IV. Antoś Wattson i Ania White

818 202 57
                                    

— Kocha ją — odparł natychmiastowo Antoni Wattson, patrząc w podkrążone oczy nauczyciela. Przez chwilę myślał, czy nie zapytać go o samopoczucie, ale ten nowy mógłby uznać to za brak szacunku. — Główny bohater robi wszystko po to, aby udowodnić swą miłość, która prowadzi go aż do ołtarza, gdzie jego ukochana ma brać ślub z jego przyjacielem. Wyobraża sobie Pan jaką mogła ona mieć minę wtedy, a co dopiero ten cały "przyjaciel". Panie Blythe? Czy dobrze się Pan czuje? Wygląda Pan jakby sam był tym "przyjacielem"...

— Poprawna odpowiedź. Tak, dobrze się czuję, dziękuję Antku. Usiądź — podparł się o biurko Pan Profesor. — Czy ktoś chce coś dodać do wypowiedzi waszego kolegi? Hmmm?

— To nie jest nasz kolega — dobiegł głos gdzieś z końca sali, lecz uczniów było tyle, a Gilbert ich dopiero poznawał, więc nie wyłapał kto to. Zapamiętał tylko tego Jednego Antosia, który jeszcze przed lekcją zdążył opowiedzieć mu cały swój życiorys i historie, które potencjalnie miały go spotkać gdyby miał inne imię i gdyby miał tatę. Próbował nawet Gilberta wypytać czy ma żonę, ale szatyn odpowiedział młodemu tylko śmiechem. Na te słowa Antoś tylko spuścił wzrok i oparł głowę na jednej ręce, podpierając się łokciem o biurko szkolne. 

— Mieszkańcy Białych Piasków to naprawdę dziwacy —  pomyślał nauczyciel i zamknął książkę, którą trzymał w jednej ręce. — Dobrze. To teraz na swoich tabliczkach napiszcie wielki napis "MIŁOŚĆ" i wypiszcie skojarzenia. Zauważył, że mały Wattson rozradowany chwyta za kredę i już wypisuje masę słów.

— A, Proszę Pana, co to są skojarzenia? - zapytała cicho jedna z dziewczynek. Miała na sobie zielonkawą sukienkę, spięte w dwa warkocze włosy, z których niektóre kosmyki lekko wypadały. Buzię miała bardzo szczupłą, siedziała na końcu klasy. Sama.

— Jak się nazywasz? 

— Anna White, Proszę Pana — odpowiedziała Gilbertowi, który natychmiast uśmiechnął się na jej imię.

— Piękne imię, Aniu — powiedział i pomyślał, że tak właśnie mógł wówczas zwrócić uwagę Shirley, zamiast nazywać ją Marchewką. — Więc skojarzenia to słowa, które są bardzo do siebie podobne lub... No na przykład gdy myślisz "MIŁOŚĆ", jakie inne słowo przychodzi ci do głowy?

— N-Nie w-wiem... Rodzina... Kochać? — praktycznie wyszeptała i spuściła wzrok.

— Tak, kochanie. Bardzo dobrze — uśmiechnął się Gilbert, bo dziewczynka była wręcz przeciwnością rudowłosej przyjaciółki, która teraz pewnie rzucałaby słowami z rękawa. — Jak widzicie - słabo was jeszcze znam. Więc proszę, abyście na jutro przygotowali parę słów o sobie, żebym mógł was lepiej poznać. Jest was dość dużo, a ja sam jeden - mnie zapamiętacie. Koniec lekcji. Idźcie bezpiecznie.

Lekcje minęły dzisiaj Gilbertowi bardzo szybko. Sala była dość przestronna. Przypominała mu szkołę w Avonlea, bo miała wiele okien i bardzo podobny rozkład, lecz w Białych Piaskach było wiele uczniów, więc i klasa była większa. Mały Antoś Wattson przypominał mu Anię z charakteru. Nawet po lekcji podszedł do niego z nowymi pytaniami i historiami. 

— A to prawda, że Pan uczy w Białych Piaskach tylko dlatego, że Pana żona miała uczyć w Avonlea? Prawda? Odpowie Pan? Długo Pan szukał żony? Może ja też już powinienem? Ale trudno tutaj, w Białych Piaskach, znaleźć jakąś godną zainteresowania pannę, mówię Panu! Pewnie w Avonlea jest większy wybór! Byłem tam raz. Bardzo podobało mi się Zielone Wzgórze. Czy to prawda, że mieszka tam Pana żona? Jeśli tak, to niech Pan się tam koniecznie wprowadzi! Jest tam taka piękna krówka! Prosiłem mamę, żeby też nam taką kupiła, ale powiedziała, że nie ma gdzie jej ulokować i że musiałbym ją doić, a ja powiem szczerze trochę się boję krów, w końcu tamta była na pewno dużo większa. Ale tam obok Zielonego Wzgórza jest taki las, a że szliśmy z mamą nocą to trochę strasznie było! A i jakiś lis chodził tamtędy, to pierwszy raz moją mamę widziałem jak biegnie, mówię Panu, to bardzo niespotykany widok! A i widziałem jakąś Panią i Pana co tak szybko powrozem jechali! Piękny ten konik był. Cały czarny, ale z dwiema białymi plamkami. Jedną na oku i drugą na brzuchu. Teraz bardzo Pan mi go przypomina. Ale niech się Pan nie obraża. Ten koń był bardzo szybki, cichy, ale wyglądał miło. Nie gniewa się Pan? Niech Pan coś powie... 

— Nie, Antosiu — zaśmiał się, gdyż chłopiec opowiadał o jego koniu. No i o Lesie Duchów, Zielonym Wzgórzu... 

Miejscach, które kojarzyły mu się tylko z

✺✺✺

Gilbert z Białych PiaskówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz