjentów, którzy go potrzebują. Jednak rozmowa z chłopakiem, którego spotkał, wracając z nocnej zmiany dała mu do myślenia.
Był przemęczony, źle sypiał, źle się odżywiał, nie miał kompletnie czasu dla siebie. Jako lekarz kazał wszystkim wypoczywać, jednak sam ignorował potrzeby swojego organizmu. Po czterech latach pracowania dzień w dzień wreszcie to zrozumiał. A potrzebował rozmowy z jakimś podlotkiem z Ulsan...
Otoczenie hotelu w Daejeon było pełne zieleni i egzotycznych roślin. Przynosiło na myśl lasy tropikalne, chociaż brakowało tu strzelistych drzew hebanowych i lian.
Wszedł do recepcji, która bardzo mu się podobała. Była powiewem świeżości, czystością, która nie była sterylna, tętniło tu życie, a nie guzy wiezionego na salę operacyjną pacjenta.
Właściciel hotelu był w podobnym wieku do Hoseoka. Porozmawiali chwilę, przypadli sobie do gustu, a Kima wezwano do ważnej sprawy.
Zaskakująco otwarty i serdeczny człowiek – pomyślał.
Jung starał się cieszyć swoim krótkim urlopem. Zjadł smaczny obiad, spędził dwie godziny na basenie i siłowni, pozwiedzał trochę ciekawych miejsc, odkrył bar i gigantyczną salę gier, ale nie miał na to zupełnie ochoty, kiedy był sam.
Jako że przybył na miejsce dość późno, dzień zleciał jak pstryknięcie palcem. Nadeszła noc i tak jak się spodziewał – nie mógł zasnąć.
Normalnie o tym czasie zaczynałby zmianę. Sprawdziłby stan uroczej staruszki po operacji wyjmowania śrub z kolana, pochodziłby trochę po salach, pomógł kolegom ustawiać grafiki operacji, przyjąłby na oddział dziesiątki nowych ludzi z nagłymi potrzebami, znów by kogoś reanimował, ratował, zgadzał się na śmierć, stwierdzał zgon, schodził do kostnicy.
Może dobrze, że jest jednak tutaj?
Ukończył studia ze specjalizacją kardiochirurga, jednak teraz pracował jako lekarz "awaryjny" jak to zwykł nazywać. Uczestniczył tylko w operacjach nocnych, nagłych, więc praktykował w zasadzie chirurgię ogólną. Cholernie niedorzeczne. Jak on sam.
Myślał tak, chodząc późną nocą po śpiącym hotelu. Wszędzie paliły się światła, w razie gdyby ktoś chciał się przemieszczać, ale dla niego równie dobrze mogło być ciemno, bo patrzył tylko w okna. Okrywał się błękitnym swetrem, jakby mógł go uchronić przed niebezpieczeństwem mroku, otulić wreszcie do snu, który nie przybywał, nie chciał odpuścić mu duchowego powrotu do swojej krwawej i bolesnej codzienności.
Nie powinien tak funkcjonować, nie powinien wystawiać ludziom recept na choroby, o których niewiele wiedział, których nie leczył. Nie powinien dawać leków Taehyungowi, tylko wysłać go z matką do neurologa, powiedzieć, żeby zakupili BiPAP, żeby przeszła na żywienie dojelitowe. Przecież tabletki nic nie zmienią, po co dawać mu nadzieję?
Taki był, naiwnie wierzył, zarażał tym innych. Nie cierpiał smutku i łez, które atakowały go teraz i owijały obślizgłymi mackami, wciskały się do jego gardła i krtani, blokowały oddech...
– Dobry wieczór, nie śpi pan jeszcze? – usłyszał za plecami. To był Kim Seokjin. Jung odwrócił się, przywołując wyuczony uśmiech "dla pacjentów".
– Ach, nie. Nocne zmiany, rozumie pan...
– Trudno pozbyć się nawyków, coś o tym wiem – zaśmiał się serdecznie, ale bardzo cicho.
– A pan? Wciąż w pracy?
– Tak... – Kim uciekł wzrokiem na krzywo postawioną doniczkę. Poczuł silną potrzebę, by ją poprawić. – W zasadzie nie. Może, skoro nie spieszy się pan do pokoju, przeszlibyśmy się na mój mały punkt widokowy?
Hoseok przyjrzał mu się dokładnie. W ciepłej twarzy i serdecznych oczach nie było żadnej negatywnej emocji. Tylko cierpliwość, spokój, wyrozumiałość. Mieli ze sobą coś wspólnego, czuł to już w chwili przyjazdu.
– Z przyjemnością.
Punktem widokowym Seokjina okazał się niewielki balkonik na samiutkim dachu, wciśnięty między dwie pokryte dachówkami wieżyczki, tuż za drzwiami "tylko dla personelu". Rozpościerający się stąd widok zapierał dech. Wielki ogród przynależny do Soul Hotel, wijąca się droga i pulsujące światłem miasto na horyzoncie. Z tej perspektywy widział każdą gwiazdę na niebie. Księżyc w fazie wzrastającego sierpu im nie przeszkadzał.
Oglądał profil milczącego właściciela. Opierał łokcie na balustradzie, lekki wiatr kołysał jego roztrzepanymi, ciemnobrązowymi włosami.
– Często pan tu bywa?
– Tak... przejdźmy może na ty. Seokjin – wyciągnął do niego dłoń.
– Hoseok – uśmiechnął się szeroko. Zawładnęła nim głupawa, dziecięca radość, jakby właśnie zdobył przyjaciela, którego tak mu brakowało. To tylko imię – powtarzał sobie.
– Ten hotel to było moje marzenie. Poświęciłem mu całe swoje serce i czas. Zresztą, z pewnością wiesz, co to znaczy stawiać pracę ponad wszystko – pogłaskał dach jak ulubionego zwierzaka.
– Aż za dobrze.
– Wychowałem się w bogatym i okrutnie przestarzałym dworku. Nigdy nie podobało mi się, jak traktowana była tam służba, więc potajemnie przyjaźniłem się z synem kucharki. Gdy obaj dorośliśmy, postanowiliśmy założyć ten hotel i witać każdego gościa personalnie. By łamać konwenanse.
– Dajecie we dwójkę radę?
– Aktualnie robię to sam. To skomplikowane...
Zapadła cisza. Nie była niezręczna, ale nie można było nazwać jej przyjazną. Zawisła między nimi jak pajęcza nić.
Przez jedną, krótką chwilę słabości zobaczył smutek w oczach Seokjina. Poczuł z nim jedność. Położył swoją silną, ale umęczoną pracą dłoń na jego prawym ramieniu. Kim spojrzał na niego. Nic nie mówił, jednocześnie dziękując mu bez słów. I Hoseok zaczął mu dziękować bez słów, wzruszony tym spotkaniem, bezsenną nocą dwóch mężczyzn, na których barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność. Każde ich omsknięcie ręki kosztowało miliony. Lub czyjeś życie.
Byli zupełnie inni, ale mieli ze sobą tyle wspólnego...
CZYTASZ
seventh soul 》 bts, yoonmin, taekook ✔
Fanfiction❁ Każda wielka rzecz rozpoczyna się od czegoś małego. ❁ Każda błyszcząca rzecz powstaje w mroku. ❁ Każdy blask rzuca cień. Każdy cień śledzi blask. ❁ Każdy wielki świat wzbudza niepokój. Każdy niepokój jest cieniem. ❁ Każdy cień może pochłonąć blask...