🅧🅧

2.2K 137 17
                                    

Spojrzałam z szeroko otwartymi oczami na matkę mojego mate. Wysoka kobieta ubrana w eleganckie ciemne spodnie i białą koszulę wyglądała dla mnie na trzydzieści lat, chociaż na pewno tyle nie miała. Widać było, że jest zadbana i pracą fizyczną raczej się nie pała. Blond włosy ścięte do ramion były zupełnie proste. Spojrzałam w jej zielone oczy, które Brendona bez wątpienia odziedziczył po niej.

– Dzień dobry. – Kobieta nie zdobyła się nawet na sztuczny uśmiech. – Zapraszam was do salonu. – Oświadczyła, wychodząc z pokoju.

– Wybacz, miało jej nie być. – Chłopak zwlókł się z łóżka wyraźnie niepocieszony. – Zresztą jej zazwyczaj nie ma.

– Nie martw się. – Zeskoczyłam z łóżka, poprawiając ubranie. – Jakoś damy radę.

Brendon zaprowadził mnie do salonu gdzie usiedliśmy na sporej skórzanej kanapie. Spojrzałam na kobietę w średnim wieku, która mierzyła mnie podejrzliwym spojrzeniem. Jakby chciała spojrzeć w głąb mojej duszy.

– Jestem Elizabeth Walker. – Przestawiła się, siedząc we wręcz nienaturalnej pozycji. Miała idealnie wyprostowane plecy, przez co wyglądała bardzo władczo i dumnie.

– Jestem Anthwanette Rooker. – Stwierdziłam, że podanie pełnego imienia będzie lepszym pomysłem. – Mówią mi Tonia. – Dodałam, widząc, że kobieta nie jest chętna, by kombinować przy odmianie mojego imienia.

– Z tych Rooker'ów? – Dopytała, a ja od razu skojarzyłam o co chodzi.

Moja rodzina uchodziła za rodzinę bogatych niesamowicie wykształconych ludzi. Oczywiście, oficjalnie prowadziliśmy jakąś tam firmę.

– Tak. – Rzuciłam krótko w nadziei na to, że daruję sobie zgłębianie tematu. – Przepraszam, za to co się stało. – Postanowiłam być miła, chociaż nie było mi to potrzebne. Brendon nie miał dobrych kontaktów z matką, no i tak pewnie się rozejdziemy.

– Nic nie szkodzi. – Tym razem na jej twarzy zagościł subtelny uśmiech. – Jesteście młodzi i to jest normalne.

Kobieta w ułamku sekundy wydała się być zupełnie inną osobą. Jej ciało wyraźnie się rozluźniło i ona sama wydała się mniej spięta.

– Ma pani bardzo ładne imię. – Stwierdziłam, odwzajemniając jej uśmiech. To było pierwsze, co przyszło mi do głowy byle tylko zmienić temat.

–  Dziękuję rodzice chcieli wybrać coś dobrze brzmiącego. – Wyjawiła, zakładając nogę na nogę. – Urodziłam się w Anglii. Męża Polaka poznałam na studiach. Przyjął moje nazwisko, bo mieszkamy w Ameryce i tak jest łatwiej. – Przyznała, czym mocno mnie zaskoczyła. Skomplikowana sprawa. – A wy jak się poznaliście?

– W parku na spacerze. – Rzucił, Brendon uprzedzając mnie. – Toni siedziała na ławce z książką. Od razu przyciągnęła moją uwagę.

Mało nie padłam, kiedy to usłyszałam. Mój mate to naprawdę sprawny kłamca. Przynajmniej już wiem, że mój sekret jest bezpieczny i, że muszę słuchać bicia jego serca, kiedy wyjawi jej coś, o czym nie koniecznie chce bym wiedziała.

– Mój syn zaintrygowany czytającą kobietą? Niesamowite, ten kraj dobrze na ciebie działa. – Rzuciła, jakby nie do końca dowierzając w jego wersję historii. – Długo się już znacie.

– Ponad tydzień. – Tym razem to ja byłam szybsza.

Przyznam, że czułam się jak na przesłuchaniu. Cała ta rozmowa była wyjątkowo niezręczna i nieprzyjemna. I mam dziwne wrażenie, że kobiecie podobało się moje nazwisko. Czy wszystkie rozmowy z rodzicami drugiej połówki muszą być aż takie niezręczne?

– Powiedz mi skarbie. – Kobieta wbiła we mnie wzrok zielonych tęczówek. – Ile ty masz w ogóle lat. Do jakiej szkoły chodzisz?

– Mam piętnaście lat. – Przyznałam, nawet nie próbując się postarzać. – I jestem na nauczaniu domowym. Mam od jutra egzaminu, więc wpadłam tylko na chwilę. – Dodałam, chcąc mieć pretekst do szybszego opuszczenia domu.

– Rozumiem. – Kobieta wyglądała jakby sama była znudzona tą rozmową. Tak naprawdę interesowało ją tylko to z jakiej rodziny pochodzę, co jest dosyć przykre. – Czym zajmujesz się oprócz szkoły?

– Uprawiam różne sporty. Bardzo to lubię. – To było pierwsze co przyszło mi do głowy zaraz po "cały dzień leżę i oglądam seriale".

– Masz jakieś plany na przyszłość? – Zapytała mnie. Jej pytania były bardzo schematyczne i takie oczywiste. Jakby nic lepszego nie przychodziło jej do głowy.

– Mamo daj już spokój. – Brendon w końcu postanowił nam przerwać. – To nie przesłuchanie policyjne.

Elizabeth podniosła się z kanapy i podeszła do barku. Najpewniej stwierdziła, że dzięki whiskey ta rozmowa stanie się znośniejsza. Kiedy nagle upuściła szklankę, która rozbiła się na ziemi. Kobieta kucnęła, by pozbierać szkło. Niestety, przy okazji rozcinając sobie palec.

Moje zmysły w ułamku sekundy oszalały. Kilka kropli krwi spadło na podłogę, a z ust kobiety wyrwało się niemal niesłyszalnie ''cholera''. Zapach krwi sprawił, że miałam ochotę się na nią rzucić. Wypić z niej do ostatniej kropli czerwonej cieczy zaspokajając pragnienie. Pragnienie zagłuszyło zdrowy rozsądek, kiedy matka mojego mate ruszyła do kuchni, by przemyć ranę ja podniosłam się z kanapy. Zamierzałam się na nią rzucić.

– Toni, co ty wyprawiasz? – Brendon gwałtownie podniósł się z kanapy i złapał mój nadgarstek.

Warknęłam na niego, wyrywając rękę z jego uścisku. Byłam głodna i nic innego w tej chwili nie miało znaczenia. Nawet jego obecność i moja tajemnica.

– Co się z tobą dzieje? – Złapał moje ramię, a ja odwróciłam się gwałtownie.

Byłam gotowa wbić w niego zęby. Zabić niewinnego człowieka i swojego mate, kiedy to do mnie dotarło, schowałam zęby. Spojrzałam na niego, wiedząc, że powinnam ochłonąć. Inaczej mogę kogoś skrzywdzić, a tego nie chciałam.

– Muszę wracać do domu. – Wydusiłam, biegnąc na górę.

Zgarnęłam swoje rzeczy i wyskoczyłam przez okno. Chciałam wrócić do domu i schować się przed wszystkimi. Pijąc krew kobiety w kawiarni obudziłam w sobie coś nad czym nie panuje. Wampiry od kiedy przejdą przemianę, są uczone nad sobą panować. Ja jednak jako hybryda zostałam pominięta w tej nauce, więc kompletnie nad sobą nie panuje.

Wróciłam do domu. Na moje szczęście rodziców nadal nie było. Co dawało mi pewną okazję. Podeszłam do lodówki i ją otworzyłam. Na jej dnie spoczywały worki z krwią. Zabrałam pierwszy z brzegu i wbiłam do niego zęby. Kiedy go opróżniłam, wróciłam do swojego pokoju.

Kiedy przejrzałam się w lustrze, przeżyłam niemały szok. Byłam cała brudna od krwi. Wyglądałam tak jakbym przed chwilą kogoś rozszarpała. Przeszłam do łazienki i zmyłam z siebie posokę.

Czyli do mojej, cały czas wydłużającej się, listy rzeczy do zrobienia muszę dopisać zapanowanie nad pragnieniem krwi. Co do łatwych zadań się nie zalicza. Jednak wolałabym oszczędzisz sobie napadania ludzi na ulicach czy zrobienia sobie z własnej watahy osobistej stołówki.

No, ale najpierw muszę skupić się na egzaminach. Jak to już będę miała z głowy to będę mogła zająć się sprawą mojej krwiożerczość i moim mate. To będzie naprawdę trudny miesiąc.

WampirołakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz