Rozdział 12

68 1 0
                                    

Cała delegacja minęła zaskakująco szybko. W piątek późnym wieczorem William odwiózł mnie do hotelu. Byłam tak padnięta, że nie starczyło mi już siły, żeby się spakować. W sobotę rano zaspałabym gdyby nie Sebastian, który zajrzał do mnie odpowiednio wcześniej. Pomógł mi się spakować i pewnie tylko dlatego nie spóźniliśmy się na samolot. Nie rozmawialiśmy ze sobą za wiele. Na szczęście miałam ze sobą kilka raportów, które miałam przejrzeć jak najszybciej, więc w samolocie mogłam udawać, że skupiam się na pracy.

Kolejny tydzień miałam tak zajęty, że na koniec nie wiedziałam jak się nazywam. Pracy dla trzech klientów miałam bardzo dużo, a jeszcze Sebastian się rozchorował i poprosił, żebym go zastąpiła na kilku zleceniach, które nie mogły poczekać. William odzywał się codziennie, co było jedynym przyjemnym elementem w całym tym szaleństwie w pracy. W tym tygodniu nie mogliśmy się zobaczyć, bo ani ja nie miałam siły do niego lecieć, ani on nie miał czasu.. Miałam w planach przespać cały weekend i solidnie odpocząć, ale w sobotę wpadła do mnie Kama z winem i chińczykiem na wynos domagając się kolejnych relacji z mojego "związku" z Williamem. Opowiedziałam jej wszystko i obie zgodnie stwierdziłyśmy, że coś przede mną ukrywa. Koniecznie musiałam się dowiedzieć co.

W poniedziałek w pracy po dość spokojnym weekendzie byłam pełna energii. Dogadałam się z Williamem, że przyleci do mnie na weekend i spędzimy trochę czasu razem. Sebastiana dalej nie było więc miałam w dalszym ciągu więcej zajęć, niż zwykle, ale nic nie mogło popsuć mojego dobrego nastroju. Koło jedenastej zadzwonili do mnie z recepcji, że kurier przyniósł do mnie przesyłkę i mam przyjść ją odebrać. Akurat miałam chwilkę więc pobiegłam od razu.

– Hej, Klara Nowicka, przyszłam odebrać przesyłkę – powiedziałam do dziewczyny siedzącej na recepcji. Nie znałam jej, więc pewnie była nowa. Dziewczyny na recepcji zmieniały się bardzo często więc trudno było je zapamiętać.

Marta, jak odczytałam z plakietki, podała mi paczkę i bukiet kwiatów. Podziękowałam grzecznie i szerokim uśmiechem na ustach powędrowałam na swoje piętro. Kwiaty były piękne, wesołe i kolorowe, takie jak lubiłam.

Przy biurku od razu rzuciła się na mnie Ania, zaciekawiona od kogo taki bukiet. Sama byłam tego ciekawa, bo przy bukiecie nie było bileciku. Ciekawe czy w kwiaciarni o nim zapomnieli czy nadawca chciał być anonimowy. Jeszcze bardziej ciekawiła zawartość przesyłki. Otworzyłam ją ze zniecierpliwieniem. W środku była śliczna bransoletka szczęścia z nawleczonym malutkim drewnianym serduszkiem na czerwony rzemyk. Nigdzie nie było nadawcy. Jedyne co znalazłam w środku pudełka, to mała karteczka z narysowanym odręcznie serduszkiem. Słodkie. I dziwne jednocześnie. Pomyślałam, że prezent jest od Williama, bo od kogo innego miałby być, ale nie spodziewałam się po nim, że się nie podpisze. Samo serduszko narysowane na karteczce było urocze, ale tak bardzo nie w jego stylu. No i było narysowane długopisem, a przecież Will był w Londynie.

Odblokowałam laptopa i napisałam do niego wiadomość.

Ja: Dziękuję za kwiaty i prezent. Są śliczne.

William: Jaki prezent?

Ja: Jak to jaki prezent? Przecież wysłałeś mi bransoletkę. I kwiaty.

William: Skarbie, wysłałem ci kwiaty. Nie wysyłałem żadnej biżuterii.

Ja: Ale... Jak to? To w takim razie od kogo to dostałam?

William: To chyba ja ciebie powinienem zapytać kto wysyła mojej kobiecie prezenty kiedy mnie nie ma w pobliżu.

Ja: Will, poważnie, nie wiem. Zadzwonię na recepcję, może to jakaś pomyłka.

Troje to już tłumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz