6.

1.1K 45 8
                                    

To były pierwsze święta jakie spędzałam w tak odmienny sposób. Wszyscy moi znajomi wyjechali z Londynu, by odwiedzić rodziny. Sylvia i Dean postanowili odwiedzić mnie w pierwszy dzień świąt. Termin porodu zbliżał się wielkimi krokami.

-Przyjechaliście na jedną noc.-otworzyłam drzwi mojej rodzince wpuszczając ich do środka. Mama i Dean weszli do środka ciągnąc ze sobą trzy wielkie walizki.

-Ale jesteś wielka-wywróciłam oczyma na słowa brata i pozwoliłam zamknąć mu się w uścisku. Po chwili to samo zrobiła moja mama.

-Mamo nie płacz.-jęknęłam słysząc jej pociąganie nosem.-Michael mówił, że nie wyglądam jak wieloryb.-słyszałam jak śmieje się płacząc.-Co przywieźliście w tych walizach?-skuteczne odwrócenie uwagi było najlepszym pomysłem na jaki wpadłam.

Okazało się, że mama jak i brat zakupili mnóstwo rzeczy dla maluchów. Zaczynajac od ubranek, kończąc na zabawkach z których przez minimum rok i tak nie skorzystają.

-Trochę was poniosło-zaśmiałam się obserwując jak kobieta zapełnia półki.

-Masz tu dużo rzeczy, radzisz sobie? Finansowo.

-Michael i Louis rywalizują o bycie najlepszym wujkiem.-uśmiechnęłam się odruchowo głaszcząc swój brzuch. Obserwowałam jak Dean robi obchód po moim mieszkaniu na dłużej zatrzymując się przy wielkim kolażu ze zdjęć wiszącym w salonie. -Upiekłam pieczeń. Jakiś nowy przepis.-zwróciłam uwagę obojga idąc do kuchni.

-Jak to upiekłaś, mówiłam ci, że w twoim stanie masz leżeć. To już ósmy miesiąc.-wywróciłam oczami na słowa mamy drepczących mi po piętach.

-Mamo jestem w ciąży. Ciąża to nie choroba. Plus to naprawdę nic, większość czasu i tak spędzam siedząc na kanapie. Chwila stania w kuchni mnie nie zabiła, póki Michael nie pojechał na święta codziennie tu siedział.

-Dobra kobiety. Nie kłóćcie się.-Dean postanowił interweniować widząc, że mama chce uparcie ciągnąc ten niewygodny temat.-Szykujmy tą kolacje wigilijną, bo nie mamy tak dużo czasu. Jutro mamy samolot.

Tegoroczne święta były naprawdę dziwne, mama i Dean ledwo zdążyli przyjechać, a następnego ranka po zapewnieniu, że niedługo znowu mnie odwiedzą udali się w drogę powrotną. Z jednej strony wiem, że na pewno chcieli spędzić święta spokojnie, a spanie u mnie na kanapie nie należało do ich marzeń. Jednak zawsze spędzaliśmy święta w trójkę. Stad też moment kiedy resztę świąt spędzałam sama był naprawdę tragiczny.

Leżąc na łóżku znudzona wpatrywałam się w sufit, oglądanie telewizji znudziło mnie już dawno. Wszyscy znajomi byli zajęci swoimi rodzinami, a do Londynu wracali dopiero po sylwestrze. Zamierzałam spędzić ten wyjątkowy dzień przejścia z jednego roku do drugiego sama z dwójka wyjątkowo rozbrykanych tego dnia maluchów.

Leżąc tak zaczęłam zastanawiać się nad tematem od jakiego stroniłam i przez który pokłóciłam się z Sylvią.

Imiona.

Zabrzmi to tragicznie, ale właśnie trwał 8 miesiąc mojej ciąży, a ja na swoje dzieci dalej mówiłam chłopiec i dziewczynka. Niemal jak w tym słabym horrorze.

-Co wy dziś tam robicie? Konkurs fikołków?-jęknęłam oskarżycielsko spoglądając na brzuch. -Mama myśli jak dać wam na imię.-zaśmiałam się do siebie delikatnie głaszcząc brzuch. W przypływie samotności coraz częściej mówiłam do siebie.

Samotność.

Nagle uderzyło we mnie wspomnienie poprzednich świąt i niezdarnie podnosząc się ruszyłam do szafy. Na jej dnie znalazłam płytę z własnoręcznym podpisem chłopaka. Teraz poza dziećmi w moim łonie miałam wrażenie, że fikołki robi też moje serce. Po kilku chwilach z odtwarzacza rozchodziły się delikatne dźwięki gitary i głos blondyna.

Two extra Seconds of Summer [L.H.] ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz