Przyjaciółki. Tak Gilbert określiłby Dianę i Anię, ale sam nie wiedział jak określić relację między nim samym, a rudowłosą. Było w niej coś niezwykłego. I to tak bardzo, że chłopak przeszedł przez Las Duchów, wkraczając na terytorium Jeziora Nimf i ujrzał dziewczynę w blasku zachodzącego słońca. Zataczający się krąg słoneczny malował widnokrąg pomarańczowymi farbkami, a gdzieniegdzie stemplował odcienie fioletu. Wakacje rozpoczęły się na dobre, a choć dzielił ich jeszcze rok pracy od nauki na Uniwersytecie, to cieszyli się, jakby mieli już dzisiaj zażegnać męczącą pracę nauczyciela. Mieszkańcy Białych Piasków poprosili Gilberta o jeszcze jeden rok nauki, gdyż przyjazd tego"wykształconego mężczyzny" miał się opóźnić, a Ania z solidarności uznała, że brakuje jej jeszcze trochę pieniędzy na wyjazd i pełne zakwaterowanie w Redmondzie.
Szatyn cicho chował się jeszcze za drzewami Lasu Duchów, obserwując szarooką. Ania ubrana była w ulubioną sukienkę Gilberta z jej garderoby. Zielona, oczywiście z bufiastymi rękawami, biegnąca aż do samej ziemi. Zauważył, że włosy dziewczyny wróciły już do długości sprzed pamiętnego incydentu z zielonym kolorem, jednak spięte były w elegancki kok, a niesforne kosmyki opadały jej na czoło. Gdy słońce malowało ten cudowny pejzaż, znajdujący się nad ich głowami, musiało mu chyba z pędzelka zlecieć kilka kropel, gdyż na jej nosie widniało dokładnie siedem piegów.
Dziewczyna zauważyła Gilberta, dopiero teraz dostrzegając, jak bardzo się zmienił. Jego włosy pociemniały jeszcze bardziej. Urósł też bardzo, teraz mógł patrzeć na nią z góry, a szerszymi barkami objąć mógł nie tylko samą Anię, ale też jeszcze jedną osobę. Lecz jedyną zmianą na jego twarzy były podkrążone oczy.
Ania rozsiadła się na kamieniu obok jednej z brzóz, a Gilbert rozłożył się na trawie tuż obok. Chwilę siedzieli w ciszy, oboje zastanawiając się jaki obrać temat. Gilbert po drodze dużo rozmyślał. Czuł, że musi odpuścić, ale nie chciał. Czuł, że dziewczyna każe mu zaplątać tylko jeden węzeł na linie ich relacji. Ten prosty supeł. Supeł przyjaźni. Jednocześnie łatwy, niewymagający, ale tak bardzo raniący ich obojga serca, mimo że jeszcze żadne z nich nie było tak pewne tych uczuć.
— Wyglądasz pod tą brzozą jak prawdziwa Nimfa Leśna, Aniu — nie mógł powstrzymać się Gilbert, ale próbował tłumaczyć się tym, że każdy prawdziwy przyjaciel by to powiedział.
— Niezmiernie kocham brzozy — odpowiedziała rudowłosa, przybliżając policzek do kory tak, aby chłopak nie zauważył jej rumieńca.
— W takim razie ucieszysz się, że Spencerowie zgodzili się zasadzić brzozy wzdłuż drogi. KMA powoli przekonuje nawet tych najbardziej zamkniętych w swoich czterech ścianach!
— Och, Gilbercie! Nie wierzę, że to zrobiłeś. Masz chyba jakiś dar przekonywania, bo nawet ja nie umiałam pana Spencera przegadać! Chyba, że rzuciłeś im te swoje melancholijne spojrzenie, to nie zdziwiłabym się, gdybyś to panią Spencer utopił w głębi swoich oczu!
Chłopak poczuł dziwną iskierkę w żołądku. Sprawiała ból, ale też miłe uczucie, zmuszające do uśmiechu i czerwieniące poliki chłopaka. Ania wydawała mu się pałać obojętnością, gdyż patrzyła w wygaszający blask słońca. Tak, jakby to co powiedziała - było całkowicie rutynowym zdaniem, skierowanym do przyjaciele. Tymczasem, ona odwracała wzrok, by tylko nie patrzeć w te hipnotyzujące oczy, które zmusiłyby ją do powiedzenia wszystkiego. Ale czy ona tego wszystkiego była pewna? W końcu Gilbert różnił się od jej pierwowzoru idealnego mężczyzny.
Chyba nie było w tym nic nadzwyczajnego, że raz tylko zwróciła mu głośno uwagę na jego ciemne, czarujące oczy... prawda...?
Gilbert natychmiastowo zmienił temat, wracając do Kółka Miłośników Avonlea. Celem młodych było jeszcze tylko zburzenie starego domu Boutlera, na co mężczyzna od ponad roku nie chciał się zgodzić. Jednak znajoma Gilberta kazała im jeszcze ten jeden raz - wybrać się z delegacją, a on pęknie. Ciemnooki pochwalił się, że opowiedział Radzie Miasta w Białych Piaskach o KMA i chcą oni podłapać ten pomysł i stworzyć podobne zgromadzenie. Anię niezmiernie to ucieszyło, wróciła jej ta niesamowita paplanina, bo choć rozmawiali już dłuższy czas, to rudowłosa odpowiadała zazwyczaj jednym zdaniem, bez żadnych uwieńczeń.
— Zawsze wiedziałam, że lato to najpiękniejsza pora roku. Choć każda ma w sobie coś wyjątkowego, to jednak lato zmienia wiele spraw. Myślę, że poszczególny sezon obrazuje inną część życia. Przykładowo - zima. Wszystko jest okryte śniegiem, tak samo jak nasze życie okryte jest przez puch białego kocyka i śliniaczek - gdy jesteśmy niemowlętami. Zaś wiosną rodzi się wszystko. Nasz umysł zaczyna się kształtować, wyobraźnia rozwija swoje korzenie. Uczymy się tak wielu rzeczy, bez których nie możemy żyć. Bo czym byłoby życie bez mowy? Pisania? Czytania? Lecz lato jest tą piękną młodością. Pięknym zapachem czereśni, bzu, lawendy... Gdy nadchodzą żniwa, to jak plony naszej nauki, nasz kariera, dzieci, rodzina. Jesień niestety budzi we mnie melancholię. Nasze życie zmienia kolor, tak samo jak nasze włosy, kiedy wkraczamy w ścieżkę starości. Liście opadają, jak nadzieja, że ten ostatni wdech, ostatnie słowo - ktoś kiedyś zapamięta.
— Jesień jest dla mnie piękna. Listki na drzewach stają się pomarańczowe. Coś mi to przypomina. W dodatku pomarańcz to ciepły kolor. Wiedziałaś, Aniu, że ciepło z serca krąży aż do rąk? — powiedział Gilbert, wolno kładąc swoją ciepłą rękę na dłoni dziewczyny. Choć rzadko dotykał jej rączki - ten pierwszy raz nie poczuł chłodu.
Delikatny wiatr muskał ich twarze. Ich oczy nawet nie były skierowane na siebie, a mimo to czuli bliskość. Dzieliło ich wyciągnięcie ręki.
On jako jedyny posiadał klucz do
✺✺✺
Miłego dnia, buby!
CZYTASZ
Gilbert z Białych Piasków
Fanfictionjαĸo ɴαυczycιel υczę dzιecι zrozυмιeć oтαczαjący ɴαѕ śwιαт, αle cιeвιe ɴαdαl zrozυмιeć ɴιe υмιeм, αɴιυ ѕнιrley Gilbert rezygnuje z posady w Avonlea dla Ani i zaczyna pracę w Białych Piaskach. Jedyne co go łączy z rudowłosą to Komitet Miłośników Avon...