rozdział dwudziesty piąty; Nigdy nikogo nie kochałem

3.1K 203 292
                                    

Wiedziałem, że bez problemu dostanę szóstkę z poprawy pracy klasowej jeśli tylko przyłoże się do analizy lektury. Tak też się wydarzyło, więc nie byłem zdziwiony, ale po prostu usatysfakcjonowany. Zgarnąłem oczywiście wszystkie punkty z pierwszej części sprawdzianu, w której zaznaczyłem tylko prawidłowe odpowiedzi na temat znajomości fabuły i treści lektury, a wypracowanie pisemne tak bardzo pochłonęło nauczyciela, że bez wahania stwierdził, iż jest to  najlepsza praca z tego tematu jaką czytał. Ja jednak podziękowałem mu bardzo skromnie, bo teraz postanowiłem, że będę trzymał go na dystans, przynajmniej dopóki nie przeprosi mnie i Harry'ego.

Było mi go szkoda, ale powinien zachować się jak dorosły facet.

– Hej, Lou! – usłyszałem za sobą wołanie, gdy po zakończeniu treningu i wszystkich dodatkowych zajęć, dopiero o godzinie szesnastej kierowałem się do wyjścia ze szkoły w całkiem prędkim tempie. – Gdzie ci tak śpieszno? – spytał Liam, trzymając czerwoną, grubą teczką pod ramieniem. – Czy już wybierasz się do Harry'ego?

Uśmiechnąłem się, ale pokręciłem przecząco głową. – Nie, nie. Najpierw pędzę do domu, żeby się spakować, a Harry jest jeszcze w pracy – poinformowałem go z leniwym uśmiechem. – A ty co tu robisz o tej godzinie? – obsenicznie w celach humorystycznych zmrużyłem podejrzliwie oczy, dobrze wiedząc, że klasa Liama, Zayna i Harry'ego skończyła lekcje już dwie godziny temu.

– Ach, no wiesz, załatwiam jeszcze kilka rzeczy z trenerem. Te bardziej techniczne i papierkowe – wskazał gestem drugiej dłoni na teczkę. – Ciężko z nim się teraz dogadać po tych stratach – puścił mi znaczące oczko. Zaśmiałem się, udając, że nie wiem o czym mówi. – Ale atmosfera w drużynie jest teraz kilka razy lepsza i łatwiej mi jest dotrzeć do reszty chłopaków. Jest nas po prostu mniej, ale wciąż wystarczająco. Tylko tak kurewsko szkoda mi Harry'ego! – westchnął buńczunnie. – Miał świetny start.

Uśmiechnąłem się smutno. – Daj mu czas góra do końca lutego – machnąłem dłonią, następnie zgarniając swoje przydługie włosy za ucho. – On nie zrezygnuje ze sportu. Wystarczy tylko poczekać aż fizycznie poczuje się lepiej. Z resztą właśnie dzisiaj miał odebrać wyniki ze szpitala, więc wszystko się okaże.

Szatyn umilknął na chwilę, podnosząc brwi. Spuścił wzrok gdzieś na nasze buty, ale szybko zebrał słowa i wrócił do mnie spojrzeniem.

– Naprawdę... Naprawdę chciałem ci podziękować – westchnął, przyciskając teczkę do swojej piersi. Więc o to chodziło. Poczułem jak moje serce mięknieje. – Szczerze, wszyscy po prostu sądziliśmy, że jeśli dowiesz się o tych syfach... – przerwał znacząco – sam rozumiesz. Ale teraz jest nam głupio, bo widocznie nie braliśmy na serio waszej relacji. Teraz ja i Zayn plujemy sobie w brodę, bo naprawdę widać, że ty i Harry szalejecie za sobą i wasz związek jest... sam nie wiem, powiedziałbym- dojrzały? Tak sądzę. To, że mu pomagasz i on zmienia się pod twoim wpływem, otwiera się! To niesamowite... Dziękuję, że się nim opiekujesz.

– Liam... – poczułem się skruszony, momentalnie obejmując przyjaciela. – To naprawdę jest takie naturalne z mojej strony i nawet przez chwilę nie czuję, że robię coś wyjątkowego. Nie musisz mi dziękować.

Potarł moje plecy i przymknąłem oczy.

– Zresztą, ty zajmujesz się świetnie Zaynem, więc jesteśmy kwita – zaśmiałem się i odsunęliśmy się od siebie z szerokimi uśmiechami.

– Możecie na mnie polegać jakby co – powiedział jeszcze, ściskając moje ramię. Posłałem mu wdzięczne spojrzenie, nachylając się do jego policzka, który cmoknąłem na pożegnanie.

Przed osiemnastą, gdy już zgarnąłem wszystkie rzeczy do niewielkiej walizki i pożegnałem się z domownikami, powędrowałem w kierunku domu Harry'ego.

King Of The School • ls; zmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz