XIX. Ania zaczyna mówić

618 177 152
                                    

W Gilbercie Blythe'cie. To w nim właśnie tkwiła ostatnia nadzieja na poprawienie humoru brzdącom z Białych Piasków. Biegł szybko z mieszkania Alfreda Wright'a do swojego domu z ogromnym globusem, otoczonym ramieniem, co i rusz sprawdzając, czy zdąży przed burzą. Ciemne chmury zdobyły przewagę nad tymi białymi, spuszczając wolno krople deszczu. Chłopak kurczowo chował za skrawkiem swetra ogromną kulę. Miał zapewnić uczniom dość ciekawą zabawę, a na samą myśl, że on to wymyślił - przebiegały przez niego dreszcze. Widząc już z oddali dom, zauważył również ojca i matkę, którzy chowali drewniany stolik z wystawionymi warzywami do stodoły. 

— Zwijam stragan, bo idzie huragan! — rzucił rymem Jan, nie mogąc wytrzymać ze śmiechu. 

— Matko? Ojcze! — wtulił się w nich, kiedy stali już pod drewnianym dachem stodoły. Chłopak podszedł do Śnieżka, klepiąc konia po grzbiecie. — Za tobą też się stęskniłem, brachu. 

Pani Blythe patrzyła nadal ze złością wypisaną w oczach. Była zdenerwowana na syna. Małgorzata wpadła dosłownie godzinę temu, aby im pogratulować, że Gilbert uratował życie małego chłopca, lecz nie w tym tkwił problem. A gdyby chłopak zaraził się od jakiegoś dzieciaka, albo nawet dorosłego? Nie wybaczyłaby sobie. Uniosła lekko swoją spódnicę, aby nie zahaczyć o żaden z otaczających ich koszyków. Stuknęła syna w plecy, aby się odwrócił i rozpoczęła wygłaszanie mowy niezadowolenia, z której Gilbert i tak nie miał zamiaru nic wynieść.

Przecież na tym polega zawód lekarza, prawda?

✺✺✺

— Aniu! Nie wierzę w to, co właśnie powiedziałaś! — Diana chwyciła natychmiast grzebień i poczęła czesać swoje długie, ciemne loki. Na dworze powoli przestawało padać, a wilgoć zwiększała objętość jej włosów, co bardzo dziewczynę irytowało. — Jak to jest w ogóle możliwe! Choć przyznam, że jestem bardziej zdziwiona tym, że mi powiedziałaś, nie samym faktem, bo...

— Och, przysięgnij mi, Diano, że nikomu nie powiesz! Z resztą nie jestem nawet pewna tego, myślę, że to tylko zauroczenie i mam nadzieję, że minie! Oby szybko! — krążyła po pokoju Ania, ze zdenerwowaniem przegryzając wargi i nerwowo przebiegając dłońmi po twarzy.

— Czemu tak bardzo odpychasz jego razem z tym uczuciem? Przecież zawsze marzyłaś o prawdziwej miłości, romansie... — zdziwiła się Diana, siadając na swoim łóżku. 

— Właśnie to bardzo dziwne! Gdy myślę o jakichkolwiek uczuciach do Gilberta - czuję strach, niepokój, a w książkach zawsze zakochani czują szczęście, radość, szybciej bijące serce. Choć to jedno się zgadza, czuję jakby mi miało zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej, rozbryzgując mój żal i smutek — upadła plecami na łóżko czarnowłosej. — Więc zdecydowanie nie jest to miłość. Och Diano! To takie...

— Dziwne! — wtrąciła się Diana, zerkając przez okno, gdyż po deszczu nie było nawet śladu, oprócz zmokniętego trawnika.

— Masz rację, to odpowiedni przymiotnik. Czuję się jak na dnie rozpaczy. Być zakochanym jest cudownością pod ciemnymi chmurami nieodwzajemnionego uczucia. Mam nawet wrażenie, że nie gadam już z sensem. Co o tym myślisz, Diano? Powinnam się rzucić pod koła rozpaczy, czy raczej zmienić kierunek torów?

✺✺✺

Minęła godzina, która nadal nie pomogła Ani podjąć odpowiedniej decyzji, za to razem z Dianą szykowały się na zebranie Kółka. Choć nie bardzo można było nazwać je zebraniem, gdyż w Domku Ludowym zaszyła się tylko ta czwórka: Gilbert, Ania, Diana i Alfred. Jednakże Tadziu bardzo nalegał, aby mógł spędzić czas z nią i jej paczką przyjaciół, a że w Gilbercie widział jakiś tam "ojcowski ideał", co Anię wprawiało w zakłopotanie - wymyśliła historyjkę o tym, że spotkanie będzie dotyczyło poszerzania ekspansji gospodarczej Avonlea, a to całkowicie odrzuciło Tadzia, który z naburmuszoną miną pobiegł straszyć kury w kurniku.

Gilbert z Białych PiaskówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz