XIX

3.3K 101 4
                                    

Grace

Nie byłam osobą wierzącą, ale w tej chwili chciałam wzywać Boga.

Klęczałam na trawie. Obok mnie klęczał Vaughn, obejmując moje rozdygotane ciało. Coś do mnie mówił, ale byłam w takim szoku, że żadne słowa mężczyzny do mnie nie docierały.

Vaughn miał cholerną rację, kiedy prosił, abym się nie przestraszyła. To, co nas otaczało, wyglądało jak wyjęte żywcem z jakiegoś filmu.

Wokół domu, w którym się znalazłam, znajdował się wysoki na kilka metrów mur. Na samej górze znajdowały się druty wysokiego napięcia. Wyglądało to jak zabrane z więzienia. Jakby Vaughn celowo chciał zamknąć się w czymś na rodzaj pierdla, aby przypominało mu to, jakim skurwielem był.

W ceglany mur wmontowana była wysoka brama, przez którą najwyraźniej dostawano się na teren posiadłości. To jednak było nic w porównaniu z tym, co zobaczyłam dalej.

Na podwórzu znajdowało się kilku uzbrojonych strażników, którzy w niczym nie przypominali strażników więziennych. Mieli przewieszone karabiny przez pierś, a do paska doczepione pistolety i połyskujące noże. Mimo, że było ciemno, widziałam ich dokładnie przez wysokie lampy ustawione w rogach prostokątnej posiadłości.

Krzyczałam, zanosząc się szlochem. Chciałam wstać, ale byłam tak rozdygotana, że nie mogłabym zrobić nawet tego. Z wielką niechęcią poddałam się Vaughnowi, opierając cały ciężar ciała na jego piersi.

- Spokojnie, kotku - wyszeptał, gładząc mnie z czułością po głowie. - To dla naszego bezpieczeństwa. Nikt nas tutaj nie znajdzie, rozumiesz? Nie mógłbym ryzykować, kochanie. Nie bój się. Żaden z tych mężczyzn nawet cię nie dotknie. Nikt nie ma do ciebie prawa oprócz mnie, jasne?

Głos mężczyzny był spokojny i opanowany, ale gdy opierałam policzek o jego pierś czułam wyraźnie, jak szybko i nerwowo biło jego rozszalałe serce.

- Nienawidzę cię! - krzyknęłam, starając się szarpać w jego objęciach.

- Nie rób tak, skarbie. Zmęczysz się. Jestem przy tobie, Gracey. Jestem tu z tobą.

Łkałam boleśnie, wbijając palce w jego ciało. Chciałam zadać mu choć trochę bólu.

- Vaughn?

Odwróciłam się na dźwięk męskiego głosu. Przez załzawione oczy zobaczyłam sylwetki dwóch mężczyzn. Jeden z nich był muskularnym blondynem, a drugi... Wyglądał zupełnie jak Vaughn.

- To mój brat, kochanie - wyjaśnił spokojnie Vaughn, przez cały czas kołysząc mnie w ramionach. - Pomógł mi ciebie porwać. Ma na imię Knight. Obok stoi Ryan. To przyjaciel mojego brata. Również pomógł w porwaniu.

Patrzyłam się z litością na dwóch nieznajomych. Tajemniczy brat Vaughna, o którego istnieniu nie miałam pojęcia, podszedł dwa kroki bliżej i ukucnął przede mną.

Wyglądał jak starsza kopia mojego porywacza. Miał gęste ciemne włosy i lekki zarost na twarzy. Vaughn miał bardziej surową urodę, kiedy jego brat wydawał się być na pierwszy rzut oka spokojny i uprzejmy.

- Przykro mi, że poznajemy się w takich okolicznościach, Grace - rzekł Knight, uśmiechając się do mnie ze smutkiem. - Vaughn wiele mi o tobie pisał w listach. Wybacz, że wziąłem udział w porwaniu ciebie, ale chciałem jak najlepiej dla mojego brata. Wiem, że niczemu nie zawiniłaś i znalazłaś się w tak okropnym położeniu, ale wiedz proszę, że nic ci tutaj nie grozi.

- Knight ma rację - dodał Vaughn, gładząc mnie kojąco po plecach. - Nikt cię tutaj nie skrzywdzi, gwiazdeczko. Wiem, że przyzwyczajenie się do nowego życia zajmie ci chwilę, ale postaraj się ulec. Dla dobra wszystkich, Gracey. Zrób to przede wszystkim dla siebie.

VaughnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz