V. Adam Letcher

836 196 58
                                    

— "Kochanką" — prychnął poprawiający swój płaszcz Adam. — Mówię ci. Te małe dzieci to jeszcze mają pstro w głowie. Zaledwie dziewięć lat i tak nazywać swoją koleżankę! Jak mój brat to opowiadał, to myślałem, że spadnę z krzesła i wypluję resztki ciasta ze śliwkami, ale doskonale wiesz jak jest pyszne, dlatego jakoś utrzymałem się w pozycji siedzącej.

— Twój brat to niezłe ziółko też. Udaje cichego, a potem z zaskoczenia ciągnie małą Anię White za warkocze. Chociaż nie mówię - ja w jego wieku, nawet kilka lat starszy też tak robiłem, ale tylko raz. On zaś Anię bardzo sobie upodobał — zaśmiał się Gilbert. Odkąd raz Adam przyszedł odebrać swojego brata ze szkoły - Janka Letchera, uznał Gilberta za godnego rozmówce, w dodatku rówieśnika. Jednak Adam zrezygnował z dalszego szkolenia i został farmerem po swoim ojcu, który zmarł dwa lata temu. Wiele razy opowiadał, że już wtedy chciał rzucić szkołę, ale matka mu na to nie pozwoliła. Opowiadał, że też marzył aby zostać lekarzem, ale nie miał kto zająć się farmą. Gilbert czuł żal w stosunku do chłopaka. Nie wiedział co by zrobił, gdyby jego przymusem było zostać farmerem jak ojciec. Choć pewnie przyjąłby to ze smutkiem, lecz zrobił to, co do niego należy.

— To prawda, ma to po mnie! Ale ja byłem zawsze odpychany przez dziewczyny! Za tobą pewnie latają w kolejkach. Trzymaj się, Blythe. Na mnie już pora. Choć kiedyś z chęcią wpadnę zobaczyć to twoje Avonlea. Obiecałeś mi opowiedzieć o waszym KAM? Czy jakimś Kółku? Wspominałeś, że zostałeś prezesem! Ale to opowiesz mi następnym razem. Mam dzisiaj jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. 

— KMA - poprawił chłopaka Gilbert i pożegnał go.

Droga z Białych Piasków do Avonlea liczyła równo osiem kilometrów. Po którymś razie spacerowania Gilbert wytyczył sobie skrót, który co prawda liczył siedem i pół kilometra, lecz chłopak miał wrażenie, że skraca sobie drogę o chociaż połowę. Przeklinał się w duchu, że wybrał piechotę, ale obiecał, że tylko zimą będzie wykorzystywał do podróży Śnieżka. O ile przypomniał sobie jej imię, śmiał się okropnie, bo to Ania ostatnio uznała, że to właściwie obrazuje jego charakter i wygląd, a ,,Łatek" uznała za mało oryginalne.

Ścieżka, którą szedł, była już mocno wydeptana. Gdzieniegdzie zagłębiały się dziury zapełnione wcześniej deszczem. Dróżka narzekała na małą ilość drzew. Jesień zaczęła się na dobre. W Avonlea Las Duchów straszył jeszcze bardziej, gdyż już prawie wszystkie liście poznikały ze strachu przed nadejściem zimy, choć był to dopiero wrzesień. Gilbert, mimo dość ciepłej pogody, miał na sobie wełnianą czapkę i drżał z zimna. Co godzinę łapały go dziwne dreszcze, których nie mógł opanować. Tego dnia znowu Antoś wypytywał go o rozmaite rzeczy, na które nie zawsze znajdował wytłumaczenie. Zmęczenie mrużyło mu oczy, a przecież od domu dzieliły go jeszcze jakieś trzy kilometry... 

— Użyj wyobraźni! — zwykła mawiać Ania. — Spójrz ile wokół ciebie dobroci, piękna! Każde ziarnko piasku ma w sobie nadzwyczajną historię. Może przybyło z Nowej Szkocji, zupełnie tak jak ja. A  i możliwe, że czuje się tutaj zupełnie szczęśliwiej - zupełnie tak jak ja. A pomyśl o tych kamieniach... Ileż one mogły przeżyć! Wręcz nieśmiertelne! Pomyśl, że niektóre są wrzucane do wody. Co byś wolał? Do końca życia oglądać życie pod wodą, morskie zwierzątka, ryby, rafę koralową, czy może żyć na powierzchni i widzieć kotłujące się wokół ciebie życie? Inne jednostki żyjące, tętniące wręcz życiem, a każde z nich przeżywa w różnych momentach różne emocje. Jakie to wszystko jest niesamowite...

Ania zawsze dużo gadała. Nie zawsze to, co mówiła, trafiało do Gilberta. To, jak gestykulowała, wczuwała się - było jak oglądanie spadającej gwiazdy. Nigdy nie wiesz w którą stronę pokieruje twój wzrok. Czy naprawdę dąży do tego, o czym myślimy, że dąży. Czy to naprawdę gwiazda spełniająca marzenia, czy meteoryt te marzenia rujnujący.
Chociaż nigdy nie można było przewidzieć o czym będzie tym razem paplać - czasami zdarzało jej się mówić naprawdę absurdalne rzeczy typu:

Nikt mnie nie pokocha.

Przecież wyglądam jak kościotrup, do tego rudy.

Ten kolor sukienki mi nie pasuje

Może powinnam kiedyś popracować nad swoją mimiką. W końcu czasami jak przygotowuję się do lekcji - mam wrażenie, że robię dziwne miny i dlatego w mojej klasie śmiechom nie ma końca!

Zdecydowanie Ani udało się doprowadzać Gilberta do bólu głowy i...

...szału uczuć...

Gdyby mógł cofnąć czas do momentu, kiedy dziewczyna się pojawiła wtedy w szkole, to...

Chociaż nie. Nie cofnąłby. W końcu poznała jego ognisty temperament. A przynajmniej jego ułamek. 

Nie wiedziała w ile bójek wdarł się Gilbert ze względu na nią i to, że ją

✺✺✺

Gilbert z Białych PiaskówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz