I

5.7K 138 18
                                    

Vaughn

Moja matka nazwała mnie kiedyś mordercą.

Po usłyszeniu tych słów z jej ust, słyszałem je jeszcze wiele, wiele razy. Nigdy jednak nie słyszałem ich w tym samym kontekście, kiedy usłyszałem te słowa z ust mojej matki.

Ludzie błagali. Och, oni wprost kochali błagać!

Prosili, abym ich oszczędził. Sprzedawali mi swoje nudne rodzinne historyjki, których z szacunku słuchałem. Czasem siedziałem w kącie pokoju i patrzyłem się na ich rozedrgane ciała. Wstrząsane szlochem, bezbronne i czekające na śmierć ciała.

Nie byłem bestią. Co to, to nie. Wiedziałem, czym było humanitarne odbieranie życia. Nie chciałem, aby moje ofiary cierpiały. Poziom nasilenia bólu zależał od tego, jak ktoś zalazł mi za skórę. Nigdy bowiem nie krzywdziłem niewinnych osób, które nic mi nie zrobiły. Nie byłem bestią, już o tym wspominałem.

Krzywdziłem tylko tych, którzy mnie zniszczyli. Którzy sprawili, że stałem się facetem bez serca, który jedyną radość życia czerpał z odbierania go innym.

Tak było i tym razem. Słuchałem historyjki mężczyzny, który stał na palcach, ledwo dotykając nimi podłogi. Jego ręce przytwierdziłem do łańcuchów zwisających z sufitu. Gość był już cały we krwi. Zdążyłem rozszarpać jego ubranie i przypalić mu skórę w kilku miejscach. Na początku nazywał mnie skurwysynem, ale później zaczął błagać, abym go wypuścił.

- Błagam cię... - zaczął ponownie, szlochając wniebogłosy.

Siedziałem na drewnianym krześle przysuniętym do ściany. Miałem na sobie tylko spodnie od dresu. W ręce trzymałem niedopalonego papierosa.

Założyłem nogę na nogę i odchyliłem się w tył na krześle. Uśmiechnąłem się kpiąco do mężczyzny, który nie musiałby się tutaj pojawić, gdyby nie to, że szturchnął mnie łokciem na ulicy i tym samym wytrącił mi z ręki zakupy. Nie przeprosił. Gnojek. Powinien był to zrobić. Może wtedy ulitowałbym się nad nim i nie musiałby tutaj czekać na śmierć.

- O co prosisz? - spytałem kpiąco, dusząc się dymem od papierosa. Musiałem kilka razy odkaszlnąć. Niech mnie. Jestem przed trzydziestką, a już mam problemy z płucami. - O litość? O to, żebym cię wypuścił? Żebyś mógł wrócić do swojej dziewczyny i pieprzyć ją do nieprzytomności?

- Nie masz sumienia - warknął kilka lat starszy ode mnie blondyn, starając się wyrwać ręce z łańcuchów.

- Masz rację. Sumienie już dawno mnie opuściło. Dokładniej wtedy, gdy zabiłem po raz pierwszy. Od tego czasu robiłem to już niezliczoną ilość razy, więc nie będziesz wyjątkiem. Nie czuj się tak, Ryan. Wszystko w życiu dobiega końca. Samo życie musi kiedyś się skończyć, a twoje skończy się właśnie dziś.

Nie miałem ochoty dłużej bawić się w tą dziecinadę. Wstałem i rzuciłem papierosa na podłogę, po czym go zdeptałem.

Podszedłem do mężczyzny z sadystycznym uśmieszkiem na twarzy. Z kieszeni spodni wyjąłem ostry nóż. Dzisiaj miałem ochotę na zabawę. Czasami darowałem swoim ofiarom cierpienia, gdy nie miałem humoru. Zabijałem je szybko i humanitarnie, ale takich drani należało traktować specjalnie.

- Proszę - załkał blondyn, płacząc żałośnie.

- Bądź mężczyzną, Ryan - powiedziałem spokojnie, dotykając czubkiem noża jego twardej jak stal piersi. Mężczyzna drgnął, starając się wycofać. - Umrzyj jak facet.

- Los się na tobie zemści. Zobaczysz - odwarknął blondyn.

Ryan jęknął błagalnie, gdy wbiłem nóż w jego piersi. Przesunąłem nim w dół, w kierunku jego krocza.

VaughnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz