Rozdział 1

241 9 0
                                    

– Pani Klaro, znowu zalega Pani z czynszem. – usłyszałam w słuchawce telefonu.

– Proszę jeszcze dzisiaj uregulować należność, inaczej będziemy musieli porozmawiać o Pani wyprowadzce. I proszę kolejny raz pamiętać, że jak się wynajmuje mieszkanie, należy za nie płacić na czas.

– Oczywiście. – odparłam, nie chcąc wdawać się w bezsensowne kłótnie.

Dzwonił Jan, właściciel mieszkania, które wynajmowałam w Krakowie. Jan był człowiekiem bardzo skrupulatnym i konserwatywnym. Zawsze wszystko musiało mu się zgadzać. Nie znosił, kiedy spóźniałam się z czynszem, chociaż przez te dziesięć miesięcy, od kiedy mieszkałam w Krakowie zdarzyło się to dopiero trzeci raz. Jeden dzień spóźnienia i już telefon od właściciela. Nie mogłam przyjmować żadnych gości noc, raz w miesiącu przyjeżdżał na inspekcję mieszkania, czy aby nic nie zostało skradzione, przestawione czy też w jakiś sposób zepsute. Działało mi to na nerwy, jednak zależało mi na tym mieszkaniu. Lokalizacja była doskonała, dziesięć minut tramwajem do centrum miasta, czynsz niski, a nowocześnie urządzone mieszkanie miało wszystko, czego potrzebowałam: nieduży salon z aneksem kuchennym, malutką sypialnię, w której oprócz łóżka mieściła się tylko komoda i jedna szafka nocna oraz małą łazienkę z prysznicem. Kiedy się tutaj wprowadziłam, mieszkanie było świeżo po remoncie. W kuchni szafki były białe, błyszczące i bardzo proste, lodówka i zmywarka zabudowane, a płyta indukcyjna i piekarnik nowiutkie. Kuchnię od salonu oddzielała wysoka wyspa, czy też raczej barek, który służył mi też za stół, którego nie miałam. Stały przy nim cztery wysokie krzesła. W części salonowej stała duża szafa, szafka z telewizorem, jeden fotel i mięciutka kanapa, na której uwielbiałam się wylegiwać po pracy i oglądać filmy lub czytać. Tuż obok kanapy było okno balkonowe z wyjściem na niewielki taras. Sypialnia była urządzona w odcieniach bieli i granatu, a łazienka w odcieniach beżu. Przy moich marnych zarobkach takie mieszkanie trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno, więc zamierzałam się w nim zatrzymać na dłużej. Miałam tylko nadzieję, że Jan nie podniesie czynszu, przynajmniej niezbyt szybko, bo inaczej będzie kiepsko.

Odłożyłam telefon na stół, otworzyłam laptopa i weszłam na stronę banku, żeby od razu zrobić przelew. Na szczęście kilka minut przed telefonem Jana otrzymałam powiadomienie, że moja wypłata jest już na koncie. Przelałam pieniądze za czynsz, po czym zerknęłam jeszcze na służbowego maila.

Już od dwóch lat pracowałam w dużej międzynarodowej korporacji, w której niestety moja ścieżka kariery jeszcze na dobre się nie zaczęła, a ja już miałam wrażenie, że się skończyła. Nie wiem, na co liczyłam zatrudniając się tam. Ciągle zmiany w polityce firmy nie sprzyjały dobrze mojemu potencjalnemu awansowi, moja niechęć do pracy w grupie i do bawienia się w różne korporacyjne pseudo rozwojowe gierki tym bardziej mi nie pomagała. Nawet moja liderka, Ania, sympatyczna dziewczyna w moim wieku, która próbowała ciągle pchać mnie wyżej nie mogła mi pomóc. Cóż... pozostawało mi czekać, aż po raz kolejny coś się w firmie zmieni, a do mnie uśmiechnie się los i okaże się, że akurat moje umiejętności się komuś do czegoś przydadzą. Albo, że po prostu nie będzie już nikogo innego do awansu.

Na mailu od razu zauważyłam wiadomość od Williama Cowell'a, mojego w pewnym sensie szefa. William pracował w głównej siedzibie firmy w Londynie i w hierarchii firmy stał dużo wyżej niż ja. Zajmował się naszymi kluczowymi klientami, pośredniczył w kontaktach między nimi, a naszym biurem w Krakowie, nadzorował naszą pracę dla nich, ale również dbał o szukanie nowych klientów i zawieranie nowych umów. A ja jako zwykły szary pracownik na samym końcu korpo łańcucha odwalałam najnudniejszą i najmniej, w mojej opinii, potrzebną robotę. Firma CookSpencerCross, bo tam właśnie pracowałam, zajmowała się szeroko rozumianym doradztwem biznesowym, prawnym, technologicznym i innymi rzeczami, które w ogóle mnie nie interesowały. Pewnie by mnie zainteresowały, gdybym wiązała z CSC swoją przyszłość, ale po prawie roku pracy dla nich powoli zaczynałam czuć się wypalona. Potrzebowałam jakiejś odmiany, ale w danym momencie moje finanse nie pozwalały mi na jakąkolwiek zmianę w moim życiu.

Troje to już tłumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz