🅧🅥🅘🅘🅘

2.4K 146 5
                                    

Siedziałam obok Brendona, starając się wszystko mu wyjaśnić. Było to jednak trudniejsze, niż mogłam się spodziewać. Sama idea więzi mate jest bardzo zagmatwana. Jak jeszcze przyjdzie Ci do tego tłumaczyć działania wilkołaków i wampirów to już w ogóle jakiś dramat.

No i wiem, odkryłam Amerykę, ale on ma puls, a jako iż siedzę bardzo blisko doskonale go słyszę i robię się tak bardzo głodna. Im starsza jestem, tym trudniej kontrolować mi rządzę krwi. Nadal jest ona dosyć słaba, jednak w takich sytuacja lubi się uaktywniać, a ostatnie czego bym chciała to krzywda mojego mate. Chociaż na tym stanie słyszałam już pulsy chyba wszystkich znajdujących się w kawiarni. Zacisnęłam dłonie w pięść stwierdzając, że dłużej nie dam rady.

– Idę do toalet. – Rzuciłam, podnosząc się z miejsca. – Za chwilę wrócę.

– Jasne. – Posłał w moją stronę lekki uśmiech, który ja odwzajemniłam. Chyba już się na mnie nie gniewa, a przynajmniej nie tak jak na początku.

Weszłam do damskiej toalety. Na moje nie szczęście przy lustrze stała jakaś dziewczyna. Oddychała dosyć szybko, a po jej ubraniu stwierdziłam, że wraca z siłowni. Rządzą krwi osiągnęła u mnie szczyt i może dałabym rady, tyle że nie umiem się pożywiać. No cóż, raz kozie śmierć. Podeszłam do dziewczyny od tyłu, a kiedy ta się odwróciła poczułam silną potrzebę, by spojrzeć jej prosto w oczy.

– Nie krzycz. – Rzuciłam odruchowo, niewiele myśląc. Jakby to naprawdę miało coś dać. Moje kły się wysunęły, a ja odsunęłam rękaw bluzy dziewczyny. Wbiłam zęby w jej ramię i zaczęłam pić.

Odsunęłam się od niej, dopiero kiedy zaspokoiłam głód. Ponownie spojrzałam jej w oczy.

– Nie będziesz tego pamiętać. Wrócisz teraz do domu, a jeśli ktoś cię o to spyta, to powiesz, że zraniłaś się na siłowni. Rozumiesz?

– Zraniłam się na siłowni. – Powtórzyła bezmyślnie, jakby ktoś wyprał jej mózg.

– Dobrze, a teraz idź. – Rozkazałam, a dziewczyna wyniosła się z toalety.

Spojrzałam przerażona na własne odbicie. Dopiero teraz zaczęło do mnie dochodzić co tak naprawdę się stało. Czy ja ją zahipnotyzowałam? Dobra, to nie jest normalne.

Podeszłam do umywalki i zmyłam krew z ust. Kompletnie nie rozumiałam, co właściwie się stało. To, co zrobiłam było tak odruchowe, jakbym robiła to już nie raz. Jednak ja byłam nieświadoma tego, że tak potrafię. Wampiry tak nie potrafią. Wilkołaki mają głos alfy, ale to działa na innej zasadzie, więc to musi być coś związanego z faktem, iż jestem hybrydą. To było równie przerażające, jak i wspaniałe. Chociaż pewnie nie powinno takie być.

Przejechałam językiem po uwydatnionych kłach. Nie powinny tak wyglądać. Super, teraz jeszcze ktoś się zorientuje. Problem w tym, że tak średnio to kontroluje. Po prostu wspaniale. Wychodzi na to, że nie panuje nad niczym w swoim własnym ciele i jeszcze uaktywniłam na dobre pragnienie krwi. Z minuty na minutę coraz lepiej. No cóż, czas się zbierać.

Wyszłam z toalety i wróciłam do stolika. Nie podeszłam jednak zbyt blisko Brendona. Zdecydowanie za duże ryzyko.

– Muszę wracać do domu. – Rzuciłam, pierwsze co przyszło mi do głowy. – Rodzice się wkurzają, bo mam za niedługo egzaminy i wiadomo, powinnam się uczyć.

– Z czego te egzaminy? – Spytał zaciekawiony. Ja mimo oporów zniżyłam się do niego.

– Taki dla wilkołaków i wampirów. – Wyszeptałam. – Może wpadnę jutro i pokaże ci kartki z zagadnieniami.

– Pewnie. – Postał w moją stronę kolejny uśmiech. Chyba mój pozytywny Brendon wrócił.

– To do zobaczenia jutro. – Od razu skierowałam się do wyjścia, nie chcąc zostawać tutaj dłużej niż jest to konieczne.

Szłam dosyć szybko. Chciałam oddalić się od miasta. Za duże ryzyko. Dlaczego akurat teraz to się uaktywniło? Przecież przemieniłam się ostatecznie jakiś rok temu. Pomału przestaje mi się podobać to bycie mieszańcem.

Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Filipa. Pierwszy sygnał i nic. Drugi i trzeci to samo. Przy czwartym zaczęłam się denerwować, a po piątym wreszcie odebrał.

– Mam problem.– Rzuciłam nie siląc się na uprzejmości.

–Kogoś zabiłaś? Zjadłaś swojego mate? – Zaczął wymieniać, a ja czułam, że dopiero się rozkręca.

– Nie. – Rzuciłam, by go wyhamować. – Byłam w tej kawiarni i wszystko jest super. Przynajmniej między mną a Brendonem. Bo widzisz pragnienie krwi się we mnie obudziło, więc poszłam do toalety, żeby się uspokoić, a tam była jakaś dziewczyna i wtedy spojrzałam jej w oczy i...

– Pocałowała ją!? – Wypalił nagle, a ja myślałam, że go rozszarpie. Naprawdę nie byłam w nastroju na głupie żarty.

– Nie, idioto. – Warknęłam wkurzona. – Spojrzała jej w oczy i kazałam jej nie krzyczeć i wbiłam się w jej szyję. No i nie krzyczała. Potem znowu spojrzałam w jej oczy i powiedziałam jej, że ma wyjść i nikomu nie mówić, a ona to zrobiła. Była jak zahipnotyzowana.

– Zgaduje, że mam czegoś o tym poszukać? – Spytał już całkiem na poważnie.

– Byłabym wdzięczna. – Ponownie przejechałam językiem po zębach. Kły się schowały. – To ciało mnie wykończy. – Westchnęłam cicho, mając już serio dosyć.

– W końcu je opanujesz. Musisz tylko dać sobie trochę czasu. – Stwierdził wampir, na szczycie orientując się, że sytuację jest poważna. – Wilkołaki i wampiry też na początku mają z nimi problem. To kwestia, nauki i prób. Tak jakbyś urodziła się po raz drugi.

– Mogliby mi dać nowe imię, skoro urodziłam się jeszcze raz. – Stwierdziłam już w nieco lepszym nastroju. – Tylko jakieś normalne.

– Ta Antwanette brzmi, jakbyś urodziła się szlachcianką tyle, że w średniowieczu. – Stwierdził, rozbawiony na co ja parsknęłam śmiechem. – No, ale tobie przynajmniej nikt nie mówi, że masz pedalski imię.

– Nie masz pedalskiego imienia. Żadne imię nie jest pedalskie. – Oświadczyłam, czując na sobie wzrok przechodniów. Chyba powinnam mówić ciszej. – Masz po prostu chujowe imię.

– No dzięki. Ty to umiesz pocieszyć człowieka... Nie czekaj, wróć - wampira.

–  Idź do diabła.– Rzuciłam, wchodząc do lasu. – Muszę kończyć, zaraz będę w domu.

– Pewnie. Poszukam czegoś o twojej rasie i przyniosę Ci wszystko, co znajdę.

– Jesteś wielki. – Rzuciłam, po czym się rozłączyłam.

Używając hybrydziej szybkości, dotarłam do domu. Niby nie powinnam jej używać, ale zrobiłam dzisiaj już tyle głupot, że to chyba bez różnicy. Weszłam do domu marząc już tylko o swoim łóżku. Chociaż pewnie jeszcze powinnam się pouczyć.

– Gdzie byłaś? – Podskoczyłam wystraszona, kompletnie się tego nie spodziewając. Z kuchni wyłonił się Niko który, wyglądał jak śmierć. No tak, on w porównaniu do mnie się uczy.

– Na spacerze. Musiałam się przewietrzyć. – Ruszyłam w kierunku schodów z nadzieją na uniknięcie kolejnego pytania.

– W takich ciuchach? – Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a ja zaklęłam pod nosem.

– Wychodzę z domu raz na ruski rok to jak już to robię to chyba mam prawo się odjebać.– Stwierdziłam, wbiegając na górę.

Wyszłam do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Końcówka tego dnia była doprawdy okropna. Od razu podeszłam do szafy, żeby się przebrać. Kiedy to zrobiłam, spojrzałam na łóżko, na którym leżała sterta notatek. Chyba czas się za to zabrać.

WampirołakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz