Dla wszystkich, którzy już nie muszą iść samotnie...
– No to jak? Jesteś gotowy?
Zacisnął ręce na materiale cienkiej koszuli. To był zupełnie nie jego styl, ale jakby nie patrzeć, to właściwie nie miał własnego stylu. Liczyło się tylko czyja jest ta koszula. Prócz litra perfum, które na nią wylał, Taehyung wciąż wyczuwał zapach papierosów i zielska.
Gdy palili razem w środku jego pola kukurydzy działy się dziwne rzeczy. Taehyung nigdy jeszcze nie był tak rozluźniony, tak odważny. Nie wyżalał się ze swoich problemów nikomu prócz Yoongiego. Nie wiedział, że przy Jeongguku tak się rozklei, tak mu ulży. Że poczuje się taki kochany i wartościowy w jego silnych ramionach. Że wcale nie będzie bał się jego bliskości.
– Myślę, że tak...
Jeongguk uśmiechnął się lekko. Sięgnął po gitarę, którą przed chwilą skończył stroić.
– To razem?
Obaj byli weseli. To był ich pierwszy, wspólny krok w – być może – wspólnym życiu.
– Tak.
I razem wcisnęli guzik "wyślij".
Spletli ze sobą palce wskazujące, ale Jeongguk szybko to przerwał i zawiesił wzrok gdzieś pod sufitem.
– Wszystko okej?
– Jasne. Cieszę się. Idziemy?
Taehyung skinął głową. Odsunęli prowizoryczną kurtynę z obrusu i stanęli przed niewielka publicznością przytulnej kawiarenki. Doświadczenie Kima ograniczało się do improwizacji z Jeonggukiem w Tokyo.
Usiedli naprzeciw siebie na barowych krzesłach i całe nerwy, jakie obezwładniły go parę chwil wcześniej, prysnęły. A wystarczyło spojrzeć na spokojną i skupioną twarz swojego kompana...
Im bardziej poznawał Jeongguka, tym bardziej osobliwy mu się wydawał. Obserwował jego otępienie, dezorientację, wybuchy śmiechu i płaczu, totalną huśtawkę emocjonalną. Za to nigdy nie widział, żeby się złościł. Gdy go o to zapytał, Jeon odpowiedział, iż rzeczywiście nie pamięta kiedy był zły.
Może to nie było wcale takie dobre?
Mieli na koncie sporo prób i pełen asortyment piosenek w różnym stylu, ale najlepiej czuli się w spokojnych balladach. Od takiej zaczynali też dzisiaj.
Zazwyczaj Taehyung czuł się lepiej śpiewając drugi. Ale tym razem zgodził się na pierwszy refren.
–One day I'll wake up feeling more... – śpiewał, patrząc na skupionego na zmianie akordów chłopaka. Jego mocno zarysowana szczęka trwała w bezruchu, chociaż zazwyczaj drżała lekko, kiedy nie mówił. Jego oczy, choć wbite w gitarę, cicho nuciły o szczęściu i spełnieniu. Chyba naprawdę kochał być na scenie.
Jeongguk z wierzchu wydawał się osobą spełnioną i beztroską. Było go stać na wszystko, czego sobie zażyczył, miał sztab usługujących mu ludzi, był najprzystojniejszy na świecie i wszechstronnie utalentowany.
A jednak coś pchało go w sidła nałogów, jednak jego piękne ręce ciągle się trzęsły, jednak – jakimś cudem – spadał ze schodów we własnym domu, jednak wypłakiwał litry łez i bełkotał o niezrozumieniu.
Mimo wszystko przyszedł i zapalił w sercu Taehyunga lampkę, która jaśniała z każdym kolejnym słowem i piosenką. Dzięki niemu ten zwykły chłopak ze wsi czuł się czasem mniej zwykły. Był odrobinę bliżej tego, by uwierzyć, że ma jakąś wartość i że ktoś naprawdę może chcieć się z nim przyjaźnić.
Ich problemy były zupełnie inne, jednak łączyło ich to, że obaj je mieli. Obaj nie potrafili ich rozwiązać. Ale było im łatwiej trwać w nich u boku tej drugiej, całkiem innej osoby.
– Couse we were ships on the night, night, night...
Wyszeptał do mikrofonu, a Kim poczuł się tak, jakby Jeongguk szeptał tylko do niego.
CZYTASZ
seventh soul 》 bts, yoonmin, taekook ✔
Fanfiction❁ Każda wielka rzecz rozpoczyna się od czegoś małego. ❁ Każda błyszcząca rzecz powstaje w mroku. ❁ Każdy blask rzuca cień. Każdy cień śledzi blask. ❁ Każdy wielki świat wzbudza niepokój. Każdy niepokój jest cieniem. ❁ Każdy cień może pochłonąć blask...