rozdział dziewiętnasty; Harry nie jest tak idealny, jak go postrzegałeś.

3.1K 228 425
                                    

Koniec końców zrobiłem tak, jak polecił mi Zayn i Liam. Nawet nie próbowałem kontaktować się z Harrym telefonicznie, co było trudniejsze niż przypuszczałem przez fakt, że od jakiegoś czasu przecież pisaliśmy ze sobą prawie non stop. Nie byłem w stanie słuchać mojej ulubionej muzyki, już nie wspominając o tym, jak drugiego dnia od jego zniknięcia, kiedy słuchałem albumu Lany, włączyło się "Ride", do którego Harry śpiewał w sylwestrową noc, w trakcie naszego zbliżenia.

Sam nie wiem, czego właściwie chciałem i co uważałem za słuszne. Nie wydawało mi się, żebym w jakikolwiek sposób żałował tego, co zapoczątkowałem z chłopakiem. W końcu on wniósł do mojego życia przez ten krótki odcinek czasowy wiele dobrych rzeczy. Dzięki niemu poczułem się lepiej sam ze sobą, jednocześnie zyskałem więcej pewności siebie, a z drugiej strony sprawiał, że czułem się po prostu... spokojniejszy. Dawał mi błogą stabilizację dopóki nie dochodziło do momentów, w których wszystko się sypało. Może gdybym od początku wiedział, że Harry ma jakieś problemy...

Och. Zaczynałem mieć tej sytuacji naprawdę powyżej uszu.

Zawsze śmieszyły mnie związki moich rówieśników, którzy sami sobie utrudniali życie, wchodząc w relacje z problematycznymi osobami. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że stałem się taką samą osobą z jakiej zawsze się wyśmiewałem. Może to wcale nie jest wina konkretnie samych tych nastolatków? Co jeśli spowodowane jest to po prostu naiwnością, niedojrzałością w wielu aspektach życia, jak i zwykłą niezaradnością w zachowaniu się w podobnych sytuacjach?

Mimo wszystko, nie mogłem się już wycofać, choćbym chciał. Musiałem teraz dopilnować, aby wszystko się naprawiło i w końcu porozmawiać z Harrym twarzą w twarz, gdy wreszcie wróci.

Tylko, że... nastał weekend.

A on wciąż się nie pojawił.

Mijał piąty dzień od kiedy Harry nie dawał nikomu znaku życia i to już absolutnie przestawało być w porządku. Gniew całkowicie mnie opuścił i prędko zastąpiła go doza zmartwienia. Kiedy starałem się szukać wsparcia w Liamie, który zawsze był najbliżej Harry'ego i był najbardziej opanowany z nas wszystkich, on również zaczynał mieć złe przeczucia. Nie chciałem przytłaczać siebie jak i przyjaciół czarnymi scenariuszami, ale przecież mogło zdarzyć się tak naprawdę wszystko.

Usłyszałem trąbnięcie zza okna, więc prędko potruchtałem na parter. Nie zauważyłem nawet Evelyn trzymającej rozgadaną Doris, stojącej zaraz obok mnie, kiedy wsuwałem na stopy znoszone tenisówki. Mimo, że wciąż mieliśmy ledwo początek stycznia, po zimie nie było już śladu. Piękny, śnieżny krajobraz został zastąpiony przez pochmurną szarość, bez cienia słońca, ani deszczu, zupełnie nijaką.

– Gdzie idziesz? – spytała miękko macocha. Wiedziałem, że martwiła się moim ciągłym, beznadziejnym samopoczuciem i starała się dawać mi dużo uwagi, nawet jeśli miała ręce pełne roboty przy młodszych dzieciach i pracy. To miłe, że wśród tego wszystkiego nieustannie byłem jej kolejnym, ważnym punktem.

– Musimy zacząć szukać Harry'ego. Liam i Zayn po mnie przyjechali.

– Och – tylko tyle była w stanie powiedzieć. Byłem jej dozgonnie wdzięczny, że nie naciskała, chociaż nie wiedziała dokładnie co działo się ze Stylesem. – Proszę, uważaj na siebie.

– Jasne – uśmiechnąłem się, po założeniu także lekkiej kurtki, podchodząc do niej, by pocałować jej policzek. – Będę z chłopakami, więc nie musisz się martwić.

– Pisz do mnie jeśli czegoś się dowiesz – poprosiła, gdy zerknąłem na rudą dziewczynkę, wiercącą się w ramionach mamy i wyciągającą do mnie rączki. Pogłaskałem jej buźkę, wzdychając. Po rzuceniu ostatniego spojrzenia przejętej Evelyn, prędko wyszedłem z domu, dochodząc do samochodu Payne'a. Przywitałem się z chłopakami, zajmując miejsce z tyłu.

King Of The School • ls; zmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz