rozdział dwudziesty siódmy; Nie powinieneś być w poprawczaku?

2.6K 175 245
                                    

Wszystkich rozdziałów będzie 36. Już wszystkie mam napisane i grzecznie czekają na publikację. A epilog to moja ulubiona część z całej książki.

**

– Możemy przejść się do jakiegoś sklepu – mruknąłem, sięgając po opaskę, która miała odgarnąć moje niesforne włosy. Założyłem ją, przysuwając do siebie lusterko. – Wiedziałem, że mimo wszystko lodówka jest trochę pusta.

– Jest pusta, bo nie umiem gotować – Harry parsknął z westchnięciem. – Ale masz rację, lepiej złapać trochę świeżego powietrza.

– Więc załóż coś na to piękne ciało - szarpnąłem za materiał puchatego szlafroka, który osunął się z jego ramienia, idealnie odsłaniając przy tym tors Harry'ego. – Mrr... – udałem, że drapie go po klatce piersiowej, ostatecznie nie mogąc powstrzymać śmiechu, zwłaszcza po tym jaką minę zrobił na moje poczynania.

– Pędzę, ty mój tygrysie – podkreślił "r" ostatniego słowa, z każdą sekundą zbliżając się coraz bardziej i w końcu pocałował mnie, co było bardziej zwykłym, porannym cmoknięciem.
– Swoją drogą, nie wiem, co ja pocznę, kiedy przyzwyczaisz mnie do takich luksusów, a dzisiaj odejdziesz – wydął dolną wargę.

– Dzisiaj? Myślałem, że chcesz, żebym został do poniedziałku, bo wtedy Gemma wraca do domu – przechyliłem głowę, zatrzymując ruch swoich palców, którymi rozprowadzałem krem na nosie.

– A co ze szkołą? – zmarszczył brwi.

– A jaki jest problem w tym, żebyśmy poszli do szkoły razem? – wzruszyłem ramionami, następnie przybliżając usta do jego ucha. – Albo najlepiej nie iść do niej w ogóle i pół dnia spędzić w łóżku, śpiąc?

– A później twoi rodzice stwierdzą, że przeze mnie opuszczasz się w szkole. Co to, to nie – mówił z taką determinacją, którą na chwilę zmroziła krew w moich żyłach w przyjemny, łaskoczący sposób. – Rano podjedziemy do ciebie, weźmiesz potrzebne rzeczy i razem udamy się do szkoły. Nie rozleniwiaj się za bardzo.

– Na razie mam obolałą dupcie, więc przyjemnie mi się leni, kotku – zacmokałem ostentacyjnie. – Przypomnieć ci czyja to wina, hmm?

– Jakoś wczoraj nie wyglądało na to, byś narzekał...

– Wprost odebrało mi mowę – szepnąłem uwodzicielsko, zaraz po tym odwracając wzrok, żeby sięgnąć po korektor. Harry nie odezwał się już, szczypiąc moją skórę i zniknął z powrotem pojawiając się w cholernie ciasnych spodniach, tych swoich czarnych kowbojkach na lekkim obcasie i typowym t-shircie gucci, na który narzucił rozpiętą koszulę w czerwoną kratę. Na jego dłoniach pojawiły się pierścionki, a jego dekolt nie wyglądał już tak nago, ponieważ teraz między mięśniami jego piersi mienił się wisiorek. Ja akurat już kończyłem rysować swój eyeliner i po tym wytuszowałem rzęsy. Makijaż twarzy był już gotowy z rozświetlonym różem. Dodałem tylko trochę balsamu na usta, układając finalnie włosy i Harry podał mi moją torebkę, do której wrzucił swój portfel i nasze telefony.

Chwilę później wędrowaliśmy już w kierunku nie tak wielkiego osiedlowego sklepiku. Moglibyśmy udać się samochodem do centrum miasta, ale spacer wydawał się bardziej romantyczny, chociaż niekoniecznie podobało się to jednej z moich części ciała.

– Cóż to za kaczy chód? – Harry oczywiście nie byłby sobą, gdyby chociaż trochę mi nie podokuczał, nawet dodatkowo w większym wymiarze swej złośliwości szczypiąc mnie w prawy pośladek, na co podskoczyłem lekko w miejscu.

– Naprawdę sprawia ci to satysfakcję – burknąłem. – A podobno masz do mnie szacunek i dbasz o mnie!

– Kochanie, ja po prostu kocham widzieć, że czujesz mnie jeszcze tak długo – uśmiechnął się, biorąc mnie z powrotem pod rękę. – Czuję wtedy, że zrobiłem dobrą robotę – cały czas uśmiechał się cynicznie. – W porządku, możemy iść tempem staruszków.

King Of The School • ls; zmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz