Rozdział 2

160 7 0
                                    

Weekend minął mi całkiem przyjemnie, głównie na spaniu, jedzeniu i oglądaniu seriali. I myśleniu o Williamie. Właściwie to była główna część mojego weekendu. Ciągle rozmyślałam, że rok po stracie rodziców, dziesięć miesięcy po przeprowadzce do Krakowa i przewróceniu całego mojego życia do góry nogami randka z Williamem może być tym czymś, co pozwoli mi wrócić do normalnego życia. Moja najlepsza przyjaciółka, Kama, która tak jak ja mieszkała i pracowała w Krakowie ciągle mi powtarza, że powinnam ruszyć do przodu. Coraz bardziej wydawało mi się, że mogła mieć rację. W końcu miałam dopiero dwadzieścia sześć lat, a nie czterdzieści i powinnam żyć, bawić się, spotykać się z ludźmi. Tymczasem nie miałam żadnych znajomych oprócz Kamy, bo z dawnymi nie utrzymywałam kontaktów, a nowych nie zdążyłam poznać, czas wolny spędzałam na pracy albo na oglądaniu seriali, a w mojej szafie było kilka par dżinsów, same czarne koszulki i ciemne marynarki. Jedyne o co dbałam to włosy i makijaż. Zadzwoniłam do Kamy i umówiłam się z nią na zakupy. Całe szczęście akurat nie balowała, więc mogła jechać ze mną mi pomóc wybrać coś co ożywiłoby trochę moją garderobę.

W poniedziałek w pracy za wiele się nie działo. Ot, zwykły dzień nastawiony głównie na różnego rodzaju spotkania, częściowo poświęcone temu jak w odpowiedni sposób przyjąć naszych jutrzejszych gości. Zawsze mnie to fascynowało, powtarzanie w kółko tych samych tekstów o szacunku, jaki mamy im okazywać, jak nie urazić ich naszym strojem, jak wypaść jak najbardziej profesjonalnie. Tak, stanowczo powinnam pomyśleć o zmianie pracy.

Wieczorem dostałam esemesa od swojej kochanej siostry, Nadii, która ciągle namawiała mnie na sprzedaż domu po rodzicach. Nadia nie mieszkała tam już od dawna, wpadała tylko czasami w odwiedziny, pomiędzy kolejnymi zleceniami. Nadia była fotografem i bardzo dużo podróżowała, nie tylko po Polsce, ale też po całym świecie.

"Mam kupca na dom. Musimy pilnie porozmawiać. Przyjadę do Ciebie jutro."

Cholera! Znowu się zaczyna. Pół roku po śmierci rodziców, gdy tylko minął największy ból i oszołomienie powiedziała, że musimy sprzedać dom. Argumentowała to tym, że obie wyjechałyśmy a szkoda by było, żeby dom stał pusty i niszczał. Coś w tym było, ale nie potrafiłam zdecydować się na taki krok. Miałam stamtąd zbyt dużo dobrych wspomnień. No i moim marzeniem było tam kiedyś wrócić. W tym momencie pasowało mi życie w dużym mieście, ale jednak moje marzenia na przyszłość nie obejmowały Krakowa. Za każdym razem kategorycznie sprzeciwiałam się sprzedaży, bo wiedziałam, że bez mojej zgody niczego nie osiągnie. Od tamtej pory nasze relacje były mocno nadwyrężone, ale Nadia i tak kilkukrotnie nachodziła mnie w mieszkaniu i próbowała przymusić do podjęcia tej ostatecznej decyzji, która na zawsze odcięłaby mnie od całego mojego wcześniejszego życia.

Nie chciało mi się jej nawet odpisywać. nie rozmawiałam z Nadią od kilku miesięcy. Nie życzyłam sobie jej przyjazdu i rozmowy, którą chciała znowu ze mną przeprowadzić, ale wiedziałam, że dopóki nie przyjedzie i nie powie tego co chce, nie da mi spokoju.

Nadszedł wtorek, ten ważny dzień. Przyszłam do biura na siódmą i zanim rozsiadłam się przy biurku pobiegłam do kuchni po kawę. Miałam za sobą bardzo ciężką noc, przez wiadomość od Nadii nie mogłam spać, co rano musiałam maskować solidnym makijażem. Chwilę po mnie do kuchni wszedł Sebastian. Pomyślałam, że to dobry moment zapytać go o moje oceny, i których wiedziałam od Williama.

– Sebastian, chciałam pogadać.

– Po kawie, błagam. – odparł nieprzytomnie.

– Nie, Seba, pogadamy teraz, póki nie mam ochoty cię zamordować. Dostałam ostatnio ciekawą informację z biura w Londynie. Podobno klienci byli bardzo zadowoleni moimi ostatnimi analizami i poprosili o więcej. Szkoda, że nie usłyszałam tego od ciebie. Wiesz może dlaczego? – starałam się mówić spokojnie. Widziałam że Sebastian był zmieszany, uciekał wzrokiem w bok.

Troje to już tłumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz