10.

1.1K 45 9
                                    

Drżącymi rękoma podawałam szklankę wody chłopakowi siedzącemu na mojej kanapie. Nie widziałam Ashtona od urodzin Michaela dwa lata temu, od tego czasu zmienił się diametralnie. Jego głowy nie zdobiła już bandana której widok na zdjęciach zawsze wywoływał u mnie dziwne ciepło. Włosy miał podcięte w inny sposób i teraz zaczesywał je do góry.

Mimowolnie patrząc na chłopaka zerkałam też na bliźniaki bawiące się na dywanie klockami. Kształt oczu i ich kolor był identyczny jak u chłopaka co na zawsze miało być świadectwem tego czyimi są dziećmi.

-Powiedz coś.-wydusiłam w końcu przerywając ciszę jaka panowała między nami. Ku mojemu zdziwieniu nawet Fletcher nie grymasił jakby zdając sobie sprawę z powagi sytuacji i decydując, że to nie jest czas na jego dąsy i marudzenie.-Ashton?- niepewnie dotknęłam kolana chłopaka wyrywając go z zamyślenia. Spojrzał na mnie spojrzeniem które wyglądało jakby był zaskoczony moją obecnością i dopiero mnie dostrzegł.

-Byłem pewien, że to tylko nieporozumienie.- wydukał w końcu posyłając mi spojrzenie typu tych zranionych i pełnych niedowierzania.-Suzy jak mogłaś mi to zrobić?

Nie byłam na to gotowa. Mimo tego, że sytuacja w jakiej się znajduje trwa już prawie trzy lata, nie byłam na to gotowa. Nie wiedziałam co powiedzieć Ashtonowi który zawiódł się na mnie jak na nikim innym.

-Miałeś karierę, szanse...

-I to sprawiło, że stwierdziłaś, że możesz zabrać mi moje dzieci?!- krzyk chłopaka sprawił, że podskoczyłam przestraszona kompletnie nie spodziewając się jego wybuchu.

Nie tylko mnie przestraszyło uniesienie głosu, Melody nieprzyzwyczajona do krzyków zaczęła pociągać nosem, a jej dolna warga zadrżała. Bez słowa podeszłam do córeczki i złapałam ją przytulając do siebie i całując w głowę w celu uspokojenia.

-Ashton...-zaczęłam, ale szybko okazało się, że nie wiem co powiedzieć chłopakowi, otwierałam i zamykałam usta niemal tak jakbym postanowiła bawić się w kalambury i odwzorować rybę.

-Jak je nazwałaś?-zapytał siląc się na spokój.

-Melody- powiedziałam poprawiając córkę w ramionach- I Fletcher.-teraz wskazałam na dwulatka który z uwaga przyglądał się naszemu gościowi. Widziałam w jego spojrzeniu nieufność która była czymś stosunkowo nowym z jego strony, bo to mój syn zawsze był pierwszy sprzedajny który z radością wyciągał ręce do nieznajomych.

-Fletcher-powtórzył za mną cicho kucając przy chłopcu, ku mojemu zdziwieniu maluch ze łzami w oczach wycofał się chowając za moimi nogami.-Świetnie.-mruknął sam do siebie prostując się przez co górował nade mną.-Jak mogłaś być taka głupia? Czy naprawdę wydawałem ci się, aż tak nieodpowiedzialnym gówiarzem, że nawet nie zasłużyłem na prawo do jakiejkolwiek decyzji?-spokój w jego głosie sprawiał, że chciałam się rozpłakać. Miał racje i doskonale o tym wiedziałam, jednak dotarło to do mnie za późno.

-Skąd się dowiedziałeś?-zapytałam wywołując u niego zirytowane prychnięcie.

-Skąd się dowiedziałem? Już jak umawiałem się z Gemmą słyszałem o jakiś super słodkich bliźniakach przyjaciółki Louisa, ale nawet nie byłem w stanie połączyć faktów. Ale jak dwa dni temu wypłynęły zdjęcia waszej dwójki na placu zabaw...nawet nie masz pojęcia jak się poczułem. Nie wiem dlaczego, ale byłem przekonany, że to będą dzieci Luka, a on stchórzył.

Nerwowo zagryzłam wargę kręcąc głową.

-Ja i Luke nigdy...-z niewiadomych przyczyn zaczęłam się tłumaczyć.

-To też już wiem, bo jak poszedłem dać mu w ryj za bycie nieodpowiedzialnym gnojem okazało się, że to ja nim jestem. A podczas kiedy on chciał ci pomóc ty go dzielnie odrzucałaś.

Patrzyłam w ziemie bojąc się oderwać wzrok od paneli. Czułam jak Mel delikatnie bawi się moimi włosami pociągając za nie, a Fletcher podreptał z powrotem na dywan, by zając się klockami.

-Suzanne coś ty narobiła?-westchnął w końcu pozwalając opaść swoim ramionom. Zadrżałam przestraszona kiedy jego ramiona owinęły się wokół mnie i małej Melody, a kiedy poczułam jego usta na swoich włosach wstrząsnął mną szloch.-Hej, nie płacz. Przecież nie krzyczę, nie złoszczę się, staram się podejść do tego najspokojniej jak się da.

-A powinieneś, powinieneś rzucać talerzami krzyczeć, wyzywać mnie od najgorszych.-płakałam gwałtownie wciągając powietrze. Wyrwałam się z objęć chłopaka odkładając córeczkę na dywan, roztrzęsiona ruszyłam do kuchni łapiąc za telefon. Bez wahania wykręciłam numer najbliższej mi teraz osoby i z ulgą czekałam, aż odbierze. -Lou możesz proszę przyjechać po Melody i Fletchera?

-Suzanne nie.-stanowczy głos Irwina sprawił, że przeszedł mnie dreszcz.

-Suz co się stało?-głos przyjaciela w słuchawce był wyraźnie zaniepokojony.

-Ashton, musimy porozmawiać. Lou przyjedziesz po bliźniaki? Proszę?-desperacja w moim głosie uciszyła obydwu i po chwili dowiedziałam się, że szatyn wraca do mojego mieszkania.

-Chce je poznać.-irytacja w głosie Asha była niemal namacalna.

-Chyba musimy najpierw porozmawiać.-wydukałam niepewnie, w odpowiedzi słysząc prychnięcie z jego strony. Nawet nie wiem które to już tego dnia.

-Teraz chcesz rozmawiać. Przez dwa lata jakoś nie paliłaś się do rozmów.

-To nie tak. Chciałam ci powiedzieć. Ale na początku podjęłam złą decyzje, a później się umiałam z tego wybrnąć. Dostaliście propozycje trasy, nie mogłam.

-Dlaczego?! Dlaczego niby nie mogłaś?-mierzyliśmy się na spojrzenia. W jego oczach widziałam czysty gniew i ból wywołana przeze mnie sytuacją, w moich możliwe, że poza łzami była widoczna desperacja, by wyjaśnić mu dlaczego to zrobiłam.

-Pojechałbyś?-zapytałam niemal szeptem zauważając, że jego spojrzenie od razu łagodnieje.

-Nie.-przyznał po chwili ciszy

-Może to i nasze dzieci, może i powinnam porozmawiać z tobą, bo masz prawo o nich decydować i wiedzieć, a ja ci to zabrałam. Ale tak samo dałam ci możliwość kariery. Zreszta nie tylko tobie. A Luke? Michael? Calum? Jakbyś zrezygnował nie byłoby zespołu! Nie byłoby tego co sprawiało, że trzech najważniejszych mężczyzn w moim życiu jest szczęśliwych. Wolałam się usunąć i wziąć konsekwencje na siebie niż żyć ze świadomością, że zniszczyłam wam szanse na spełnianie marzeń!-nie wiem w którym momencie mojej przemowy łzy po moich policzkach zaczęły spływać w takim tempie, ale na ostatnich słowach rozkleiłam się kompletnie.-Może i zerwaliśmy, bo byliśmy słabą parą nie potrafiłam obdarzyć cie tym uczuciem jakim powinnam darzyć chłopaka, ale kocham cie jak najlepszego przyjaciela i brata. Nie zrobiłam tego, by cie zranić tylko po to, byś miał w życiu łatwiej Ash.-z ulgą przyjęłam moment w którym Irwin bez słowa podszedł do mnie i zamknął w swoich ramionach.

Objęłam go w pacie mocniej wtulając się w jego pierś i cała się trzęsąc puściłam wszelkie hamulce jakie jeszcze trzymały moje emocje na wodzy. Rozpłakałam się jak małe dziecko z ulgą przyjmując jego uścisk i pocałunki składane na moich włosach.
—————————————
15.06.2020

Two extra Seconds of Summer [L.H.] ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz