Rozdział 4

116 4 0
                                    

Obudziłam się wcześnie rano wtulona w bok Williama. Byłam naga, zaplątana w kołdrę i... szczęśliwa. Spojrzałam na niego. Spał tak spokojnie. Uśmiechnęłam się do siebie na myśl o naszej wspólnej nocy. Seks z Williamem był nieziemski. Najpierw pieprzył mnie szybko i mocno, tak, że zapomniałam o całym bożym świecie, a potem zmienił się w delikatnego i czułego kochanka. Gdy próbowałam się wyplątać spod przykrycia, William obudził się i objął mnie.

– Dzień dobry. – szepnął mi do ucha. – Wyspana?

– Wyjątkowo bardzo – uśmiechnęłam się. Poczułam jak William gładzi rękami moje nagie pośladki. – A ty? Wyspałeś się?

– Mhm... Teraz potrzebuję się dobrze obudzić... – powiedział i nachylił się nade mną.

Nie potrzebował tak wiele czasu jak ja, żeby wyswobodzić się z pościeli. Zaczął całować mnie po szyi, schodząc w dół, do obojczyka. Czułam na udzie, że jest gotowy. W momencie zrobiłam się mokra. William rozdzielił moje nogi kolanem i wszedł we mnie jednym ruchem. Jęknęłam. Miał naprawdę dużego kutasa, ciężko było się do tego przyzwyczaić po takiej długiej przerwie od współżycia. Podniósł moje ręce nad głowę i splótł je ze swoimi. Nie potrzebowaliśmy dużo czasu, żeby dojść. Mogłabym tak zaczynać każdy swój dzień. Niestety jak natrętna mucha wpadła mi do głowy myśl, że przecież Will będzie zaraz musiał wrócić do Londynu. Posmutniałam, co od razu zauważył. Wstałam z łóżka i zarzuciłam na ramiona szlafrok, który leżał obok łóżka. Wyjrzałam przez okno.

– Stało się coś? – zapytał zmartwiony.

– Nic takiego.

– Przecież widzę.

– Było cudownie, dziękuję. – odwróciłam się od okna, podeszłam do Williama i pocałowałam go szybko w usta.

– Ale...? – dopytywał.

– Ale niedługo będziesz musiał wrócić do siebie.

– I o to się smucisz? Przecież zobaczymy się w pracy. A nie mogę się pojawić w pracy we wczorajszych ubraniach – zaśmiał się.

– Nie miałam na myśli hotelu, tylko Londyn. Jesteś tu na kilka dni. A właściwie to ile dni nam jeszcze zostało?

– Jesteśmy tu do piątku, ale miałem zamiar zostać do końca weekendu. Jeszcze z tobą nie skończyłem... – powiedział, po czym pocałował mnie tak namiętnie, że zmiękły mi nogi. Znowu miałam ochotę poczuć go w sobie.

– Ej! Nie wyobrażaj sobie za dużo! – uśmiechnęłam się szeroko.

– Mała, nie uwolnisz się już ode mnie! Pamiętaj o tym! – puścił mi oczko.

Usiadłam okrakiem na kolanach Williama i pocałowałam go. Znowu był gotowy.

– Jeszcze raz? – zapytałam ze śmiechem.

– Czemu nie. – odpowiedział obsypując mnie pocałunkami i zdejmując szlafrok, który miałam na sobie.

***

Kiedy już wyszliśmy z łóżka, okazało się, że jestem mocno spóźniona. Co prawda miałam ruchome godziny pracy, ale nie lubiłam przychodzić do biura później niż na ósmą. Poszłam szybko pod prysznic. Wysuszyłam włosy. W chwilach jak ta byłam wdzięczna za przedłużanie rzęs i makijaż permanentny. Co rano pozwalało mi to zaoszczędzić znaczne ilości czasu. Związałam włosy w kucyk, pociągnęłam usta moją ulubioną czerwoną szminką, spryskałam się perfumami i byłam poniekąd gotowa. Jeszcze tylko ubranie. W samej bieliźnie wyszłam z łazienki. William leżał w łóżku, czekając aż zwolnię łazienkę i przeglądał coś na telefonie. Kiedy stanęłam przed szafą William zaczął obserwować mnie kątem oka. Szybko zdjęłam z wieszaka i ubrałam na siebie białą koszulkę i jasnoniebieskie dżinsy, zarzuciłam szarą marynarkę, a na szyję ubrałam duży złoty wisiorek w kształcie liścia na długim łańcuszku.

Troje to już tłumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz