🅧🅧🅧

1.9K 135 5
                                    

Rozejrzałam się po sporej sali, w której się znalazłam. Była ona wypełniona niemal po brzegi różnymi osobistościami. Pięć alf kontynentalnych wraz z rodzinami, które w zdecydowanej przewadze były znacznie większe niż nasza. Wilkołaki słynęły z dużych rodzinie i tata pewnie też miałby więcej dzieci, gdyby nie ograniczenie mamy. Do tego król i jego rodzina. I na koniec dziesięcioosobowa wampirza rada. W której, żeby było zabawniej, zasiada mój dziadek. Na razie wszyscy prowadzili luźne rozmowy. Narada miała zacząć się za niedługo, a ja wpadłam na pomysł co zrobić, by przygłuszyć króla wampirów. Cały plan opierał się głównie na mnie i na Filipie, jednak to czy się powiedzie, zależy głównie od rady wampirów. No i jeszcze od alf, jednak od nich w mniejszym stopniu.

Na kilka minut przed rozpoczęciem złapałam kontakt wzrokowy z Filipem. Ten dał mi znak, że jest gotowy. Co oznaczało, że już dzisiaj król wampirów upadnie. Była to myśl zarazem bardzo motywującą, jak i nieco przerażająca. W końcu nie mogę być pewna tego, jak inni zareagują na to co zrobię. A jeśli przyjmą mnie negatywnie to jestem, delikatnie mówiąc, w dupie.

I nagle wszystko się zaczęło. Zgromadzeni usiedli prosto przyglądając się wszystkim w ciszy. Ja zrobiłam to samo chcąc wzbudzać pozory normalności. Tak naprawdę do w środku trzęsłam się jak galareta. Poczułam jak bliźniak ujmuje moją dłoń w swoją. Odetchnęłam cicho splatając nasze palce. Moi bracia wiedzieli co zamierzam zrobić i, mimo moich obaw, bardzo mnie wspierali.

- Witam wszystkich, bardzo serdecznie, na naradzie krwawej pełni. - William podniósł się z miejsca, rozpoczynając swoją wielką przemowę. - Zebraliśmy się tutaj wszyscy razem po raz kolejny dzięki Richardowi i Adelajdzie. - W sali uniosły się brawa, które szybko ucichły. - Od kilkunastu lat jesteśmy jednością. Panuje najdłuższy pokój od stuleci, dlatego możemy by z siebie dumni. To dzięki naszej wytrwałości i ciężkiej pracy możemy tutaj dzisiaj siedzieć. Dziękuję wam za to z całego serca. - Wampir uśmiechnął się szeroko w taki sposób, że gdybym go nie znała, uwierzyłabym w jego szczerość. - Więc naradę uważam za rozpoczętą. - Usiadł na krześle, rozglądając się po sali. - Czy ktoś z obecnych ma sprawę, którą chciałby rozpocząć nasze obrady?

Zapewne jak zawsze nie spodziewał się żadnego odzewu. Tym razem jednak Filip wstał z miejsca, informując tym wszystkich, że chce zabrać głos. Dzieci dyplomatów rzadko się wypowiadały, więc zachowanie księcia wzbudziło niemałe zdziwienie.

- Mam pewną sprawę, która nie powinna cierpieć zwłoki. - Wampir poprawił ciemną marynarkę. - W dniu dzisiejszym ubiegam się o koronę. - Te słowa wzbudziły niemały zamęt. - I udowodnię wam, dlaczego mój ojciec nie powinien już sprawować władzy, a raczej Antwanette Emora Rooker wam to wyjaśni.

Poniosłam się z miejsca, czując na sobie wzrok wszystkich. Byłam jednak w tej chwili już tak nakręcona na to jak bardzo chce to z siebie wyrzucić, że nikt nie był w stanie mnie zatrzymać. Przeskoczyłam nad blatem stołu lodując po drogiej stronie.

- Jak wszyscy wiecie, ja Antwanette jestem hybrydą. - Zaczęłam spokojnie, by wszystko na pewno było jasne. - Nie wiecie jednak co się z tym wiąże, bo to jak mnie kiedyś nazwaliście ‘’cudowne dziecko’’ jest prześladowane przez króla Williama. - Spojrzałam na króla wampirów, który aż gotował się ze złości. - Kazał mi dokonać wybory. Wampir lub wilkołak. Zagroził, że inaczej mnie zabije. Zabronił korzystania z hybrydzich zdolności, by na koniec zabrać mi mojego mate.

Moje słowa wzbudziły niezwykle poruszenie. Wampirza rada spjrzała na Wiliama oczekując wyjaśnień. My jednak wiedzieliśmy, że nie możemy pozwolić mu dojść do głosu.

- Toni, dlaczego nic wcześniej nie powiedziałaś? - Niko zadał mi to pytanie zgodnie z planem. Wszystko było idealnie zaplanowane, jednak nic nie mijało się z prawdą.

- Bo się bałam. Król wampirów ma ogromną władzę i potężnych ludzi, a ja nie chciałam kolejnej wojny. - Zwróciłam się w stronę rady. - Jednak ostatnio przegiął. Zaproponował mi służbę u niego w zamian za przemianę mojego mate człowieka wampira.

- Król William ma coś jeszcze za uszami, prawda? - Tym razem głos zabrał mój bliźniak.

- Tak. - Podeszłam do Filipa i zabrałam od niego parę ksiąg, które rozdałam między wampirami, a alfami. – Ukrywał księgi, w których zapisano historie upadku mojej rasy i opisami śmierć ostatniej królowej alf.

Doskonale wiedziałam, że rada musiała o tym wiedzieć. Raczej chodziło o pokaz przed zwykłymi wampirami. Ona nienawidzili czuć się oszukiwani i zdradzane, a właśnie tak musiały się teraz czuć. A rada? Rada by nie stracić wpływów, odetnie się od króla. Byle ten nie pociągnął ich na dno.

- Skoro jestem jedynym znanym żyjącym wampirołakiem, wypowiadam się w imieniu swojego ludu. Co oznacza, że jestem królową alf. - Przeleciałam po wszystkich spojrzeniem. - Nie chce władzy, ziemi,  poddanych. Chcę tylko zostać wysłuchana i chce być wreszcie wolna. Móc używać własnych zdolności i nie bać się, że ktoś przez to ucierpi. I to nie dlatego, że jestem niebezpieczna. Tylko dlatego, że król się mnie boi.

Wampiry gardzą słabością, a tym właśnie był strach. Przez to, że podkreśliłam go u króla, stał się mniej groźny i przede wszystkim stracił autorytet.

- Rada, jak i Alfy muszą się naradzić. - Głos zabrał mój dziadek, który wydawał się zdegustowany. Nie wiem jednak, czy chodziło o zachowanie króla, czy moje. - Prosimy więc, abyście oboje opuścili salę.

Bez słowa udałam się do drzwi. To przedstawienie kosztowało mnie więcej sił, niż mogłam przypuszczać. Poza tym niezwykle się stresowałam. Wyszłam z sali, a zaraz po mnie wyszedł Filip.

- Byłaś świetna. - Objął mnie ramieniem. - Czułem te dziką siłę prawdziwego przywódcy.

- Nie byłam przywódcą. – Pokręciłam, przecząc głową. - Byłam tylko hybrydą, która walczy o swoje prawa.

- Nie każdy miałby na tyle odwagi. - Zdjął z siebie marynarkę. - Byłaś naprawdę odważna.

- Ty tak samo. - Szturchnęłam go w ramię. - Byłeś przekonujący i pewny siebie. A mina Williama była bezcena. - Zaśmiałam się lekko.

- Masz rację. - Stwierdził rozbawiony. - Teraz tylko musimy czekać. - Spojrzał na spore drzwi.

- Albo umrzemy, albo wygrany. - Również skierowałam na nie wzrok. - Obie opcje wydają się nie najgorsze.

- Nie mów głupot. - Uderzył mnie otwartą dłonią w tył głowy. - Będzie dobrze, zobaczysz. A potem zajmiemy się Brendonem.

Cała spięłam się na te słowa. Z całych sił starałam się o nim nie myśleć, jednak przychodziło mi to z dużym trudem. Zwłaszcza, że moje ciało pragnęło go niewyobrażalnie w te pełnie.

- Myślisz, że nie wiem, że za nim chodzisz i obserwujesz go z ukrycia. - Spojrzał na mnie rozbawiony, a ja się speszyłam. - Nie możesz tak za nim chodzić do końca życia. To nudne i dziwne.

Westchnęła ciężko, opierając głowę na jego ramieniu. Miał rację, to było dziwne. Jednak teraz nie miałam innej opcji. Musiałam jakoś radzić sobie z zaistniałą sytuacją. Chociaż miałam nadzieję, że to tylko rozwiązanie czasowe.

WampirołakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz