Rozdział 12

349 17 7
                                    

*oczami Hermiony*
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, siedziałam na krześle. Byłam sama, do pewnego momentu, kiedy zjawił się Voldemort.

- Nagini, zaraz kolacja... - powiedział - ale najpierw chciałbym, abyś coś zobaczyła... przeniosę Cię w moje wspomnienie... - dotknął palcem jej głowy, tym samym przenosząc ją do wspomnienia

Hermiona znalazła się przed wejściem do sierocińca, w którym wychowywał się Tom Riddle. On sam pojawił się obok niej, tyle że w ludzkiej postaci, jako nastolatek.

- Chodź, pokażę ci coś. - ruszył w stronę drzwi.

Hermiona bała się na tyle, że nie chciała się nawet sprzeciwiać, wiec posłusznie ruszyła za nim.

- Widzisz? To jestem ja... - wskazał na siedzącego chłopca piszącego coś w zeszycie - tutaj zapisywałem moje kolejne ofiary, ale nie w tym rzecz.

Nagle do młodego Toma podeszła pani wychowawczyni.

- Dzień dobry Tom! Przyjechała do nas nowa dziewczynka, czy mógłbyś odprowadzić ją do pokoju nr 572?

- Mhm... - mruknął w odpowiedzi, ale mimo wszystko poszedł za kobietą

Voldemort wraz z Hermioną teleportowali się znów przed sierociniec.

- Tom, tu jest dziewczynka, którą odprowadzisz. Z góry dziękuję!

Na twarzy dziewczynki nie widać było smutku, tylko obojętność na zaistniałą sytuację, jaką było oddanie jej do sierocińca.

- Jestem Kathleen. Mama oddała mnie, bo sprawiałam jej ból, kiedy chciałam - zaczęła temat.

- Ty też to potrafisz? - odparł Tom

- Tak, często ta umiejętność się przydaje... moja mama nie wiedziała co zrobić, i się poddała - wzruszyła ramionami

I tak zaczęła się znajomość Toma i Kathleen. Mieli ze sobą wiele wspólnego: lubili sprawiać ból innym, oboje byli czarodziejami, byli wężouści. Gdy dostali listy z Hogwartu, postanowili trafić to wspólnego domu, jakim był oczywiście Slytherin. Tiara nie miała najmniejszych wątpliwości.

Nagle Hermiona i Voldemort przenieśli się do pokoju wspólnego Slytherinu.

- Kathleen... bo wiesz, ja cię bardzo lubię...

- Tomie, ja również.

- Ale wiesz, w sensie ko-ko - słowo „kochać" nie przeszło mu przez gardło.

- Serio?

- Ta-ak...

Kathleen pocałowała go w usta.

- „Całujący się Voldemort? Jakich ja czasów dożyłam?" - pomyślała

- Od tych czasów jesteśmy potęgą - zaczął - ona działała potajemnie, również miała horkruksy, ale tylko trzy. Niewiele osób wiedziało o niej, ale jednak na tyle dużo, aby móc ją zniszczyć. Tą osobą był James Potter.

Hermiona wytrzeszczyła oczy. Nigdy nie słyszała o partnerce Voldemorta, ani o tym, że James Potter ją zniszczył.

- Gdyby nie to, pewnie zostawiłbym Harrego w spokoju. Potrzebuję jego ciało, aby ją wskrzesić... pewnie myślisz, dlaczego ci o tym mówię... sam nie wiem! Po prostu musiałem się komuś wygadać o sprawach miłosnych... przecież twój ból to ból Pottera, prawda? Ty jesteś jego słabym punktem... trzeba to wykorzystać...

- Ile jestem w tym... tutaj? - zapytała nieśmiało

- Wydaje się, że około godziny, ale w realnym świecie 3 dni - odparł

- Realnym świecie? To gdzie ja jestem? Czy to wszystko jest w mojej głowie?

- Fizycznie jesteś w Hogwarcie, ale mentalnie - tu ze mną. Niedługo cię wypuszczę... zapomniałem ci o czymś powiedzieć... jak się nazywasz?

Hermiona chciała się zaśmiać, ale wiedziała, ze to nie na miejscu.

- Jak się nazywasz? - warknął

- Hermiona Granger...

- Nie... jesteś Hermiona Riddle... córko.

Hogwart, rano po balu

Harry całą noc wyczekiwał na informacje o Hermionie. Nie wiedział tez, o co chodziło dyrektorowi. Rano udał się pod gabinet Dumbledora.

- Witaj Harry! - powiedział lekko zachrypnięty głos

- Panie dyrektorze, czy wiadomo już co z Hermioną?

- Obawiam się, że tak. Ta wizja... ona była tylko „wstępem" do tego, co potem zrobił. - Harry cały czas nie rozumiał, o co mu chodzi - Hermiona fizycznie jest z nami, a mentalnie z Voldemortem. W tym stanie może znajdować się nawet tydzień. Zbudowała barierę umysłową, przez co nawet mistrz legilimencji nie może wniknąć do jej umysłu. Sama nie byłaby w stanie tego zrobić. Czarny Pan zbudował tę barierę.

- Ale ona z tego wyjdzie, prawda?

- Tak, o ile nie dostanie zaklęciem... - Dumbledore urwał, bo zauważył, ze Harry robi się coraz bledszy - to zależy od dobroci Voldemorta, której nie ma on za wiele...

Harry bez słowa wyszedł z gabinetu i ruszył w stronę skrzydła szpitalnego. Patrzył na nią. Wyglądała jakby spała. Była przebrana w piżamę, którą Harry sam dostarczył do szpitala.

*oczami Harrego*
Tak boję się o Hermionę... nawet nie mogę nic zrobić. Dlaczego Voldemort chce Hermionę, a nie mnie? Nie wiem.

2 dni później

Harry w wolnym czasie udawał się do skrzydła szpitalnego, aby czuwać przy Hermionie.

- AAAAAAAAAAAAAAAA! - wrzasnęła Hermiona

- Już uspokój się, wszystko dobrze... - wiedział, ze nie jest dobrze.

- Zawołaj Dumbledora, już!

- No dobrze... już... porozmawiaj ze mną...

- NIE! IDŹ PO DUMBLEDORA! - wrzasnęła, a w jej oczach widać było łzy.

Harry posłusznie poszedł po dyrektora, ale był trochę zawiedziony, bo jego dziewczyna nie chce z nim rozmawiać.
Dumbledore pojawił się w mgnieniu oka.

- Dyrektorze, czy mogłabym z panem na osobności? - zapytała nieśmiało płacząc

- Oczywiście Hermiono. Harry proszę, wyjdź na chwilę. - ten niechętnie wyszedł ze skrzydła szpitalnego.

Hermiona opowiedziała mu o wszystkim, aż dotarła do momentu, kiedy miała powiedzieć mu, ze jest córką Voldemorta.

- Dyrektorze... ON mówł... - zaniosła się jeszcze większym strachem - że ja jestem jego córką! - zaczęła tak głośno wyć, że nawet Harry to usłyszał. Odrazu wszedł do skrzydła.

- Harry, mówiłem ci, ze masz nie wchodzić! - Za pomocą magii wypchnął go z sali i zamknął drzwi. Jeszcze nigdy nie postąpił tak z uczniem. Harremu również to nie pasowało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka! Macie kolejny rozdział ❤️
Mam nadzieje ze się spodoba!
Pozdrawiam❤️

Harrmione - zawsze razemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz