𝗳𝗲𝗺𝘁𝗼𝗻

161 13 13
                                    

scotch whiskey vibes

**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ start ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*


𝔭𝔦𝔫𝔤𝔴𝔦𝔫 tego dnia wyruszył z domu, mając plany. Musiał uratować swojego przyjaciela i tę podejrzaną kobietę. Nie przesadziłby, gdyby powiedział, że za nią nie przepadał, jednak zdawał sobie sprawę, że bez niej okularnik nie wyjdzie z Arkham. Miał wrażenie, że ta para była jak papużki nierozłączki. Trzymali się razem, i razem cieszyli się wzlotami, i cierpieli po upadkach.

Poranek dla pary przyjaciół zaczął się nietypowo. Inaczej. Co prawda oboje dalej byli zmęczeni, niewyspani, ale tego dnia, zamiast udać się na śniadanie, zostali zaprowadzeni w stronę wejścia do szpitala. Poproszono ich o zabraniu rzeczy z szafek. Udawali, że nie wiedzieli o co chodzi, ale tak naprawdę zdawali sobie sprawę, że to wszystko było sprawką Pingwina, który przecież zdążył się już nawet raz z Edwardem spotkać.

Wyszli wspólnie z tego piekła, trzymając się za ręce. Czuli chłód, bijący ze skóry drugiej osoby.
W wolnych dłoniach trzymali świstki papierów — zaświadczenia, że są zdrowi. Byli w szoku, gdy je dostali, bo oboje wiedzieli, że było to jedno wielkie kłamstwo. Nie byli zdrowi, jednak nie to się wtedy liczyło, a fakt, że wreszcie będą wolni.

Edward miał roztrzepane włosy, i ubrany był w swój ulubiony zielony sweter. Wyglądał na takiego zagubionego i bezbronnego.
Dziewczyna nie pozostawała mu dłużna. Wyglądała podobnie. Czarna koszula, lekko pofalowane włosy. Na pierwszy rzut oka, oboje wydawali się być w podobnym stanie psychicznym.

— masz jakieś plany, gdy już w końcu stąd wyjdziemy? co zrobimy? — spojrzała na niego.

— nie wiem, ale ważne, że zrobimy to razem — odpowiedział jej z delikatnym uśmiechem malującym się na twarzy okularnika.

Brama szpitala otworzyła się przed nimi, a oni sami postawili swoje piersze kroki, poza placówką. Odetchnęli głęboko. Świeże powietrze, bez zapachu potu, bez krwi.

Nim się obejrzeli, obok nich pojawiło się czarne, eleganckie auto. Z uchylonego okna wychylił się Oswald.

— witajcie, starzy przyjaciele — powiedział z uśmiechem.

Posłali między sobą uśmiechy, po czym świeżo ozdrowiali wsiedli do ciemnego samochodu.

Ruszyli w kierunku, w którym mieszkał Oswald.  Tam przyjaciele mieli tymczasowo zamieszkać.

— ten szpital cię jednak trochę zmienił Ed — powiedział Pingwin z przedniego siedzenia.
— jesteś bardziej wesoły. — zauważył.

— daj spokój, psychiatrzy w Gotham to żart. W dodatku stary i nieśmieszny — odparł okularnik z uniesioną brwią. Nie wiedział, czemu, gdy usłyszał coś o zmianie, to na myśl przyszła mu Laura.

Nie powinien myśleć w ten sposób, prawda?

Od razu zaczął się jakoś bardziej stresować, co nie umknęło uwadze kobiety.

— wszystko dobrze? wyglądasz, jakby ktoś ci ukradł całe szczęście z życia — wbiła w Nygmę zaniepokojony wzrok. Martwiła się o niego.

— przecież nikt mi cię jeszcze nie ukradł — wyszeptał.

Na jego szczęście Laura tego nie usłyszała.

— słucham? — zmarszczyła brwi.

— powiedziałem, że nic mi nie jest. Nie martw się — westchnął wyczerpany.

— mam nadzieję, Oswald, że masz w domu jakąś dobrą kawę, żeby się nie okazało, że zasnę o — zerknęła na zegarek.
— dwunastej w dzień — zaśmiała się cicho.

— o to się nie martw, Laura, będziesz mogła spać ile tylko sobie zapragniesz — odpowiedział, odkęcając się w jej stronę.

— miło z twojej strony, ale jednak nie jestem w stanie zasnąć przy świetle dnia — przetarła delikatnie twarz chudymi dłońmi.


— skoro tak mówisz — zakończył rozmowę Oswald, wracając wzrokiem na to, co działo się przed przednią szybą.

Reszta podróży minęła im w zupełnej ciszy. Słychać było tylko dźwięki samochodu, i ciężki oddech Eda, który zasnął, opierając się o szybę.

❃.✮:▹ little time skip? yeah ◃:✮.❃


— jesteśmy — powiedział głośno niższy mężczyzna, przy okazji wysiadając.

Edward nie obudził się na ten głośny, niemalże krzyk.

— ojej — nie chciała go budzić, ale wiedziała, że musi.

Przysunęła się do niego i położyła dłoń na jego ciepłym policzku.

— Eddie, wstawaj — wyszeptała mu do ucha.

Przez ciało szatyna przeszły ciarki, i momentalnie się obudził.

— co się. . . ? — uniósł wzrok na kobietę.

— zasnąłeś podczas jazdy. Chodź, Oswald przygotował dla nas obiad. Miła odmiana od grzybowych dań z Arkham — zaśmiała się i wysiadła z auta.

Nygma jeszcze chwilę zastanawiał się, co tak właściwie się właśnie stało. Wysiadł po minucie bądź dwóch.

Wspólnie weszli do dużego budynku, wykończonego w dobrym stylu. Od razu skierowali się w stronę jadalni, gdzie na stole czekał już na nich posiłek.

Cała trójka wspólnie zjadła, rozmawiając przy okazji. O dziwo, obyło się bez wrednych docinek od Oswalda, skierowanych w stronę Laury.

Gdy jakiś służący pokazał, gdzie będą spać, Laura od razu rzuciła się na wskazane dla siebie łóżko. Nie miała siły się już męczyć, i dłużej być na nogach.

Leżała tak chwilę, by po chwili usłyszeć otwieranie drzwi.

— cześć, Lauro, mogę wejść? — usłyszała niski głos Eda.



**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ end ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*





W y r o b i ł a m  s i ę!

pineapples in my head » edward nygma «Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz