Poranne zorze ustąpiły miejsca błękitowi, a białe chmury otuliły słońce. Gilbert powoli przesuwał kartki kolejnej książki medycznej. Od tamtego dnia minął miesiąc. Przyjaciele, choć pozostali przyjaciółmi - widywali się częściej, lecz tylko w większym gronie. Gilbert spędzał więcej czasu z Tadziem, który z zapartym tchem opowiadał o swoich planach na przyszłość. Nauczyciel nawet dla uczniów wydawał się być jakiś łaskawszy, a świat na nowo nabrał barwy delikatnych, acz zachwycających pasteli. Jakiś żal, ten "niebieski kolor smutku" pozostał w wachlarzu kolorów, gnębiąc czasem w środku nocy chłopaka, który wiedział, że będzie musiał do tego przywyknąć.
Moody Spurgeon miał w rodzinie lekarza, który co prawda nie chciał zatrudnić Gilberta jako pomocnika, lecz co drugi tydzień wysyłał mu potrzebne podręczniki, które chłopak wchłaniał często nawet w jeden dzień. Szatyn obiecał sobie, że przy powrocie z dzisiejszych lekcji - odniesie do domu Spurgeon'ów książkę. Szatyn zerknął na stojący zegar. Uznał, że już czas się zbierać. Do lnianej torby schował potrzebne podręczniki, kawałek chleba i jabłko, po czym z kaszkietem na głowie i globusem pod pachą powędrował do szkoły.
Droga wcale nie była taka męcząca. Słońce go nie dręczyło, a na pewno nie to, które muskało go promieniami po twarzy. Jednak jako określenie - gdy o tym sobie tylko przypomniał, na jego policzki spływał rumieniec. Myśli go tak bardzo zajęły, że nawet nie zauważył wpadającego na niego Antka Wattsona, który machał mu tuż przed twarzą ręką.
— Panie Blythe! Musiał pan naprawdę o niesamowitej rzeczy myśleć, opowie mi pan? — rozpoczął dźwięcznym głosikiem. — Bardzo proszę! Nie wie pan, jak bardzo się stęskniłem! Mój dziadek mówi, że teraz staram się nadrobić te kilka tygodni bez mówienia, ale ja myślę, że mówię tyle samo, a nawet odrobinę mniej. Co pan o tym sądzi? Muszę się panu pochwalić, że przyszło do mnie parę koleżanek z klasy, gdy byłem chory i chyba muszę odwołać to, że nie ma tu ciekawych osób. Izabella Donato i Jadwinia Foley przychodziły do mnie razem, lecz później Jadwinia opowiadała mi, że się pokłóciły, ale nie chciała zdradzić o co. Więc zaczęły przychodzić na zmianę, a że obie opowiadały mi o tym, czego uczyły się w szkole, to materiał myślę, że mam porządnie utrwalony!
— Czyli już nie masz zamiaru szukać żony w Avonlea? — parsknął śmiechem Gilbert. — Powiem ci, że niejedna z chęcią by konkurowała z Izą lub Jadwinią...
— Cóż... — westchnął malec. — Miałaby trudne zawodniczki...
Weszli do szkoły, przed którą siedział już mały tabun uczniów. Weszli za nauczycielem, który natychmiast zabrał się za rozpisywanie tematu na tablicy. Nakazał swoim podopiecznym już usiąść spokojnie na miejscach i przepisywać wszystko na tabliczki. Gdy już skończył, chwycił za ścierkę, by wytrzeć brudne od kredy ręce i zerknął na klasę.
— Aniu! Co to za chusta na głowie? — podniósł delikatnie głos, jednocześnie poruszając całą klasę. — Proszę natychmiast ją zdjąć!
— P-proszę pana, a-ale... Czy mogę ją zos... Proszę... Zostawić? — szeptała, a oczy jej wypełniły się gotowymi do wyścigu łzami. — Ja... Nie mogę... Panie Blythe... Proszę...
— Chodź ze mną — wskazał na drzwi do kantorka, a dziewczynka powoli podążyła w stronę małego pomieszczenia. — A wy obliczcie wyniki. Jak wrócę mają być rozwiązane — zapisał szybko trudniejsze zadania matematyczne.
— Ale dostanie po rękach! Mówię wam, jutro nie przyjdzie do szkoły — pisnął Sebastian Fox. Antek Wattson wraz z Jankiem Letcherem zabrali się za rozwiązywanie zadań, jednocześnie przeżywając razem z klasą i oczekując na głośny huk linijki drącej delikatną skórę dłoni.
CZYTASZ
Gilbert z Białych Piasków
Fiksi Penggemarjαĸo ɴαυczycιel υczę dzιecι zrozυмιeć oтαczαjący ɴαѕ śwιαт, αle cιeвιe ɴαdαl zrozυмιeć ɴιe υмιeм, αɴιυ ѕнιrley Gilbert rezygnuje z posady w Avonlea dla Ani i zaczyna pracę w Białych Piaskach. Jedyne co go łączy z rudowłosą to Komitet Miłośników Avon...