Rozdział 22

38 1 0
                                    

Wyszłam z biura w towarzystwie Williama szybko, jakby gonił mnie sam diabeł.

– Odwiozę cię do domu – powiedział William, kiedy znaleźliśmy się już na zewnątrz.

– Nie trzeba.

– Nalegam. – Spojrzał na mnie, jakby chciał mnie przejrzeć na wylot.

– Nie dasz mi spokoju, prawda?

– Myślałem, że to sobie już wyjaśniliśmy.

Westchnęłam zrezygnowana. Byłam beznadziejna. Na własne życzenie spierdoliłam sobie życie. Ruszył w kierunku pobliskiego postoju taksówek. Chcąc nie chcąc, poszłam za nim.

Podałam kierowcy adres mieszkania Kamy. Było jeszcze wcześnie więc udało nam się ominąć największe korki.

William wszedł za mną do mieszkania. Nie protestowałam, bo i tak wiedziałam, że nie wywinę się od jego towarzystwa. Kamy jeszcze nie było.

– Załatwiłaś wszystkie formalności przed wyjazdem? – zapytał William jak weszliśmy do mieszkania.

– Tak. Przecież sam tego dopilnowałeś, nie pamiętasz?

– Klara...

– Czego jeszcze ode mnie chcesz? – powiedziałam ze złością. Odwróciłam się w jego stronę i położyłam ręce na biodrach.

– Przestań się boczyć. Im szybciej się pogodzisz z zaistniałą sytuacją, tym milej spędzimy razem czas w Londynie.

– Chyba żartujesz – prychnęłam. – Zmusiłeś mnie do wyjazdu szantażem. Nie zamierzam z tobą miło spędzać czasu.

William zbliżył się do mnie. Widziałam, że podniósł rękę do mojej twarzy, a ja w momencie się skuliłam, jakbym znowu oczekiwała na cios. Zamknęłam oczy.

– Nie zrobię ci krzywdy – powiedział William miękko i złapał mnie za rękę. Podniósł ją do swoich ust i pocałował.

– Will, błagam cię, pozwól mi odejść.

– Do niego?

William nie puszczał mojej dłoni.

– Proszę. – Patrzyłam mu prosto w oczy, ale nie mogłam nic z nich wyczytać.

– Nie.

Znowu miałam ochotę się rozpłakać.

– Musisz się jutro pojawić w biurze? – zapytał po kilku minutach.

Zastanowiłam się chwilę.

– Nie, raczej nie. Dlaczego pytasz?

– Nie chcę, żebyś się więcej widziała z Sebastianem. Chciałbym cię zabrać jeszcze dzisiaj do Londynu.

– Ale... – zawahałam się. – Przecież bilet mam dopiero na jutro. Nie jestem spakowana. Muszę pogadać z Kamą.

W głowie cały czas miałam nadzieję, że William zostawi mnie samą i będę mogła jeszcze coś wymyślić. Albo, że Kama pomoże mi coś wymyślić.

– Możemy lecieć wieczorem, co za problem kupić nowe bilety. – William wzruszył ramionami. – Z koleżanką możesz porozmawiać przez telefon, a wszystkie potrzebne rzeczy możemy kupić ci na miejscu.

– Chyba żartujesz, nie stać mnie żeby kupić sobie tyle nowych ubrań, zwłaszcza w Londynie.

– Chyba żartujesz, że pozwolę ci za nie zapłacić.

– I co, teraz zrobisz ze mnie swoją utrzymankę?

– Nie drażnij mnie.

– Bo co?

Troje to już tłumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz