8.

1.1K 41 9
                                    

Kolejny dzwonek telefonu sprawił, że w końcu sięgnęłam po urządzenie. Z ulga zauważyłam, że tym razem dzwoni moja mama, a nie Irwin.

-Halo?-nawet nie próbowałam kryć bólu w moim głosie. Nie wiedziałam tylko który bardziej z niego bije, ten psychiczny czy fizyczny.

-Kochanie jak się czujesz? Ashton był u nas pytać o ciebie, ponoć pokłóciliście się. Ledwo odwiodła go od pomysłu jazdy do ciebie. Naprawdę był gotowy wsiadać w samolot.

-Mówił o spotkaniu, nie miałam co zrobić. Dziś naprawdę źle się czuję. -drążące westchnienie zabrzmiało po drugiej stronie aparatu.

-Jak to się źle czujesz?

-Od rana mam skurcze są coraz silniejsze.

-Co ile je masz?

-Około 45min. Mamo jeszcze są lekkie. Bliźniaki nie mogą się dziś rodzić. Jest już 6 po południu jest za duże prawdopodobieństwo, że jedno urodzi się dziś, a drugie jutro. Bliźnięta nie mogą być z różnych roczników.

-Zamierzasz na siłę zatrzymać ich w macicy? Poza tym uważam, że pora i czas wybrać imiona.-ponownie miałam chęć strzelić się w twarz. Za mało jej mówię.

-Właściwie to razem z Lukiem wymyśliłam imiona. Fletcher i Melody.

Cisza po drugiej stronie trochę mnie zaniepokoiła, jednak pociąganie nosem jakie usłyszałam po drugiej stronie wywołało uśmiech na mojej twarzy.

-Pięknie skarbie. Będę babcią dwójki wyjątkowych dzieci...Boże będę babcią.-wyobrażałam sobie jak pociąga za swoje włosy w geście paniki.

-Dobrze, że dotarło to do ciebie teraz, a nie za kilka lat. Lepiej późno niż...-przerwałam własną wypowiedz czując wilgoć między nogami.-Mamo, chyba właśnie odeszły mi wody.

Obiecując, że dojadę do szpitala najszybciej jak tylko mogę zakończyłam rozmowę od razu wybierając numer lekarza prowadzącego moją ciąże.

Godzinę później leżałam w sali zdenerwowana patrząc na doktora.

-Jest za wcześnie.-wysapałam czując kolejny skurcz.

-Suzanne przecież wiesz, że mało kto nosi ciąże bliźniacze do końca.

-Nie.-wysapałam kręcąc głowa-Wody odeszły za wcześnie. Nie mam jeszcze silnych skurczy. One będą się dusić.

Niestety miałam racje. Dziesięć minut później byłam więziona na blok operacyjny. Po moich policzkach płynęły łzy.

-Proszę zadzwonić po ojca, albo kogoś bliskiego.-mężczyzna naciskał na mnie, a ja czułam jak przez nerwy powoli tracę świadomość.

-Luke Hemmings.-jęknęłam sięgając po telefon. Ledwo zdążyłam wejść w kontakty, a poczułam jak tracę przytomność.

Z piwem w ręku chodziłem po salonie Stylesa. Nie chciałem tu być, ale przez tak długie namowy Suzanne niechętnie obiecałem się tu pojawić. I tak zamierzałem wrócić przed północą do dziewczyny.

-Luke!-głos Louisa rozległ się po salonie, a widząc kiwnięcie w moją stronę niechętnie ruszyłem w stronę chłopaka. Nie przepadałem za Tomlinsonem, od samego początku nie mieliśmy najlepszej relacji głównie przez różnicę wieku, ale fakt, że jest blisko z moją Suzy wcale nie pogłębiał mojej sympatii.

-Co tam Tommo?

-Podobno pogodziłeś się z Suzanne.-bez słowa pokiwałem głową biorąc łyk piwa z butelki.-Dobrze, mam nadzieje, że drugi raz tego nie spieprzysz.

-Nie spieprze?-uniosłem brew spoglądając na szatyna dając mu znak by rozwinął swoją myśl.

-Ona potrzebuje czasu Luke. Mógłbyś się postarać to zrozumieć. Nie jest w łatwej sytuacji.-wzruszyłem ramionami.

Czy on myśli, że ja tego nie wiem?

-Nie musisz bawić się w mojego mentora Tomlinson.-uśmiech z twarzy chłopaka zniknął.

-Więc zamierzasz zachowywać się jakbyś pozjadał wszystkie rozumy Hemmings?

Nie miałem humoru na rozmowy z Louisem i tylko wywróciłem oczami biorąc łyk piwa.

Nagle mój telefon się rozdzwonił, a ja szczęśliwy, że mam powód, by odejść od chłopaka wyszedłem na taras. Ze zdziwieniem patrzyłem na dziwny nieznany numer i po naciśnięciu zielonej słuchawki przyłożyłem aparat do ucha.

-Tak słucham?

-Pan Hemmings?-obcy głos po drugiej stronie telefonu sprawił, że poczułem dziwny dreszcz niepokoju przebiegający przez moje ciało.

-Tak.

-Suzanne Dallas podała pana numer jako osobę do kontaktu.-miałem wrażenie, że moje serce zatrzymuje się, a oddech grzęźnie w gardle. Nawet nie pamietam tego co działo się później. W szoku nie żegnając się z nikim wyszedłem z domu Harry'ego zamawiając taksówkę.

Będąc w szpitalu poczułem dziwne deja vu. Czułem się dokładnie tak jak w momencie kiedy prawie rok temu z brunetką u boku odwiedzałem moją mamę.

-Suzanne Dallas.-bez ceregieli podszedłem do recepcji sprawiając, że młoda dziewczyna podskoczyła na mój widok.

-Jest pan kimś z rodziny?

-Upoważniła mnie, dzwoniliście dopiero do mnie. Powiedziano mi tylko, że są komplikacje przy porodzie i zabierają ją na stół.-zignorowałem współczujące spojrzenie dziewczyny i kiedy tylko dowiedziałem się gdzie dziewczyna się znajduje biegiem ruszyłem pod sale.

Operowali ją.

Suzy miała właśnie cesarkę, a mi nie pozwolono wejść na salę.

Powiedziano mi tylko, że wody odeszły za wcześnie i dzieci miały prawdopodobieństwo uduszenia się. Zdenerwowany stałem pod salą czując ogarniającą mnie panikę. Mimo natłoku emocji wiedziałem co muszę zrobić. Sięgnąłem po telefon otwierając kontakty, poczułem dziwną niepewność kiedy zobaczyłem numer Ashtona, jednak kręcąc głową przewinąłem je nieco w dół. Po chwili wybrałem numer głęboko oddychając, by chociaż trochę się uspokoić.

Wiedziałem, że poród potrafi trwać długo, jednak godzina na cesarskie cięcie wydawała mi się zbyt długim czasem. Kiedy pielęgniarka wyszła z wózeczkiem wioząc dwoje niemowląt za jej plecami rozległy się krzyki sprawiające, że świat dla mnie się zatrzymał.

-Tracimy ją!

-Doktorze serce stanęło!

Drzwi zamknęły się, a ja ignorując pielęgniarkę próbująca mnie zatrzymać wpadłem na salę czując jak cały drżę.

-Panie Hemmings proszę wyjść z sali!-krzyk doktora sprawił, że wszyscy spojrzeli na mnie.

-Ratujcie ją, proszę ratujcie ją.

———————————
06.06.2020

Mówcie mi Polsat

Two extra Seconds of Summer [L.H.] ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz