🅧🅧🅘🅘

2.1K 136 3
                                    

Przekroczyłam próg sali egzaminacyjnej. Dzięki krwi nie czułam się już aż tak beznadziejnie, jednak nadal nie było idealnie. To tylko dwie godziny. Tylko tyle musisz przetrwać. Tylko to trzymało mnie na duchu. Dobijał mnie dodatkowo fakt iż czułam jak bardzo nic nie umiem. Mimo długich godzin spędzonych nad notatkami miałam wrażenie, że nic nie napisze. Zacisnęłam ręce w pięści, by ukryć ich drżenie. Podeszłam do biurka egzaminujących i wylosowałam jedno z miejsc. Następnie ruszyłam do odpowiedniego stolika.

Usiadłam na miejscu rozglądając się po sali. Całe pomieszczenie wyłożone było dębowym drewnem. Blokowało ono umiejętności porozumiewania telepatycznego. Na co dzień raczej rzadko się z tego korzystało. Teraz mamy telefony i inne komunikatory, które nie zużywają tyle energii. Jednak w trakcie egzaminu nikt by się nie zawahał. Szczerze przyznam, że gdybym mogła też bym ściągała.

W końcu jeden z egzaminujących podniósł się z miejsca, zwracając tym na siebie uwagę innych. Wysoki mężczyzna najprawdopodobniej wilkołak. Chociaż w tych czasach to już nic nie wiadomo. Zmierzył nas wszystkich uważnym spojrzeniem, poprawiając marynarkę.

- Na napisanie egzaminu macie równo dwie godziny. Jeśli zostaniecie przyłapani na ściąganiu oblewacie bez możliwości poprawy w terminie poprawkowym. Myślę, że to jest jasne. - Stwierdził, pokazując kobiecie trzymającej egzaminy by ta zaczęła je rozdawać.

Kobieta zgodnie z poleceniem rozdała każdemu egzamin, a ja poczułam jak moje serce przyśpiesza. Co roku to samo. Jakoś co roku zdaje, a i tak co roku stresuje się dokładnie tak samo i czasem naprawdę zastanawiam się czemu tak jest?

- Czas. Start. - Zarządził mężczyzna, ponownie siadając na krześle.

Zabrałam się za pisanie egzaminu. Znajomość odpowiedzi na pierwsze pytanie podniosła mnie nieco na duchu. Przy drugim pytaniu nie byłam już taka pewna i tak na zmianę. Raz coś wiedziałam, a innym razem niekoniecznie. No cóż, asem nauki nigdy nie byłam i szczerze być nie muszę. Bycie betą nie jest aż tak zaszczytną funkcją bym musiała się aż tak starać.

W końcu po niecałych dwóch godzinach skończyłam egzamin i w tym momencie zaczęło mi się nudzić. Nie chciałam oglądać pytań jeszcze raz, bo wiedziałam, że wtedy to bym dopiero namieszała.

W końcu kiedy do końca pozostało piętnaście minut kobieta rozdająca egzaminy do mnie podeszła.

- Jesteś pewna, że skończyłaś? - Spytała, miło się do mnie uśmiechając. Pokiwałam głową na tak. - W tym wypadku możesz wyjść. - Zabrała ode mnie egzamin. - Tylko nie hałasuj. - Dodała.

- Dobrze. Dziękuje bardzo.

Wstałam z miejsca i opuściłam salę egzaminacyjną. W końcu mogłam wyprostować kości. Nienawidziłam siedzieć w jednej pozycji aż tak długo. Teraz miałam trochę czasu. Jako że ponownie zaczynałam czuć pragnienie postanowiłam dobrać się do zapasów krwi. Chyba nikt się nie zorientuje jak wezmę jeszcze jedną torebkę.

- Cóż za miłe spotkanie, Anywanett. - Zatrzymałam się gwałtownie, a kiedy się odwróciłam to dostrzegłam króla wampirów. - Jak ci poszło?

- Nie udawaj, że cię to obchodzi. - Warknęłam, robiąc krok do tyłu. Coś mówiło mi, że nie powinnam mu ufać. - Co ty tu w ogóle robisz?

- Upewniam się, że mój syn przystąpił do egzaminu. - Powoli zaczął się do mnie zbliżać. - Przecież wiesz jaki on jest.

- I to aż zbyt dobrze. - Przyznałam, rozpinając dwa pierwsze guziki koszuli. - Więc czego chcesz ode mnie?

- Musimy porozmawiać, skarbie. A skoro już na ciebie wpadłem to wykorzystam okazję. - Pokonał dzielącą nas odległość i objął mnie ramieniem. - Ponoć znalazłaś przeznaczonego. - Zaczął, uśmiechając się podejrzanie zbyt miło. - Człowiek i hybryda - los jednak ma poczucie humoru. Bo to człowiek, prawda? - Dopytywał, chociaż doskonale znał odpowiedź na to pytanie.

- Ty wiesz wszystko, prawda? - Spytałam, marszcząc brwi niezadowolona.

- Staram się. - Stwierdził, uśmiechając się z wyższością. - Więc zacznę wprost: miłości ci nie zabronię, bo nie mam takiego prawa. Och, gdyby ktoś zabronił mi miłości do mojej mate chyba bym oszalał. - Stwierdził z udawanym wzruszeniem. - Jednak chcę cię ostrzec.

- Niby przed czym? - Zapytałam zirytowana. Gierki króla wampirów mocno mnie irytowały.

- To tylko człowiek. Nie poradzi sobie w tym świeci. - Stwierdził, rozkładając ramiona. - No i to naturalnie twój pokarm. Nie jest bezpieczny przy młodej hybrydzie, która nie panuje nad pragnieniem.

- Wiesz co? W życiu pragnę tylko jednego. - Wyswobodziłam się z jego objęcia. - Abyś dał mi święty spokój. Nie chcę nikogo skrzywdzić. Chce tylko żyć jak wszyscy.

-- Problem w tym skarbie, że ty nie jesteś jak wszyscy. - Chwycił mój podbródek swoją dłonią. -- Jesteś zarówno wilkołakiem, jak i wampirem. Jesteś wynaturzeniem, które trzeba kontrolować.

- To samo ludzie mówią o was. - Stwierdziłam, zamierzając odejść.

- Gdybyś zechciała służyć w mojej armii wszystko byłoby inaczej. - Stwierdził, nie pozwalając mi odejść. - Mógłby pozwolić na przemianę tego chłopaka, a wtedy bylibyście razem długo i szczęśliwie.

Nie każdy wampir posiadał moc przemieniania. Przemieniać mogą wampiry klasy złotej i czerwonej i to tylko za pozwoleniem króla. Wampiry klasy czarnej mogą leczyć swym ugryzieniem, a srebrnej ugryzienia służą tylko do pożywiania się.

- Nie będę twoją marionetką. Rozumiesz? - Wywarczałam w jego stronę licząc, że ten da mi w końcu spokój. - Już i tak trzymasz moje życie w garści.

- No cóż, powinnaś to przemyśleć, bo związek z człowiekiem, a krwiopijcą nie ma sensu. - Stwierdził, wzruszając ramionami. - Ludzie to jedzenie, a nie obiekty naszej miłości.

- Jesteś strasznie staroświecki. Czasy się zmieniają, a ty nie.

- Po co zmieniać coś co działa od tysięcy lat? - Spytał, jednak nie dał mi czasu na odpowiedź. - Teraz wybacz. Muszę załatwić parę spraw. - Ruszył w stronę ogromnych drewnianych schodów. - A i dobrze ci radzę na przyszłość panuj nad hipnozą, bo inaczej każe ci wydłubać oczy. - Stwierdził, wchodząc na schody.

W tym momencie miałam ochotę coś rozwalić. Jak zawsze miał najlepsze karty, a ja mogłam jedynie modlić się, by nie zabrał mi wszystkiego, bo byłam w tej wojnie przegrana. Samotne wynaturzenie naprzeciw króla potężnej rasy. W pojedynkę nie byliby tak silni jak ja, ale razem - nie miałabym z nimi szans.

Nagle drzwi do sali się otworzyły, a Elio wyłonił się z tłumu podchodząc do mnie.

- I jak? - Zapytał, szeroko się uśmiechając.

- Raczej zdam. - Stwierdziłam zmuszając się do szerokiego uśmiechu. - Chodźmy poszukać Niko.

- Dobra.

Razem z bliźniakiem ruszyłam w poszukiwaniu starszego brata. Jednak kompletnie o tym nie myślałam. Moje myśli kręciły się tylko i wyłącznie wokół słów króla wampirów, który zawsze był kilka kroków przede mną. Wiedział wszystko, bo miał na swoich usługach tysiące wampirów, które mogły mnie śledzić, a ja byłam całkiem sama. Zdana na własne umiejętności. Mogłam liczyć na to, że nie narażę się królowi i nie poddadzą mnie kapitulacji , a szanse na to były marne, bo on marzył o mojej śmierci.

WampirołakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz