Taehyung był roztrojony po rozmowie z Namjoonem. Nie wiedział kim on jest, skąd zna Jimina i Yoongiego, ani dlaczego tak mu zależy, by zemścić się na tym pierwszym.
Mimo osobliwości tego człowieka musiał się z nim zgodzić co do tego, że Jimin nie zasługiwał na wszystko co zgarniał od życia. Zabierał mu Yoongiego za każdym razem. Czas położyć temu kres.
To zmotywowało go do wzięcia udziału w castingach Hit Labels. Dziś zamierzał powiedzieć o tym ojcu. Nie obchodziło go jak zareaguje, czy mu pozwoli, jak będzie z pieniędzmi, jak schorowany mężczyzna będzie sobie dalej radził. Taehyung musiał się stąd wreszcie wyrwać. Nie ważne jakim kosztem.
Lecz jak się szybko okazało, był na zawsze związany z tym domem. Im bardziej próbował się wyrwać, tym mocniej przyciągał go do siebie.
Nie znalazł ojca w domu, ale go to nie dziwiło, bo były żniwa. Widział i słyszał kombajn w polu, więc wzruszył ramionami, przesuwając rozmowę na wieczór.
Jednak coś go w tym wszystkim dziwiło. Monstrualna maszyna od paru minut stała w miejscu, wyła i ryczała, trzęsąc się każdą pojedynczą śrubą i blachą.
Uważając, by przypadkiem nie został przejechany zaczął przedzierać się przez wysokie kłosy i wołać ojca. Na marne, bo kombajn pracował tak głośno, że to aż niemożliwe, by cokolwiek usłyszał.
Zaczął biec. Zobaczył sylwetkę ojca; opierał głowę na kierownicy, a to nie wróżyło nic dobrego.
Przyspieszył, przewrócił się o wystający korzeń, lądując twarzą w ziemi. Po chwili dobył do kombajnu i roztrzęsiony od adrenaliny wspiął się po podrdzewiałej drabinie do kabiny kierowcy.
– Tato! – wołał, potrząsając nim. Brak reakcji. Jego ciało osuwało po każdym ruchu Taehyunga.
Z trudem odchylił go do tyłu na siedzeniu i sprawdził jego oddech.
Pięć, dziesięć, dwadzieścia sekund. I nic.
Spanikował.
Nie wiedział co robić, bo nie był w stanie ściągnąć go z maszyny, nie mógł go przecież zrzucić, bo mógłby połamać mu wszystkie kości. Kabina była zbyt mała na przeprowadzenie sztucznego oddychania.
Zeskoczył z drabiny i wyciągnął telefon. Przeklął pod nosem na brak zasięgu i wybiegł z pola na podjazd. Według jego poczucia czasu trwało to tysiąc lat.
Zadzwonił po karetkę, a później wszystko działo się tak szybko, równocześnie chorobliwie się przeciągając.
Po przyjeździe medyków okazało się, że sztuczne oddychanie na nic by się nie zdało. Był martwy od godziny. Od godziny, którą Taehyung zmarnował jadąc do Daegu i z powrotem, bez celu, bez leków, które być może pozwoliłyby mu żyć dłużej.
W pewnej chwili Taehyung zupełnie się wyłączył. Przestał odpowiadać na pytania i wpatrywał się tępo w przestrzeń. Poczuł się zupełnie pusty.
Nie był emocjonalnie związany z ojcem. W chwili, gdy zamykali go w czarnym worku myślał o swojej matce, która dusiła się, patrząc na męża załzawionymi oczami, niezdolna, by poprosić o pomoc.
Taehyung nie czuł nic. Czekał aż wszyscy odjadą i zostanie sam. Wtedy usiadł w oknie z butelką wódki i nadal patrzył gdzieś daleko przed siebie, w ciemną bezgwiezdną noc, w zupełnie ciemnym i pustym domu. Tak ciemnym i pustym jak on.
CZYTASZ
seventh soul 》 bts, yoonmin, taekook ✔
Fanfiction❁ Każda wielka rzecz rozpoczyna się od czegoś małego. ❁ Każda błyszcząca rzecz powstaje w mroku. ❁ Każdy blask rzuca cień. Każdy cień śledzi blask. ❁ Każdy wielki świat wzbudza niepokój. Każdy niepokój jest cieniem. ❁ Każdy cień może pochłonąć blask...