XXI

3.2K 89 8
                                    

Grace

Oddychałam ciężko. Miałam zatkany nos przez płacz, który ostatnimi godzinami nieprzerwanie mi towarzyszył.

Leżałam na boku, zwrócona twarzą do okna. Mimo, że było zacienione zasłonami, widziałam światło na zewnątrz. Jego źródłem była wysoka lampa, stojąca w rogu posesji.

Vaughn przytulał się do moich pleców. Jedną ręką objął mnie w pasie, dociskając do siebie. Na szczęście był zaspokojony, więc nie czułam na ciele jego twardej erekcji.

Dyszałam ciężko. Mimo, że najgorsze miałam za sobą, wciąż nie mogłam w pełni się uspokoić.

Byłam przerażona tym, co się działo. Nie mogłam pojąć, jak wiele zła wydarzyło się w tak krótkim czasie. Nie dość, że Vaughn na moich oczach zamordował strażnika więziennego, to jeszcze mnie porwał i sprawił, że byłam mu w pełni uległa.

Tego najbardziej nie mogłam przeboleć. Było mi wstyd, że tak szybko i łatwo mu uległam. Nie mogłam sobie wybaczyć, że rozebrałam się przed nim tak posłusznie. W życiu bym nie przypuszczała, że taka chwila nastąpi. Byłam bardziej niż pewna, że resztę swojego życia Vaughn spędzi za kratkami, z dala ode mnie. Za niecałe dwa miesiące mieliśmy na zawsze się pożegnać. Miałam odejść ze stażu w więzieniu Southville i kontynuować swoją karierę w kryminologii. W jednym niestety musiałam przyznać Vaughnowi rację. Nie nadawałam się do tej pracy.

Trzymałam rękę na dłoni Vaughna, którą mnie obejmował. Na początku chwytałam go za nadgarstek, starając się go od siebie odciągnąć, ale on był nieustępliwy. Powiedział, że znów mnie ukarze, jeśli nie zostawię jego rąk tam, gdzie były. Westchnęłam zrezygnowana i zamknęłam oczy z frustracji, że znów mu się poddawałam.

Wiedziałam, co Vaughn musiał czuć. Pewnie był z siebie diabelsko dumny, skoro tak szybko osiągał swój cel. Ulegałam mu w każdej kwestii. Mogłam się jedynie cieszyć, że jeszcze mnie nie wykorzystał. Miałam nadzieję, że choć w tej kwestii dotrzyma danego mi słowa i nie dotknie mnie, dopóki go o to nie poproszę.

- Nie zasnę dopóki ty nie zaśniesz, kotku.

Wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu. Oddech Vaughna owiał mój kark. Gdy zauważył, jak się spięłam, pocałował mnie delikatnie w szyję.

- Skąd wiesz, że nie spałam? - spytałam, potwornie zmęczona.

- Czuwam, kochanie. Muszę mieć pewność, że zaśniesz i dostaniesz tyle odpoczynku, na ile zasłużyłaś. Boisz się przy mnie zasnąć?

- Tak - odparłam, zaciskając powieki.

- Nie skrzywdzę cię, aniołku - wyszeptał ponownie, znów całując mnie w szyję. - Nigdy bym cię nie skrzywdził. Ile jeszcze razy mam ci to mówić?

- Jesteś chory, Vaughn - wyszeptałam drżącym głosem. Musiałam z całych sił powstrzymywać się przed wybuchnięciem płaczem. - To, co mi zrobiłeś...

- Cicho, Gracey - rzekł, przytulając mnie mocniej. Zabolały mnie kości, ale milczałam. - Wiem, że zrobiłem dziś o wiele za dużo. Nie powinienem był wymagać na samym początku, że się przy mnie rozbierzesz. Nie chciałem jednak, abyś się przy mnie krępowała, rozumiesz? Zrobiłem to dla twojego dobra. Naprawdę nie mógłbym pozwolić ci samej chodzić do łazienki. Co prawda w szufladach nie ma żadnych niebezpiecznych przedmiotów, ale nie ufam ci na tyle, abym miał pewność, że nie zrobiłabyś sobie krzywdy. Co do tego, że jestem chory, masz całkowitą rację. Jestem psychicznie chory, gdyż niewielu ludzi czerpie tak chorą satysfakcję z zabijania. Jestem chory, bo należę do mniejszości. To jednak nie znaczy, że nie potrafię kochać. Przewróciłbym dla ciebie świat do góry nogami, królewno.

VaughnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz