Rozdział 28

224 14 7
                                    

- Wypuść mnie! - krzyknęła Hermiona. Żaden z mężczyzn jej nie odpowiedział, tylko obaj odeszli.

„No to świetnie... poczekam sobie" - pomyślała Hermiona, po czym westchnęła. Zauważyła, że została pozbawiona również różdżki. Nie miała najmniejszych szans na ucieczkę.

*tymczasem w Hogwarcie*

Po szkole już rozniosły się plotki o tym, co stało się na egzaminie. Harry wraz z Ronem i Ginny siedzieli przy łóżku szpitalnym, na którym leżała ich przyjaciółka.

- Ciekawe, co się z nią dzieje... ona przecież już wcześniej tak mdlała. Może ma jakąś przewlekłą chorobę, o której nam nie powiedziała... - po słowach Ginny przypomniał sobie, że przecież nikt nie wie o tym, że sprawcą tego wszystkiego jest Voldemort.

- Czy moglibyście wyjść na chwilę? To znaczy nie wyganiam was, tylko wiecie, Hermiona to moja dziewczyna i...

- No jasne stary, nie musisz się tłumaczyć. Ginny, chodź... Harry chce chwili dla siebie.

- No dobra... to my lecimy, jak coś to jesteśmy w Pokoju Wspólnym. Pa, Harry.

Chłopak już jej nie słuchał, tylko próbował wyobrazić sobie, co przeżywa w tym momencie jego dziewczyna. Tak bardzo chciał pomóc, ale był poprostu bezradny.

Nagle usłyszał w głowie czyjś krzyk. Był to damski głos. Dobrze znał ten głos. Próbował skupić się, aby coś zobaczyć, nie tylko usłyszeć. Zauważył ciemne lochy. Szedł w mroku, kierując się na przód. Ujrzał skuloną sylwetkę dziewczyny. Wiedział, do kogo należy. Do Hermiony. Nie zdołał podejść bliżej, bo jakaś siła ciągnęła go do tylu. Potem znów znalazł się w skrzydle szpitalnym.

Harry postanowił niezwłocznie powiadomić o tym Dumbledora.

- Profesorze! Ja mam bardzo ważną informację...

- O, witaj Harry! - przerwał mu dyrektor, uśmiechając się - proszę, mów.

- Chodzi o Hermionę... bo ja widziałem, jak byłem w skrzydle szpitalnym, że Hermiona siedzi w jakimś ciemnym lochu... no i jest tam uwięziona... czy moglibyśmy coś zrobić?

- Myślę, Harry, że nie ma to najmniejszego sensu. Póki jest z nami fizycznie, nie powinno jej się nic stać, no chyba że... - dyrektor na chwilę umilkł - nie mamy na razie tropu, gdzie ona może być, a nawet gdybyś wiedział, to przecież ona jest tam tylko w umyśle.

- Czyli na przykład, jakby była w Malfoy Manor, to gdybyśmy tam przyszli, to by jej tam nie było, bo przecież jest tam tylko w umyśle, tak?

- Dokładnie tak, Harry. Dlaczego akurat Malfoy Manor?

- No bo Hermiona mi mówiła, że zawsze gdy Voldemort ją zabierał, to właśnie tam.

- Harry, widzę, że bardzo dobrze idzie ci oklumencja, skoro zdołałeś wedrzeć się do umysłu Czarnego Pana.

- Ale nie jestem w stanie stwierdzić, czy on chciał, bym to zobaczył, czy ja sam wdarłem się do jego umysłu. Czy jest pan w stanie odróżnić...

- Harry, wybacz, że ci przerywam, ale zaraz masz eliksiry, i nie wiem, czy spóźnianie się to dobry pomysł. Leć już, potem porozmawiamy. Ja też mam sprawę, tyle że w ministerstwie, więc żegnaj, Harry - dyrektor zniknął w zielonych płomieniach kominka. Harry jeszcze przez chwilę gapił się w pusty kominek, po czym stwierdził, że faktycznie nie warto spóźnić się na eliksiry, w szczególności z nauczycielem, który tak bardzo go nienawidził.

*tymczasem w Malfoy Manor*

Po ok. godzinie siedzenia w lochu Hermiona zauważyła, że ktoś rusza ku jej stronie.

- Czarny Pan chce cię widzieć - powiedział chłodnym tonem mężczyzna o długich, blond włosach. Był to Lucjusz Malfoy. Otworzył drzwi, aby Hermiona mogła wyjść. Splótł jej ręce za pomocą zaklęcia i kazał Hermionie iść za nim.

- No nareszcie. Możecie zasiąść do stołu. No a ciebie będzie trzeba jakoś ukarać, bo za złe zachowanie dostaje się kary, prawda? - Voldemort uśmiechnął się szyderczo - no więc na początek: Crucio! - Hermiona zaczęła skręcać się z bólu i piszczeć - i jeszcze raz: Crucio! - znowu poczuła, jakby ktoś rozcinał jej skórę na całym ciele - no i do trzech razy sztuka: Crucio! - Hermiona zaczęła wrzeszczeć. Pociemniało jej przed oczami, miała zawroty głowy.

*tymczasem Hogwart*

Harry po lekcjach od razu udał się do skrzydła szpitalnego. Patrząc na blade ciało Hermiony powstrzymywał się od płaczu. Nagle zauważył, że jej ciało zaczęło zwijać się z bólu, jakby dostała zaklęciem Cruciatus. Z jej zamkniętych powiek zaczęły wypływać łzy. Harry automatycznie stanął nad łóżkiem i zaczął przyglądać jej się uważnie. Nie mógł za bardzo nic zrobić. Złapał jej chłodną dłoń, która zwykle była ciepła. Nagle zauważył, że jej oczy gwałtownie się otworzyły.

- Harry... - powiedziała słabym głosem.

- Jestem tu - szepnął do jej ucha.

- Dostałam trzy Cruciatusy...

- CO?! - ryknął Harry.

- Błagam, nie drzyj się... - powiedziała cicho, uśmiechając się delikatnie.

- Przepraszam, ja... poczekaj, pójdę po panią Pomfrey... da ci jakiś eliksir...

- Zostań, proszę - powiedziała cicho, starając się odsunąć na bok, by Harry mógł również usiąść na łóżku. Harry uśmiechnął się delikatnie, po czym położył się na łóżku obok niej. Dziewczyna wtuliła się w niego i położyła głowę na jego piersi. Harry obejmował ją mocno, jakby bał się, że zaraz zniknie.

- Kocham cię.

- Ja też cię kocham, Harry. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Ich usta złączyły się.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka kochani!
Oto kolejny rozdział... mam nadzieje, ze się podoba!
Miłego dnia ❤️

Harrmione - zawsze razemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz