🅧🅧🅘🅧

1.9K 142 2
                                    

Wtuliłam się w miękką pościel. Tak bardzo nie chciałam wstawać. Czułam, że nie mam po co. Mimo długich rozmyślań nie wymyśliliśmy jak zaszkodzić Williamowi. Ta myśl szczerze mnie dobijała. On ma wszystkie najlepsza karty, a ja nic nie mogę z tym zrobić. I po co mi być najpotężniejszym stworzeniem na świecie, jak nic mi z tego nie przychodzi? Obróciłam się na drugi bok i spojrzałam na Filipa. Spał w najlepsze. On nigdy nie tracił nadziei na to, że będzie dobrze. Dla niego zawsze mogło być tylko lepiej, a ja nie umiałam teraz być aż taką optymistką.

Podniosłam się do siadu rozglądając się na boki. Na podłodze leży pusta butelka, a w kącie moje buty. Zostałam w pałacu wampirów na noc. To zabawne, że najlepiej czułam się w domu kogoś, kto tak bardzo chce mnie zniszczyć. W ramionach jego syna. Życie jednak bywa przewrotne.

– Idziesz już? – Mruknął, prawie niesłyszalnie, Filip.

– Chyba powinnam wrócić do domu. – Odgarnęłam włosy z twarzy. – I tak nie powiedziałam im, że nie wrócę na noc, więc ojciec mnie zabije.

– Więc skoro i tak umrzesz, zostań jeszcze chwilę. – Wampir przeciągnął się na łóżku.

Bez gadania położyłam się z powrotem. Tak bardzo nie chciało mi się wracać. Zresztą aktualnie nic mi się nie chciało. Byłam zmęczona ostatnimi wydarzeniami.

– Jak ty to robisz, że zawsze wierzysz w to, że będzie dobrze? – Obróciłam głowę, tak by na niego spojrzeć.

– Ty też zawsze jesteś pozytywna. – Również spojrzał w moim kierunku. – To tylko wina więzi. Nie martw się, już niedługo.

– Jestem szczęściarą, że cię mam. – Przetarłam oczy. – Co ja bym bez ciebie zrobiła? – Położyłam dłoń na czole.

– Kiedy ja będę władać, nie będziesz musiała wybierać. Będziesz wolna jak wszyscy.

– Marzenie ściętej głowy. – Zrzuciłam z siebie kołdrę. – Ja nigdy nie będę do końca wolna ani tym bardziej taka jak wszyscy.

– Marzenia są dla odważnych. – Wampir naciągnął kołdrę na siebie. – Nie daj się zabić po drodze. Bo kogo będę ratować z opresji?

– Ktoś na pewno się znajdzie. – Podniosłam się z łóżka.

Zgarnęłam buty i szybko je ubrałam. Potem opuściłam pokój Filipa. Chciałam jak najszybciej wydostać się z pałacu. Spotkanie z królem dupków nie było moim marzeniem. I bez tego byłam dzisiaj bez humoru. Przeszłam przez pałac i na szczęście minęłam tylko kilka wampirów. Opuściłam zamek i ruszyłam w stronę domu.

Dostanie się z pałacu do domu watahy trwało dłuższą chwilę. Nie były to wieki drogi, jednak socjalnie blisko też nie było. W końcu wampiry i wilkołaki nie powinny być zbyt blisko siebie. To rzadko dobrze się kończyło. Mi wyjątkowo się nie śpieszyło. Dlatego pokonanie tego niespecjalnie wymagającego dystansu zajęło mi dłuższą chwilę.

W końcu wkroczyłam na teren domu watahy. Było jednak podejrzanie pusto. Nie zamierzałam się tym przejmować. Weszłam do domu watahy i skierowałam się do kuchni. Była większa szansa, że znajdę tam porządne śniadanie jak w dom, a byłam naprawdę głodna. Wczoraj nic nie zjadłam. Nie licząc napicia się z tego kolesie, jednak to nie było specjalnie sycące.

– Hej, Kevin. – Zwróciłam się do kucharza watahy. – Wiesz, gdzie są wszyscy?

– Przygotowują salę na zebranie czerwonego księżyca. Nie pamiętasz? –Spojrzał na mnie wyraźnie zdziwiony.

– No tak.

Zawsze podczas takich wydarzeń odbywają się ważne narady między wampirami i wilkołakami. Przyjeżdżają Alfy wszystkich kontynentów i król wampirów wraz ze swoją radą. Oczywiście wszyscy muszą ciągnąć ze sobą rodziny, Bo jakże by inaczej. Przez co wymaga to sporych przygotowań. Tym razem to tata miał być gospodarzem.

– Chcesz śniadanie? – Spytał po chwili mężczyzna.

– Pewnie. – Usiadłam przy stole.

W tym czasie blondyn zaczął przygotowywać śniadanie. Niby mogłam sama to zrobić, ale to jego jedyne zadanie. On całymi dniami tylko gotuję. No i sam się zaoferował, więc pewnie nie jest zajęty. Poza tym umówmy się, ja nie umiem gotować. Mogłabym co najwyżej coś upolować. Jakiegoś jelenia lub studenta, chodź tutaj nie ma większej różnicy.

Już po chwili mogłam cieszyć się jajecznicą z dużą ilością boczku. Uwielbiam mięso. Zresztą jak każdy wilkołak. I tak samo jak one, pochłaniam ogromne ilości jedzenia. No cóż, ja jem za dwóch. Za siebie i za wilka, poza tym na czymś muszą się budować mięśnie, a na kiełkach to tak średnio.

Szybko zjadłam co moje. Może i miałam szlacheckie korzenie, jednak jak szlachcianka jeść nie umiem. Wychowałam się wśród wilkołaków. Nic na to nie poradzę. Chociaż dziadkowie od strony mamy starają się mnie ustawić przy każdej okazji. Jeszcze nie znalazł się taki, co by mnie udomowił.

– Wiesz może, czy alfa wie, że mnie nie było? – Spojrzałam na mężczyznę, który sprzątał kuchnie.

– Nie. Jak wyszedł wczoraj po południu tak dotąd nie wrócił. – Zabrał mój talerz. – Więc dzisiaj ci się upiecze. O ile nikt nie nakabluje.

– Często udaje mi się uniknąć problemów. – Wstałam z krzesła. – Plusy posiadania zajętych rodziców.

Opuściłam dom watahy i udałam się do swojego rodzimego domu. Od razu poszłam do swojego pokoju i wzięłam prysznic. Przebrałam się i położyłam do łóżka. Nie miałam na ten dzień bardziej ambitnych planów.

– Toni! – I tyle było ze świętego spokoju.

Podniosłam się z łóżka i zeszłam na dół. Oczywiście moi bracia już tam byli. Zapewne ojciec znowu będzie nas ustawiać. Nic nowego. Bez słowa usiadłam na kanapie w oczekiwaniu na kazanie.

– Jutro odbędzie się narada krwawej pełni i mam do was wielką prośbę -zachowujcie się jak przystało. – Alfa westchnął cicho. – Wampiry wymyśliły sobie, że to wszystko powinno być do wglądu dla poddanych, więc wszystko będzie transmitowane na żywo.

– Po kiego chuja? – Skrzywiła się lekko.

– A bo ja wiem. – Ojciec wzruszył ramionami. – Wampiry ponoć się czepiają, bo one chcą wiedzieć, co tam się dzieje. No, ale ja nie znam szczegółów.

– Wampiry. – Niko przewrócił oczami. – Zawsze muszę wymyślać.

– No dziecko. – Elio szturchnął brata w ramię. – Nie wszystkie wampiry wymyślają.

– Oczywiście, że wszystkie. - Niko trwał pewny swego. – Bywacie nieznośne.

– Też cię bardzo kocham. – Mama jak na zawołanie weszła do salonu i poczochrała Niko po włosach. – Jak ktoś bywa tutaj okropny to wasza trójka.

– Co my z wami mamy. – Tata westchnął ciężko, rozsiadając się w fotelu.

– Po tobie tacy są. – Oświadczyła mama, wskazując na niego palcem. Nie dając mu czasu na odpowiedź, wyszła. Tata niemal odruchowo podniósł się z kanapy i poszedł za żoną.

Ja wyjęłam telefon z kieszeni i napisałam do Filipa. Wpadłam na pewien niecny pomysł. To, co planowałam, było mało uczciwe, jednak William nie grał fair, więc ja też nie zamierzam.

– Ja tego słuchać nie zamierzam. – Niko jak oparzony podniósł się z kanapy i ruszył w stronę wyjścia. Nasz brat ruszył za nim.

– Chłopaki poczekajcie chwilę. Mam do was sprawę.

WampirołakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz