🅧🅧🅥🅘🅘🅘

1.9K 132 8
                                    

Biegłam przez las. Nie zamierzałam jednak wracać do domu. Biegłam, co jakiś czas mijając wampiry. Przez to, że byłam w połowie wampirem, nie czuły we mnie zagrożenia. I to na moje szczęście. Nie potrzebowałam teraz jeszcze pytań. Już nie powstrzymywałam łez. Nie zależało mi na zdaniu innych. A na pewno nie wampirów, które przyczyniły się do tego stanu rzeczy. Nienawidziłam ich. Nienawidziłam całego wszechświata. Nawet swoich rodziców za ich trefne geny. I tego społeczeństwa za jego nietolerancję. 

Stanęłam przed ogromnym budynkiem. Był to stary zamek wzniesiony bardzo dawno. Nigdy nie wiedziałam kiedy, a teraz było to dla mnie wyjątkowo mało istotne. Weszłam do środka i skierowałam się w stronę potężnych schodów. Zakryłam dłonią twarz, by nie zawyć żałośnie. 

– Wszystko w porządku? – Kobieta w średnim wieku stała na schodach uważnie mi się przyglądając. 

– Tak. Dzięki za troskę, Pani Labonairr. – Zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. – Filip jest u siebie? 

– Jak prawie zawsze, kiedy nie jest z tobą. – Stwierdziła z lekkim uśmiechem. – I An, nigdy nie płacz za mężczyzną. – Podeszła do mnie i otarła łzy z mojej twarzy. – Przychodzą i odchodzą. Zapominają i wiele innych. Jednak na końcu zawsze do nas wracają. I tyle razy ci mówiłam, nie mów do mnie pani. Jestem Nira. 

Nigdy nie mogłam uwierzyć, że ta kobieta to żona Williama. Była zawsze dla mnie taka miła. Zresztą ona zawsze szeroko się uśmiechała i miała poczucie humoru. Filip zdecydowanie wdał się w nią. 

– Dobrze. I masz rację, nie powinnam po nim płakać... Chociaż nie mam pojęcia, skąd wiesz. – Poprawiłam włosy, które zdążyły się poplątać. 

– Znam cię trochę i wiem, że nigdy nie płaczesz. – Położyła dłoń na swojej talii. – Tylko nasi mate doprowadzają tak silne kobiety, jak ty An, do płaczu. 

Nira była jedyną osobą, która mówiła do mnie An. Chociaż zdarzało jej się też zwracać do mnie pełnym imieniem. Nigdy mi to jakoś szczególnie  nie przeszkadzało. 

– Dziękuję. Pójdę do Filipa. – Kobieta skinęła głową, a ja wbiegłam po schodach na górę. 

Nie chciałam przy niej płakać. Nie znała problemu i nie wiedziała jak jest poważny. Chociaż doceniam fakt, iż próbowała być miła i mnie pocieszyć. 

Wpadłam do pokoju wampira trzaskając drzwiami. Położyłam dłoń na ustach, a po mojej twarzy spłynęły łzy. Było mi tak cholernie smutno. Jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Filip poderwał się z łóżka i w momencie podbiegł do mnie, i mocno przytulił. 

– Toni, co się stało? – Przytulał mnie mocno do siebie kładąc brodę na mojej głowie. – Jeśli on ci coś zrobił to ja zrobię sobie z niego śniadanie. – Warknął zły.

– Pozbawiłam go wspomnieć. – Wydusiłam, wtulając twarz w jego ramię. – Użyłam hipnozy, żeby zapomniał. O mnie i o świecie nadprzyrodzonym. – Wydusiłam z trudem. 

– Dlatego? – Głaskał mnie po głowie delikatnie. Tylko on wie jak bardzo to lubię. 

– Bo mało go nie ugryzłam. Poza tym twój ojciec by go nie zostawił. No i to wszystko tak cholernie się pokomplikowało. 

Wszystko było nie tak jak powinno. Spotkaliśmy się w złym czasie. Póki nie zapanuje nad pragnieniem krwi, mogę o nas zapomnieć. Inaczej mogłabym go skrzywdzić, a tego w życiu bym sobie nie darowała. Chociaż czy on kiedykolwiek będzie przy mnie bezpieczny? Już zawsze będę krwiopijcą którego ściga król wampirów. 

Filip wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i położył mnie na swoim łóżku. Sam położył się obok i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego stopniowo się uspokajając. 

– Mój ojciec na zbyt wiele sobie pozwala. – Przytulił mnie mocno. – Trzeba coś z tym zrobić. 

– Tylko co? – Pociągam nosem. – On ma za sobą całą armię wampirów. 

– Więc siłowo nie mamy z nim szans. Jednak co jeśli pokonamy go w walce nawet nie informując go o tym, że uderzymy? Żadnych znaków. Po prostu uderzymy w niego intelektualnie. 

– Powodzenia. On nie ma słabych punktów. – Wytarłam łzy. – Jest nietykalny pod każdym względem. 

– Każdy ma słabe punkty. – Spojrzał mi prosto w oczy. – I on je ma. Wystarczy je znaleźć i będziemy wygrani. Co sprawi, że wampiry się zbuntują?

– Chcesz wywołać bunt? – Spojrzałam na niego zdziwiona. 

Nie byłam pewna czy to dobry pomysł. Tworzenie chaosu dla własnych celów nie było moim marzeniem, a jestem pewna, że w wypadku buntu chaos byłby nieunikniony. 

– Wampiry nie są tak posłuszne jak wilkołaki. Wzruszenie buntu nie powinno być takie trudne. – Wzruszył ramionami. – Poza tym, wtedy wkroczę ja i będzie po problemie. 

– Hej. – Uderzyłam go w ramię. – Robisz to dla mnie czy dla siebie? 

– Ał. – Złapał się za ramię. – To obu strona korzyść. Coś dla mnie i dla ciebie. 

– Tylko trzeba wymyślić co. No, a to już nie będzie takie łatwe. – Poprawiłam się na łóżka. – Wampiry lubią porządek, więc nie wzbudzą buntu z byle powodu. 

– To musi być coś poważnego. Coś co w pewnym stopniu je obraża. 

Chciałam coś powiedzieć, jednak przerwało mi pukanie do drzwi. Spojrzałam na nie, modląc się w duchu, by ten kto za nimi stał nie słyszał naszej rozmowy. Filip rzucił ciche ''proszę'', a drzwi się otworzyły. Do pokoju weszła mama Filipa. Spojrzałam na nią, próbując ukryć zdenerwowanie. Była cierpliwa i miła, jednak mogło jej się nie spodobać, że chcemy obalić jej męża. Ona jednak uśmiechnęła się miło, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. Podeszła do mnie i podała mi butelkę wina. 

– Nie jestem pełnoletnia. – Wzięłam od niej butelkę. 

– A ja nie taka głupia. Przecież wiem, że ludzie w twoim wieku piją. – Wzruszyła obojętnie ramionami. – I nadprzyrodzeni dobrze znoszą procenty, a nic tak nie działa na bolące serce jak wino, więc udam, że nic nie wiem a ty lecz smutki. – Opuściła pokój. 

– Twoja mama jest zajebista. – Stwierdziłam rozbawiona. 

– Czasami mnie przeraża. – Zabrał ode mnie butelkę. – I ciągle jest zajęta, ale to prawda. Nie mogę narzekać. – Otworzył butelkę. 

– Ta. Taką matką będę. – Zdobyłam się na lekki uśmiech. – Jeśli dane mi w ogóle będzie nią zostać. 

– Ej. – Wziął pierwszego łyka. – Nie mów tak. – Podał mi butelkę. – Załatwimy sprawę z moim ojcem, a potem was spikniemy i będziecie mieć mnóstwo dzieci. 

– Obyś miał rację. – Zabrałam od niego butelkę. – To znaczy z tym, że wszystko się ułoży. Mnie dwójka dzieci stykanie. 

– Zobaczymy. Zawsze może się u ciebie obudzić wilkołaczy instynkt macierzyński i będziecie mieć ósemkę dzieci. 

– Ta, od razu dwudziestkę. – Wzięłam kolejnego łyka. – Obyś był dobrym wujkiem. 

– Będę. Zobaczysz. 

Filip obudził we mnie nadzieję na lepsze czasy. Nawet jeśli nie będzie to proste, to będę walczyć. W końcu o szczęście i miłość należy walczyć, a William władał już wystarczająco długo. Przyszedł czas na rządy Filipa. 

WampirołakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz