17

1.5K 118 28
                                    

Rozi ciągle coś pisać od jakiegoś czasu, a Alan zdążył zobaczyć, że gdziekolwiek by nie poszedł, to po pewnym czasie zawsze wraca do tego miejsca gdzie był na początku. Co najdziwniejsze wcale się nie męczył tym spacerowaniem, a gdy zaczął biegać przez dłuższy czas, to nie zmęczył się ani trochę. W końcu odpuścił sobie bieganie i usiadł na ziemi patrząc na swojego tymczasowego towarzysza.

- Kim jesteś? - spytał go w końcu.

- Jestem tak jakby czyścicielem - odpowiedział po chwili namysłu. - Ale i zarazem zajmuje się twoimi sprawami gdzie musisz trafić.

- A co należy do obowiązków czyściciela?

- Czyściciel to duch, który zajmuje się tobą po śmierci i przyprowadza do stanu używalnego, czyli jak umarłeś przez skok z budynku to sobie dużo rzeczy złamałeś czy skręciłeś. Moim zadaniem jest ci to wszystko ponastawiać, tak byś mógł normalnie funkcjonować, rozumiesz?

- Tak, chyba tak.

- No dobra, skończyłem - powiedział odrywając długopis od kartki i składając ją na pół. - Masz, to dla ciebie.

Podał mu zieloną kartkę.

- A to dla Atrosa - dał mu żółtą kartkę.

Alan chciał już się o coś spytać, ale tamten nadepnął na coś na podłodze, a ta pod Alanem pękła na pół. Chłopak nawet nie zdążył zareagować, a tamten pomachał mu na do widzenia i ponownie nacisnął coś na podłodze, a ona się naprawiła. Nastolatek spadał powoli w dół, nagle krzyknął przerażony, widząc pod sobą z daleka ziemię, która bardzo szybko się do niego zbliżała. Już miał zasłonić twarz i zderzyć się z podłogą, ale w tym samym momencie coś go złapało. Od razu rozpoznał ten dotyk, więc tylko westchnął ciężko.

- Cieszę się, że cię widzę - Alan natychmiast otworzył oczy zdziwiony. Nie przez same jego słowa, a ton głosu. Atros powiedział to tak jakby chciał powiedzieć, że się o niego martwi.

- A ja jakoś nie - warknął do niego.

Nie mógł już tłumić swojej nienawiści i frustracji do niego. Był na niego zły za wszystko, co mu zrobił i zapewne chciał jeszcze zrobić. Miał największą ochotę oderwać mu głowę razem z kręgosłupem i zrobić sobie z niej trofeum.

- Martwiłem się o ciebie - powiedział Atros, robiąc sztuczny, zatroskany wyraz twarzy i razem z Alanem wylądowali na ziemi.

- Uch, a o co?! - spytał rozzłoszczony.- Może o to, że zabiłeś mnie i prawie całą moją rodzinę?!

- Przepraszam za to... - powiedział skruszonym głosem Atros.

- No ty sobie chyba żartujesz!-wykrzyczał mu w twarz. - Ty myślisz, że twoje przepraszam coś zmieni?! Że kurwa, ja ci...! Wybaczę i będę z tobą szczęśliwy?!

- Nie myślę tak, chciałem tylko cię przeprosić.

- Wiesz gdzie to swoje przepraszam możesz wsadzić?! W dupę! Daj mi spokój! Co ty sobie...

Atros stał i słucham co tamten do niego krzyczy. Wiedział, że zrobił źle i schował swoją dumę, przyznając się do błędu. Dobrze wiedział, że zabijając go źle zrobił i tamto zdarzenie nie powinno mieć nigdy miejsca. Wtedy był tak wściekły na niego, że Alan śmiał na niego podnieść rękę... Wszystko zadziało się dla niego zbyt szybko... Nie panował nad tym co robi... Był po prostu wściekły i chciał go skrzywdzić. Nie pomyślał wtedy o tym, że może go zabić...

- ... Jesteś okropnym, głupim, egoistycznym chujem! Nienawidzę cię!- skończył wreszcie rozzłoszczony Alan.

Gdy wypowiedział ostatnie słowa poczuł się o wiele lepiej. Wreszcie wyrzucił z siebie swoje wszystkie pretensje i złości. Spojrzał na Atrosa, który wpatrywał się w koperty które trzymał. Przypomniał sobie, że jedna jest dla niego, a druga dla tego czegoś. Wyrzucił jego kopertę na ziemi i wymamrotał niewyraźnie, że to dla niego, a sam swoją otworzył. W niej było napisane tylko, że czeka go wieczne potępienie. Prychnął na to i rzucił tym w Atrosa, który patrzący na swoją kartkę spojrzał na niego spod uniesionej brwi.

- Zostajesz tu na zawsze- uśmiechnął się delikatnie.

- Wasze niedoczekanie! Wychodzę - powiedział i zaczął iść przed siebie.

Atros tylko zaśmiał się za nim i zaczął iść obok niego.

- Nie możesz z stąd wyjść- odpowiedział  i złapał go za rękę.

- Wszystko mogę! - krzyknął w jego stronę i zabrał dłoń z jego uścisku.

Nie marzyło mu się jakoś by tamten dotykał jego dłoni. Nienawidził jego dotyku, każdy kojarzył mu się z tym, jak go krzywdził. Zawsze go dotykał i drapał, a on sobie nie życzy tego by tamten choćby na niego patrzył, a co dopiero dotykał. Atros westchnął smutny na jego gest.

- Nie możesz. Marsz przed siebie nic ci nie da - powiedział łagodnie i spokojnie do niego.

- Czemu niby nic mi nie da!? - spytał zły zatrzymując się i patrząc mu w oczy.

- Ponieważ dojdziesz tylko do innego demona, a ty zmierzasz właśnie do mojego kolegi.

Alan krzyknął na całą okolicę i zawrócił wściekły do zamku Atrosa. Demon od razu za nim poszedł z uśmiechem na ustach. Dotknął jego ramienia, ale tamten tylko z zrzucił jego rękę i tylko warknął, żeby spierdalał od niego. Spójrzał na niego smutny i zaczął za nim smętnie iść.

- Jak stąd można wyjść? - spytał Alan już trochę bardziej spokojny, spoglądając na niego.

- Ty nie możesz - odpowiedział i zerknął na niego.

- Dlaczego niby?! - spytał ponownie wściekły.

- Ponieważ ty masz tu za karę zostać na wieki.

- No i chuj mnie to obchodzi! JA STĄD WYCHODZĘ! - krzyknął najgłośniej jak umiał.

Atros wzdrygnął się, gdy usłyszał jego krzyk.

- Nie możesz, dla dusz takich jak ty nie ma wyjścia. Sami znikacie, gdy przyjdzie wasz koniec siedzenia w tym miejscu.

- Super! Zajebiście mnie załatwiłeś! Ty chuju zjebany! Umrzyj w cierpieniach ty szmato!- zaczął się na niego wydzierać.

- Ale ja przecież już umarłem... - powiedział cicho do siebie Atros.

Atros ponownie słuchał jak tamten go obraża. Znowu poczuł się źle, widząc co mu zrobił. Nie chciał go przecież zabić, to była chwila, którą on niestety źle wykorzystał. Czuł, że zrobił mu przykrość i żałował tego. Teraz żalenie się nad swoim losem nic mu nie pomoże. Atros go musiał jakoś udobruchać, lecz teraz wolał żeby sam z siebie się uspokoił.

-... Nienawidzę cię! - krzyknął na niego ze łzami w oczach i przetarł je załamany zaczynając jeszcze mocnej płakać.

Atros widząc to, troskliwie podszedł do niego. Objął go i zaczął głaskać po plecach uspakajając go. Alan na chwilę całkowicie zapomniał, o tym kto go przytula i po prostu go objął. Schował twarz w jego ramieniu, nieprzerwanie płacząc. Demon poczuł miłe uczucie czując jego ciepło, to było dla niego doskonałe i bardzo przyjemne. Mógł nawet przyznać, że przyjemniejsze niż znęcanie się psychiczne i fizyczne nad nim.

I Hate You|Yaoi| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz