❝ pineapples are in my head
got nobody 'cause im brain - dead ❞
serial: gotham
postać: edward nygma
ona zawsze była gdzieś obok niego, plątała się, pocieszała, czasem odpowiadała na zagadki, które nawet nie były skierowane do niej
była jednyną mi...
w mediach jest piękny rysunek moje pismo daje wiele do życzenia robiłam ten rysunek 6 minut więc no
ogółem to jervis mówi — ogar dupę :)
a jon robi suprised pikachu face
no nie wiem jak wy dla mnie bomba a i jd oznacza jestem dyplomatą change my mind
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ start ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
𝔬𝔰𝔴𝔞𝔩𝔡 powoli odchodził od zmysłów. Edward rzadko znikał bez zapowiedzi, a jeśli już, to wracał po kilku godzinach. Tymczasem jego przyjaciela nie było od dwunastu niemożliwie długich godzin, co doprowadziło Pingwina do prawdziwego szału.
W międzyczasie Ed wraz z Laurą wracali do domu Cobblepota. Nie śpieszyli się. Cieszyli się swoim towarzystwem, i byli szczęśliwi, że mogli spędzić czas zachodzącego słońca wspólnie. Ludzie mogli mówić co chcieli, ale Gotham z zaróżowionym niebiem miało tą swoją magiczną aurę.
Skoro żadne z nich nie musiało już kryć uczuć, oboje co jakiś czas zerkali na siebie z uwielbieniem. Bez wątpienia kochali się nawzajem z taką samą mocą, z tą różnicą, że to mimo wszyskto Ed miał większą władzę fizyczną. Jeśli jednak zaszłaby taka potrzeba, Laura potrafiła go przekonać do swojego zdania, czego oczywiście na razie nie robiła, bo zdawała sobie sprawę, że takie zachowanie jest absolutnie nietaktowne.
Gdy byli już przed drzwiami sporej wielkości rezydencji, zatrzymali się. Ed spojrzał na nią, i złapał jej podbródek, chcąc, aby ta również spojrzała na niego.
— jesteś taka piękna, wiesz o tym, prawda? — powiedział z uśmiechem, i radosnym błyskiem w oczach. Kobieta go fascynowała, i kochał każdy cal jej ciała. Nie wiedział jak to się stało, ale czuł, że cała jego dusza jest przesiąknięta kwiatowym zapachem delikatnych perfum.
Na policzki kobiety wkradł się lekki rumieniec. Jak zwykle, speszyła się, czyli robiła to co zwykle, gdy słyszała miły komplement, na swój temat.
— dziękuję, to naprawdę bardzo miłe. Ty też jesteś bardzo ładny, przecież masz spore branie pośród płci męskiej i żeńskiej. — powiedziała z uśmiechem, i stając na palcach, delikatnie musnęła swoimi wargami jego chłodny policzek.
— No to trafił swój na swego — mówiąc to, złapał ją za rękę, i splótł ich palce razem. Lubił to robić, bo czuł się wtedy jeszcze bardziej zżyty z Nox.
Weszli do środka i od razu ruszyli w stronę salonu. Zauważyli siedzącego na kanapie Odwala pijącego alkohol z błyszczącej szklanki.
Niższy mężczyzna zerknął na nich.
— oh, Ed, wróciłeś! — powiedział, jakby właśnie uratował swojego syna, po czym podszedł do niego, i go przytulił, wprawiając przy tym Laurę i Nygmę w niesamowite zakłopotanie.
— tak. . . — wtedy okularnik znów sobie przypomniał, jakie wspomnienia wiążą się wraz z mocnymi perfumami Oswalda. Przypomniał sobie o planowanej zemście, o tym, że Cobblepot może być niebezpieczny dla osób bliskich okularnikowi.
Edward delkatnie odsunął się od Pingwina, i dopiero wtedy już nieco podpity mężczyzna zwrócił uwagę na zawstydzoną Laurę.
— p-pogodziliście się? — wyszeptał zrozpaczony. Myślał, że już nie będzie mieć żadnych wrogów, jeśli chodzi o serce Nygmy, więc zabolał go fakt, że Nox pojawiła się tak samo tajemniczo jak zniknęła.
— tak, i mogę z dumą powiedzieć, że jesteśmy parą, Oswald, i jeśli spróbujesz choćby tknąć ją swoimi sadystyczbymi dłońmi, to skończyć na dnie rzeki. — powiedział chłodno.
— nie rozumiem — udawał głupiego.
— wszyscy w tym pokoju wiedzą, że zabiłeś Isabellę. Nie udawaj, że nie. Nie wybaczę ci tego, ale Laura nie pozwoliłaby na twoje morderstwo, więc ciesz się życiem, póki możesz — odparł poważnie.
Wtedy stało się coś, czego chyba nie spodziewał się nikt. Oswald krzyknął coś, typowo pijanym tonem, i rzucił się z paznokciami na zszokowaną Laurę.
— to wszystko przez ciebie! Musiałaś zniszczyć wszystko co piękne, prawda? Musiałaś to zrobić? — szarpał się, i drapał dziewczynę, na co ta jedynie próbowała ją bronić.
Ed szybko podbiegł do wyjścia, i wziął leżący tam kij bejsbolowy. Podszedł do Oswalda i uderzył go w tył głowy, dzięki czemu zielonooki padł nieprzytomny na ziemię.
— czy teraz mogę go zabić? W końcu mówiłaś, że nie mogę tego robić, chyba, że będzie chciał cię zabić. To się zalicza, przynamniej tak mi się wydaje — zaśmiał się nerwowo.
— wiesz co? — wzruszyła ramionami. — rób co chcesz. Jesteś dorosły, czemu miałabym cię zatrzymywać? Już nie zależy mi na niczym. — z każdym dniem choroba Laury powoli postępowała, sprawiając, że przestawała z czasem reagować na śmierć innych.
— super! — ucieszył się jak dziecko. — mam już nawet świetny plan.
— cieszę się. No dobrze. Opowiesz mi o wszystkim w samochodzie, a teraz chodź, zanim się obudzi. — nachylił się, chcąc sięgnąć po ciało, jednak mając okazję, musnął przelotnie usta drobnej kobiety, by potem patrzeć na jej słodką, zarumienioną twarzyczkę.
— im szybciej się z tym uwiniemy, tym szybciej zjemy chińszczyznę. A teraz chodź — wziął Oswalda na ramię i wyszedł z rezydencji, zostawiając za sobą tylko ciszę, i zapalone światło.