Rozdział 25

41 1 0
                                    

– Cześć Klarcia – powiedziała smutno.

– Jesteś w ciąży? – zapytałam, chociaż nie potrzebowałam potwierdzenia, bo brzuszek Nadii był wyraźnie widoczny.

– Jak widać – odpowiedziała i objęła rękoma swój brzuszek.

Podeszłam bliżej i przyjrzałam jej się uważnie. Nadia nie wyglądała dobrze. Była chuda, blada, miała podkrążone oczy. Włosy niegdyś zdrowe i błyszczące straciły swój dawny blask.

– Jak to się stało? – zapytałam cicho.

– Klara... Nie mów, że nie wiesz skąd się biorą dzieci. – Nadia uśmiechnęła się blado.

– Wiesz, że nie o to mi chodziło. Czyje to dziecko?

– To nie jest istotne.

– Kurwa, Nadia! A co jest istotne?! Skoro to nie jest istotne, to znaczy, że z jakiegoś powodu ci nie pomoże. I co ty teraz zrobisz? Sama je wychowasz? – Uniosłam się może za bardzo. Nadia zwykle odwalała jakieś numery, ale tego bym się po niej nie spodziewała.

– Możemy iść na spacer przed szpital? Tam spokojnie porozmawiamy – zapytała Nadia.

– Jasne. Tylko powiem Williamowi.

– To ten sam facet, którego spotkałam w twoim mieszkaniu?

– Tak.

– Nie wydajesz się zadowolona, kiedy o nim mówisz. Dlaczego?

– Wydaje ci się.

– Na pewno mi się nie wydaje. Jesteś moja siostrą i chociaż pewnie uważasz, że jest inaczej, ja doskonale cię znam.

– Chodźmy już na ten spacer – powiedziałam i wyszłam z sali.

Nadia szła zaraz za mną. W ręce miała szlafrok, który założyła na korytarzu. Powiedziałam Williamowi, gdzie idziemy. Chciałam, żeby zaczekał na nas na korytarzu, ale nie chciał się zgodzić. Skinęłam głową. Miałam nadzieję, że chociaż będzie trzymał się z dala od nas i nie będzie chciał wtrącać swoich trzech groszy.

– Powiesz mi w końcu, o co w tym wszystkim chodzi? – zapytałam Nadię, kiedy jechaliśmy windą na parter szpitala.

– Widziałaś z jakiego oddziały wyszłyśmy?

– Skoro jesteś w ciąży, to zapewne z ginekologii. – Skrzywiłam się. – Z dzieckiem coś nie tak?

Nadia nie odpowiedziała, bo winda właśnie oznajmiła nam, że jesteśmy na parterze. Drzwi się rozsunęły i nasza trójka wyszła na korytarz. Nadia złapała mnie za rękę i pociągnęła do wyjścia na zewnątrz.

– Z dzieckiem wszystko w porządku, rozwija się prawidłowo. To dziewczynka – powiedziała Nadia, kiedy odeszliśmy kawałek dalej od wejścia. Usiadła na ławce i położyła ręce na brzuchu. Uśmiechała się, ale miałam wrażenie, że z jej uśmiechu bije smutek.

– Mam raka, Klara – powiedziała Nadia po chwili.

– Co takiego?! – wykrzyknęłam. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na moją siostrę tak, jakbym zaraz miała usłyszeć „haha, dałaś się nabrać". To by było do niej całkiem podobne. Szukałam czegoś w jej twarzy. Czegoś co wskazywałoby na to, że kłamie, ale nie mogłam się niczego doszukać.

– No właśnie.

– Ty sobie chyba ze mnie żartujesz.

– Uważasz, że w tej sytuacji mogłabym żartować? – Nadia otarła policzek, po którym spływała łza.

Troje to już tłumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz