XXVIII

2.4K 81 3
                                    

Vaughn

Obudził mnie głośny, bolesny krzyk. Szybko zaświeciłem lampkę nocną.

- Kurwa mać! - krzyknąłem, widząc Grace, która leżała na podłodze i płakała przez sen, wyrywając sobie włosy z głowy.

Padłem na ziemię i dotknąłem delikatnie ramienia pogrążonej w koszmarze dziewczyny. Gracey błagała o wolność, drapiąc się po twarzy. Próbowałem ją dobudzić, ale moje próby skończyły się na tym, że dziewczyna zaczęła drapać mnie po piersi i twarzy. Starała się mnie uderzyć.

- Aniołku! Cholera jasna, obudź się!

Dysząc ciężko, otworzyłem jedną z szuflad. Wyciągnąłem z niej pierwsze lepsze kajdanki, po czym drżącymi rękami chwyciłem nadgarstki Grace. Skułem je i przytrzymałem nad głową dziewczyny. Położyłem się na niej całym ciałem, rozsuwając jej uda nogą. Musiałem przytrzymać ją w takiej pozycji, aby nie zrobiła sobie krzywdy.

- Grace!

Nagle otworzyła oczy. Przestraszona i cała spocona rozglądała się wokół.

- Spokojnie, kotku - powiedziałem, sam drżąc na całym ciele. - Śnił ci się koszmar. Musiałaś spaść z łóżka, bo gdy się obudziłem, leżałaś na podłodze. Wybacz, że cię skułem, ale...

- To ja cię tak podrapałam?

Westchnąłem, skinąwszy głową twierdząco.

- Przepraszam - wyszeptała, odwracając głowę w bok. - Śniło mi się, że ktoś wpadł do domu moich rodziców i na moich oczach ich zabił. Gdy już leżeli martwi na ziemi, jeden z napastników ściągnął kominiarkę i... To byłeś ty, Vaughn.

Patrzyłem się na nią ze smutkiem. Gracey była przestraszona i bezbronna. Nie dziwiłem się, że przyśnił jej się taki koszmar. Oddałbym wszystko, aby miała spokojny sen i mogła przynajmniej na chwilę zapomnieć o sytuacji, w jakiej się przeze mnie znalazła. Szkoda, że życie nie było takie proste.

- Nigdy nie zabiłbym twoich rodziców, kochanie - wyszeptałem, puszczając jej skute nadgarstki. Ująłem jej zaczerwienioną od płaczu twarz w dłonie i pochyliłem się, aby pocałować ją w czoło. - Nie zrobiłbym ci tego. Wierz mi lub nie, ale przysięgam, że twoi bliscy są bezpieczni.

Grace skinęła głową, dalej ciężko oddychając. Zdawałem sobie sprawę, że fakt, iż przyciskałem się do niej niemal całym ciałem, utrudniał jej oddychanie. Nie chciałem jednak się od niej odsunąć. Potrzebowałem jej i wierzyłem, że ona również potrzebowała mnie.

- Musimy iść do łazienki.

- Po co, skarbie? - spytałem zdziwiony jej propozycją.

- Twoja twarz jest podrapana. Muszę ci pomóc. To moja wina.

Uśmiechnąłem się mimowolnie, słysząc jej słowa. Ona była dla mnie za dobra. Nie zasługiwałem na nią w żadnym stopniu.

- W porządku, kochanie. Później jednak ja się tobą zajmę, a ty mi na to pozwolisz. Zgoda?

- Jestem ci to winna po tym, jak potraktowałam cię przez sen.

Pomogłem Grace wstać. Patrzyłem się na nią stojącą przede mną w koszulce do spania i krótkich spodenkach. Na rękach wciąż miała kajdanki. Nie należały do moich ulubionych, ale prezentowała się wyśmienicie w tym zestawie. Od razu drgnął mój fiut, ale starałem się dać mu znać, że na razie musiał stłumić swoje pierwotne potrzeby.

- Co powiesz na to, że zajmiesz się moimi zadrapaniami w takim wydaniu? - spytałem, uśmiechając się błagalnie.

Grace westchnęła. Na jej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Moje serce zadrżało.

VaughnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz