— Wattson jest chory! Mały Antoś... Gilbert, my... Musisz mu pomóc! — próbował wydusić z siebie Letcher, a Gilbert natychmiastowo zabrał z kuchni najważniejsze przybory, które mogły mu pomóc w określeniu choroby i leczeniu jej. Majeranek, wyciąg z naparstnicy, z mniszka lekarskiego, z bzu czarnego, zmielona mięta pieprzowa, czosnek i jedna z książek o medycynie trafiły do lnianej torby chłopaka, wskakującego na wóz, który ciągnięty był przez brązowego konia.
Adam próbował po drodze wytłumaczyć wszystko Gilbertowi, lecz szatyn skupił się na studiowaniu każdej kartki podręcznika. Czerwone drzwi były otwarte, z budynku słychać było na zmianę kaszel i jęk bólu. Mężczyźni natychmiastowo wbiegli do środka. Antek leżał na łóżku blady, otulony w białe prześcieradło. Czoło lśniło przez spływające krople potu, które mieszały się ze łzami. Nawet najtwardszemu człowiekowi krajałoby się serce na ten widok. Oczy nauczyciela natychmiastowo się zeszkliły, lecz postanowił wziąć się do dzieła.
Dotknął czoła chłopca, wyczuwając temperaturę. Odsłonił kołdrę, na co ten syknął z zimna, i zaczął się trząść. Po chłopcu przeszedł dreszcz. Zaś z oka szatyna poleciały pierwsze łzy. Zerknął na kurczące się nóżki malca. Obrzęk. Uchylił delikatnie koszulę nocną chłopca, uciskając palcem w miejscu nerek. Antek znowu syknął z bólu. Zadał mu kilka pytań odnośnie załatwiania się, a odpowiedź potwierdziła tylko kolejny objaw - zapalenie nerek.
— Niech Pan wystawi go do okna, muszę zobaczyć jego gardło — nakazał starszemu Wattsonowi, który natychmiast złapał chłopca pod pachy. — Zapalenie gardła. Dyfteryczne.
Gdy Tadeusz położył chłopca z powrotem na łóżku, Blythe sprawdził jeszcze raz ręce. Do dokładnego określenia brakowało tylko i wyłącznie wysypki. Jednak przypomniało mu to o jednym.
— Co lekarz zalecił? Bo rozumiem, że wcześniej byliście u doktora?
— Kazał zrobić upust krwi za pomocą pijawek — odparła zapłakana pani Wattson. — Proszę... Niech mu pan pomoże...
— To niedobrze. Przez to nie pojawiła się wysypka, a powinna. To płonica. Możemy leczyć tylko powikłania. Obrzęk, zapalenie gardła i nerek. Adam, będzie mi potrzebny wyciąg z naparstnicy, mniszek lekarski, czosnek... Mają państwo miód? I koniecznie trzeba wywietrzyć pokój. Damy radę. Prawda, Antku?
Chłopiec skinął głową, a Gilbert wytarł jego łzy chusteczką. Letcher podał mu słoiczki z wyciągiem z naparstnicy i z mniszka lekarskiego oraz czosnek. Pani Wattson przyniosła słoik miodu i dużą łyżkę.
— Niech pani pokroi czosnek, zmieli młynkiem i doda do tego miodu. Ja teraz podam mu naparstnicę i mniszek lekarski. Po jednej łyżce na osiem godzin, dobrze? Jak pani już to zrobi, niech wszyscy położą się spać. Ja potrzymam nad nim wartę. Nie ma sensu, żeby wszyscy byli zmęczeni. Antoś wydobrzeje. To potrwa, ale wyleczymy naszego małego zbójcę. Dzisiaj i jutro będę musiał zostać na noc, pojutrze zaczynam pracę, więc zajrzę do niego jak tylko skończę uczyć urwisów z jego klasy.
Gilbert podał chłopcu po jednej łyżce z każdego słoika i czekając na miód - otworzył okno. Zapadł zmierzch. Księżyc ospale zaglądał do mieszkań w Białych Piaskach. Ten sam księżyc oglądał także wnętrza budynków w Avonlea, gdzie Ania pisała liścik do Blythe'a. Przeczytała wszystko jeszcze raz i podarła kolejną już kartkę. Zerknęła przez okno na gwiazdy, na które i teraz patrzył jej przyjaciel.
Z myśli wyrwał go ponowny duszący atak kaszlu młodego Wattsona. Gilbert natychmiast ułożył chłopca w pozycji siedzącej i poklepał go po plecach, na co mały upadł z powrotem na plecy i wysapał szybkie i ciche ,,dziękuję". Po piętnastu minutach z ust chłopca wydobyło się słodkie chrapanie.
Noc minęła dość szybko. Gilbert, choć nie zmrużył oka - na zmianę pisał na kartce opowieść, która jakoś wpadała do jego głowy; i obserwował Antka, który co jakiś czas budził się z kaszlem. Szatyn był z siebie zadowolony. Był już pewny, że właśnie to chce robić. Zerknął na zegarek. Od jego przyjazdu minęło równie osiem godzin, więc powinien podać już kolejne łyżki, oczywiście wraz z miksturą miodowo-czosnkową. Sięgnął po trzy słoiki i obudził chłopca.
— Dalej, Antoś. Musimy. Zaraz się położysz — z żalem na sercu mówił Gilbert. Chłopaczyna opadał z sił. Wyciągnął rękę, wskazując na szafkę. Nauczyciel nie wiedział o co chodzi, ale otworzył małą komódkę, w której znajdowała się miska. Zdziwiony, podał ją Antkowi, który natychmiast wypróżnił cały swój żołądek do niej.
Blythe wystraszył się bardzo i zaczął szukać po barku Wattsonów orzechówki, która pomogłaby mu zwymiotować wszystko, ale za jednym razem. W tym czasie przybiegła mata Antosia, pytając Gilberta co się dzieje. Ten zdał jej relację z całej nocy. Uspokoił, że wymioty są normalne przy płonicy, lecz potrzebuje nalewki orzechowej, aby chłopiec się nie męczył.
✺✺✺
Tymczasem w Avonlea jeden dzień wystarczył, aby pani Linde dowiedziała się o całym zajściu, wręcz "misji ratunkowej", jak to sama nazwała. Państwo Blythe wrócili już do miasta, nie rozumiejąc, czemu wszyscy nagle im się tak kłaniają, mówiąc ,,dzień dobry". Postanowili później wypytać o to syna, którego ku ich zaskoczeniu - nie zastali w domu.
Ania zaś siedziała spokojnie, czesząc włosy Toli. Blond kosmyki przewijały się między jej jasnymi palcami, co i rusz kręcąc się na którymś. Część ich upięła niebieską kokardką, reszta powiewała delikatnie na wietrze.
— Masz takie piękne włosy, Tolu. Cała jesteś prześliczna. Wyglądasz jak mój mały aniołek! Jak byłam młodsza - oddałabym wszystko, żeby tak wyglądać. Ale po czasie zrozumiałam, że i ja, czując piękny różany zapach, mogłabym i z przyjemnością zerkać na zwiędłą różę. W końcu pokazuje, ile przeżyła. Życie powoli obrywało jej listki, marszczyło je. Człowiekowi blisko do takiego obrazu — mówiła żywo Ania, a Tola przytakiwała, choć nie rozumiała za bardzo dziewczyny.
Z oddali ujrzały zbliżającego się Karola Sloane'a. On sam wpatrywał się jeszcze w dom Małgorzaty, więc Ania miała jeszcze czas, żeby uciec niezauważoną. Chłopak ostatnio zbyt często ją odwiedzał. Czasami nawet miała wrażenie, że wracając z kościoła lub Carmody - chłopak wędrował za nią, a czasem nawet pytał, czy może jej potowarzyszyć. I choć dziewczyna kochała rozmawiać, miała nawet z kim, to w jej głowie tliła się pustka. W końcu o czym miała z nim rozmawiać? O poezji? Raz już zagaiła ten temat, zadający pytanie ,,jak myślisz, co autor miał na myśli", na co Karol odparł głębokie ,,tak", a to już całkiem zburzyło Anię.
Przebiegła więc szybko przez polanę, dzielącą terytorium Zielonego Wzgórza z działką Barrych. Zapukała w drzwi, które natychmiast otworzyła Diana. Jej czarne włosy były rozczochrane, a niebieska sukienka pognieciona. Spojrzały nawzajem na siebie. Całkiem zapomniały tego, o czym chciały porozmawiać. W końcu weszły nadal w ciszy do pokoju Diany, rozkładając się na szerokim łóżku.
— Chyba się zakochałam.
✺✺✺
Okej, mam nadzieję, że nic nie pokręciłam z tą chorobą. Serio, artykuł o chorobach dzieci w XIX wieku to bardzo rzadki temat. I mam nadzieję, że nie był to mimo wszystko taki nudny rozdział haha
Miłego dnia, bubusie!
![](https://img.wattpad.com/cover/227710978-288-k79272.jpg)
CZYTASZ
Gilbert z Białych Piasków
Fanficjαĸo ɴαυczycιel υczę dzιecι zrozυмιeć oтαczαjący ɴαѕ śwιαт, αle cιeвιe ɴαdαl zrozυмιeć ɴιe υмιeм, αɴιυ ѕнιrley Gilbert rezygnuje z posady w Avonlea dla Ani i zaczyna pracę w Białych Piaskach. Jedyne co go łączy z rudowłosą to Komitet Miłośników Avon...