Obudziłam się. Z początku nie mogłam otworzyć oczu, wiedziałam jednak, że w pomieszczeniu jest jasno. Leżałam w łóżku, czułam pod sobą miękką pościel, zapach też był całkiem przyjemny. Próbowałam się podnieść do góry, ale poczułam tak silny ból, ze ponownie opadłam na poduszki. Było mi słabo i kręciło mi się w głowie. Delikatnie otworzyłam oczy. Byłam w małym pokoju, gdzie jedynym meblem było łóżko. Światło, które na początku uznałam za promienie słońca, wpadające przez okno, okazało się jedynie jasnym światłem żarówki. Poleżałam jeszcze chwilę z zamkniętymi oczami. Starałam się wyłapać jakieś dźwięki, dochodzące z zewnątrz pomieszczenia. Wydawało mi się, że słyszę jakieś rozmowy, ale nie mogłam rozróżnić słów. Chwilę później do moich uszu doszedł dźwięk szybkich i zdecydowanych kroków. Spodziewałam się, że ktoś wejdzie do pomieszczenia, w którym jestem, ale tak się nie stało. Walcząc z bólem głowy, usiadłam na łóżku.
Nie wiem jak długo tak siedziałam. Trudno było mi zebrać myśli, zapewne przez środek, który został mi podany. Nie bałam się, co zapewne też było efektem ubocznym tego środka.
Usłyszałam szczęknięcie zamka w drzwiach. Do pokoju wszedł potężny mężczyzna. Miał na głowie kominiarkę, a w rękach trzymał tacę z jedzeniem. Postawił ją na łóżku i bez słowa wyszedł.
Nie zdążyłam wydusić z siebie ani słowa, żeby zapytać go co ja tu, do cholery, robię.
Spojrzałam na tacę z jedzeniem. Pachniało wspaniale. Mój żołądek dał mi znać, że jest pusty. Podsunęłam tacę bliżej i znalazłam tam dużo pysznych rzeczy. Była gorąca zupa, chyba warzywna, świeże pieczywo, masło, dżem, dwa rodzaje sera i wędlina, pokrojone warzywa i nawet kilka biszkoptów. Do picia dostałam sok pomarańczowy i herbatę.
Zajęłam się jedzeniem. Kiedy już się najadłam, położyłam się z powrotem na łóżku, przytuliłam głowę do poduszki i zasnęłam.
Obudziłam się, kiedy poczułam, że ktoś siada na moim łóżku. Podniosłam się gwałtownie, a przez moją głowę przeszedł ostry ból. Skrzywiłam się i złapałam za skronie.
Spojrzałam w stronę, gdzie ugiął się materac. Moje serce zaczęło bić szybciej. W nogach łóżka, z jedna nogą podwiniętą siedział ON. Mężczyzna, którego widziałam w kawiarni. Ten sam, którego przestraszyłam się nad rzeką. Patrzył na mnie swoimi lodowatymi oczami. Dopiero teraz mogłam mi się przyjrzeć dokładnie. Miał brązowe włosy, krótkie, modnie zaczesane do tyłu, niebieskie oczy, prosty nos, pełne usta. Mogłabym powiedzieć, że jest bardzo przystojny, gdyby nie chłód, który od niego bił.
– Dzień dobry, moja piękna – powiedział. Jego głos był tak samo lodowaty, jak jego spojrzenie.
– Kim jesteś? – wychrypiałam.
– Największym koszmarem twojego kochasia.
– Nie rozumiem.
– William nie powiedział ci, czym się zajmuje po pracy?
– Nie wiem o czym mówisz – postanowiłam iść w zaparte i udawać, że o niczym nie wiem. Tak po prawdzie niewiele wiedziałam.
– Gdzie jestem? – zapytałam, odsuwając się kilka centymetrów dalej. Tyle, na ile pozwoliło mi miejsce za moimi plecami.
– W bezpiecznym miejscu.
– Wątpię. W bezpiecznym miejscu czułabym się bezpiecznie, a tutaj tak nie jest.
Mężczyzna przysunął się bliżej mnie. Przejechał ręką po mojej nodze. Czułam, że zrobiła mi się gęsia skórka, a brzuch zacisnął się z nerwów.
– Mam na imię Aleksiej – powiedział po kilku minutach.
Wzięłam głęboki wdech powietrza do ust i zaczęłam się krztusić.
CZYTASZ
Troje to już tłum
RomanceWilliam zrobi kilka kroków do przodu. Atmosfera w mieszkaniu w sekundę zrobiła się tak gęsta, że można było ją ciąć nożem. - Co on tu robi? - zapytał wskazując na Sebastiana. - Nie twoja sprawa! - Chyba jednak moja. Dobrze cię pierdolił? Lepiej niż...