Kiedy obudziłam się rano zorientowałam się, że William do mnie nie przyszedł. Czyżby nie szukał swojej karty od pokoju? Zawinęłam się w prześcieradło i wyszłam na balkon zapalić. Dotarłam do punktu, gdzie myślałam, że już nigdy się nie znajdę. William mówił, że nie da mi odejść. Wierzyłam mu, dał mi to odczuć. Z tym, że teraz już sama nie byłam pewna czy powinnam trzymać się od niego z daleka. Z moich rozmyślań wyrwał mnie telefon. Poznałam, że to mój dzwonek.
– Kama! – ucieszyłam się, kiedy znalazłam telefon i odebrałam.
– Jak wakacje? Poderwałaś już jakiegoś fajnego Hiszpana?
– Nie miałam okazji. William do mnie przyjechał – odpowiedziałam.
– Co, kurwa?! Skąd on się tam wziął.
– Nie odpisywałam na jego maile, nie odbierałam telefonów. Dowiedział się, że wzięłam urlop i jakoś dowiedział się gdzie konkretnie jestem. Wczoraj przyleciał.
– I co teraz?
– Kama, serio, nie wiem. Mam mętlik w głowie.
– Chcesz z nim być?
– Chyba tak.
– Chyba? Klara, weź ty się zastanów i bądź pewna, a nie mów, że chyba. A co z Sebastianem?
– Eh. – Westchnęłam do słuchawki. – Tu jest gorzej. Dobrze się wszystko zaczęło, ale on mi nie wybaczy, jak się dowie.
– Wiesz, że musisz mu powiedzieć. Nie możesz go zwodzić.
– Wiem, Kama. Strasznie boję się tej rozmowy. On do mnie dzwoni, mówi, że tęskni i co ja mam mu powiedzieć? Nie powiem mu, że też tęsknię, ale nie powiem też, że William przyjechał. Ten wyjazd chyba był błędem. Trzeba było siedzieć w Krakowie i układać tam swoje relacje. Byłoby mi łatwiej unikać Willa i nie wywiązałby się taki ambaras.
– Do kiedy William zostaje?
– Do jutra, przynajmniej tak mi powiedział. Mam nadzieję, że nie przedłuży pobytu, bo naprawdę chciałabym pobyć sama i się zastanowić. Kama, muszę kończyć. Zadzwonię do ciebie jutro.
– Jasne. Trzymaj się! Całuski.
Rozłączyłam się. O razu mój telefon zaczął dzwonić ponownie. Tym razem był to William.
– Wstałaś już? Zjesz ze mną śniadanie? – zapytał.
– Mhm... Ale najpierw muszę się wykąpać i przebrać – odpowiedziałam przeciągając się na łóżku.
– Wystarczy ci pół godziny? Moglibyśmy po śniadaniu pojechać jeszcze pozwiedzać.
– Proponujesz mi taki zwykły dzień?
– A nie podoba ci się to?
Nie odpowiedziałam mu nic.
– Klara, mnie naprawdę na tobie zależy – kontynuował Will. – Nie chcę się tylko z tobą pieprzyć. Chcę być z tobą, dzielić z tobą życie. Wiem, że to nie jest takie proste. Ale nie rozmawiajmy o tym teraz. Pojedziemy gdzieś później, usiądziemy i wtedy pogadamy na spokojnie.
– Masz rację. Na taką rozmowę będziemy potrzebować więcej czasu. Mamy sobie wiele do wyjaśnienia – dodałam i wstałam z łóżka.
– Przyjdziesz po mnie za pół godziny czy spotkamy się na śniadaniu? – zapytałam.
– Przyjdę – odpowiedział William i rozłączył się.
***
Po śniadaniu od razu poszliśmy do samochodu. W pierwszej kolejności William zabrał mnie do Parku Narodowego Timanfaya. Wulkaniczny krajobraz robił niesamowite wrażenie. Ktoś mógłby powiedzieć, że wyspa jest surowa i nieprzyjazna, ale dla mnie była piękna. Właśnie ta jej surowość miała swój urok. Zjedliśmy wczesny obiad w restauracji El Diablo. Nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności spróbowania dań grillowanych na wulkanie. Właściwie większą atrakcją było do dla mnie, niż dla Williama, ale on już przecież znał wyspę. Największym zaskoczeniem było jednak dla mnie to, że dania przygotowane na wulkanie nie miały zmienionego smaku. Atmosfera panująca miedzy nami była naprawdę w porządku. Nie wiedziałam jeszcze jaką podejmę decyzję, ale czułam że takie chwile jak te to dobry początek do tego, żeby się dogadać.
CZYTASZ
Troje to już tłum
RomanceWilliam zrobi kilka kroków do przodu. Atmosfera w mieszkaniu w sekundę zrobiła się tak gęsta, że można było ją ciąć nożem. - Co on tu robi? - zapytał wskazując na Sebastiana. - Nie twoja sprawa! - Chyba jednak moja. Dobrze cię pierdolił? Lepiej niż...