Rozdział 18

72 1 0
                                    

Wróciliśmy do hotelu w całkowitym milczeniu. William zaparkował, wysiadł, okrążył auto i otworzył mi drzwi. Bałam się ruszyć, ale nie chciałam go jeszcze bardziej rozjuszyć, wysiadłam więc szybko. Złapał mnie za ramię i zdecydowanym krokiem poprowadził do mojego pokoju.

– O dziewiętnastej masz być gotowa na kolację, przyjdę po ciebie – rzucił ostro i odszedł w stronę swojego pokoju.

Weszłam do środka i wtedy całe emocje ze mnie opadły, zaczęłam ryczeć jak bóbr. Rzuciłam się na łóżko i nie mogłam opanować łkania. Moje poduszki były już całe mokre, kiedy w końcu zaczęłam się uspokajać. Próbowałam zadzwonić do Kamy i wszystko jej opowiedzieć, poradzić się, ale odpowiadała mi tylko automatyczna sekretarka. Pewnie znowu gdzieś zabalowała. Spojrzałam na zegarek. Do kolacji miałam jeszcze sporo czasu, ponad dwie godziny. Wzięłam prysznic i ubrałam na siebie białą, luźną koszulkę. Odświeżona poczułam się odrobinę lepiej, ale i tak miałam tak podły nastrój, że jedyne, co byłam w stanie teraz zrobić to zwinąć się w kulkę pod kołdrą. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Zaspana powlekłam się otworzyć. Przed drzwiami z wielkim bukietem kwiatów stał William. Widziałam, że nie jest zadowolony z tego, że nie jestem gotowa do wyjścia.

– Dlaczego nie jesteś gotowa? – zapytał na pozór spokojnie podając mi kwiaty.

– Przepraszam, zasnęłam – próbowałam się tłumaczyć, po czym dodałam kpiąco wskazując na bukiet – Z jakiej to okazji?

– Chciałem cię przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. To nie powinno mieć miejsca.

– Ale miało i tego nie zmienisz.

William wszedł dalej do pokoju i nic nie mówił przez chwilę. Odłożyłam bukiet na łóżko i dalej trochę zaspana ziewnęłam.

– Czy możesz się szybko ubrać? Chciałbym iść zjeść – powiedział w końcu.

– Nie możesz iść sam? – zapytałam głupio.

– Nie, skarbie. Przyjechałem tutaj do ciebie, więc chciałbym cieszyć się twoim towarzystwem. – Znowu był tym uroczym Williamem. Podszedł do mnie i założył mi pasemko włosów za ucho.

– Szkoda tylko, że ja nie odwzajemniam twoich potrzeb.

– Klara, to nie była prośba. Ubieraj się!

– Bo co? Znowu mnie uderzysz? – rzuciłam zdenerwowana i podeszłam krok w jego stronę.

– Nie. To się więcej nie powtórzy – powiedział cicho. Jego oczy przeszywały mnie na wylot.

– Jakoś ci nie wierzę. I wiesz co, nie chcę więcej na ciebie patrzeć, nie chcę żebyś mnie dotykał. Błędem było nasze pierwsze spotkanie! – wyrzuciłam z siebie.

– Przykro mi, że tak uważasz – odparł, a jego głos zabrzmiał... smutno. Nie wiedziałam już czy on tak dobrze gra, czy rzeczywiście jest mu przykro. Miałam mętlik w głowie.

– Zostaw mnie samą! – krzyknęłam.

– Przykro mi, ale to nie możliwe. Nie będziesz tu sama siedziała i potęgowała swoją nienawiść do mnie. Ubierz się proszę, pójdziemy na kolację.

Popatrzyłam na niego chwilę. Starał się mówić spokojnie, ale bałam się, że znowu wyprowadzę go z równowagi. Stwierdziłam, że dla świętego spokoju może rzeczywiście lepiej będzie jak z nim na tę kolację pójdę. I tak byłam głodna. Wyciągnęłam z szafy czarną sukienkę długą do ziemi i dżinsową kurtkę z kwiatowym haftem na plecach. W łazience szybko się ubrałam, uczesałam włosy. Na nogi założyłam sandały na koturnie i byłam gotowa. Od wyjścia z mojego pokoju aż do wejścia do restauracji Will trzymał moją dłoń, jakby bał się, że znowu spróbuję mu uciekać. Sama nie wiedziałam co mam o nim myśleć. Coraz częściej zastanawiałam się, czy to co do niego czułam to była miłość, czy tylko zauroczenie.

Troje to już tłumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz