rozdział czternasty; Sugerujesz, że zostaniemy w domu całkiem sami?

4.7K 235 616
                                    

Minęły dwa dni od imprezy Stylesa; dwa dni odkąd widziałem Harry'ego; dwa dni podczas których post Rachel nabierał popularności. Minęły dwa dni, nim został usunięty. Ludzie byli podzieleni. Na początku byłem zrozpaczony falą hejtu i kolejnym przejawem nienawiści skierowaną w moją stronę, ale później zauważyłem również drugą część, w której odnalazłem poparcie. Może dlatego Rachel usunęła post, albo został usunięty przez liczne zgłoszenia moich przyjaciół i znajomych. Nie chciałem w to więcej wnikać. Chciałem tylko otworzyć ludziom oczy i sprawić, by przestali zachowywać się idiotycznie, ale byli wciąż zbyt naiwni.

Kiedy nadeszła Wigilia właściwie byłem zajęty pomaganiem rodzicom w świątecznych przygotowaniach, więc nie myślałem o tym zbyt wiele. Mieliśmy całkiem dużo roboty, a w tym wszystkim jak zwykle przeszkadzały nam bliźnięta. Starałem się je czymś zająć, jednocześnie pomagając w kuchni i ubierając z nimi i Lottie choinkę.

Święta nigdy nie były aż tak do bani jak w tym roku. Zero śniegu, zero eufori, wszystko było takie... obojętne odkąd odeszła mama. Wraz z jej śmiercią czułem, jakby mój świat stracił większą część słońca. I chociaż ogólnie radziłem sobie całkiem nieźle, takie duże wydarzenia przypominały mi o tym, jak strasznie mi jej brakuje. Myślałem nawet nad tym, czy nie zostać w domu, ale tata uświadomił mnie, że wtedy będzie tylko gorzej.

Nie pokazywałem przy dzieciakach swojej gorszej wersji i teraz tańczyłem z Ernestem w ramionach do świątecznej piosenki. Nie chciałem również przekładać swojego złego humoru przede wszystkim na Lottie i ojca.

Odłożyłem malca na dywan, gdzie jego siotra bawiła się przytulanką, aby zawiesić na czubku drzewa świątecznego gwiazdę. Kiedy czułem, że jestem blisko rozsypania się, usłyszałem dzwonek do drzwi. Wszyscy oczywiście byli zajęci, więc padło na mnie.

– Jak zwykle jestem wykorzystywany w tej rodzinie – skomentowałem ich zachowanie, wymijając ojca i Evelyn, gdy podszedłem do drzwi frontowych. Zajrzałem ze znudzeniem przez wizjer, nagle niemalże podskakując w miejscu, gdy ujrzałem po drugiej stronie twarz wyczekującego na jakąś reakcję Harry'ego. Szybko więc przekręciłem zamek w prawo, następnie otwierając drzwi na oścież i przeklinając los za to, że musiałem mieć na sobie akurat rozciągnięte spodnie dresowe i bluzę z nadrukiem Grincha oraz podpisem "Nienawidzę świąt".

– Cześć... – usłyszałem jego głęboki, wciąż miękki i niezbyt pewny głos, jednak nie wiedziałem jak podczas tego jego wargi wychylają się chyłkiem, zbyt zahipnotyzowany widokiem bukietu składającego się z kilku zgrabnych róż udekorowanych w szary, elegnacki papier. Smukła dłoń uścisnęła bukiet sprawiając, że opakunek zaszeleścił i to nieco sprowadziło mnie na ziemię. Rozejrzałem się po twarzy Harry'ego, mrugając ze spokojem.

– Hej – uśmiechnąłem się nikle. – Czy to dla mnie? – uniosłem brew, bardziej kuląc się, gdy poczułem podmuch chłodnego powietrza.

– Tak... Um... – był wyraźnie zakłopotany – przyszedłem cię przeprosić za swoje zachowanie.

Chciałem coś powiedzieć, ale usłyszałem szmery za sobą i skrzywiłem się, gdy Lottie i Evelyn wyglądały przez korytarz, by tylko nas podsłuchać. Automatycznie zrobiłem krok w tył i zatrzasnąłem za sobą drzwi, krzywiąc się nerwowo. Spojrzałem na altankę, gdzie znajdował się mały stoliczek i dwa fotele bujane.

– Wybacz... może usiądziemy tutaj? – westchnąłem ciężko, bo co do cholery? Przecież nigdy nie przewidywałbym, że Harry nie odzywa się do mnie telefonicznie, ponieważ chciał spotkać się w cztery oczy.

– Jest trochę zimno... – mimo uwagi, w końcu ruszył razem ze mną w stronę siedzeń.

– Uwierz, że wolisz trochę pomarznąć niż mieć do czynienia z moją siostrą i macochą – pokręciłem głową, gdy usiedliśmy, krzywiąc się na mróz.

King Of The School • ls; zmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz