VIII

3K 112 8
                                    

Grace

Wieczorem umówiłam się z Eve. Poszłyśmy do knajpki, aby coś zjeść. Musiałam jakoś odreagować spotkanie z Vaughnem.

Siedziałam wpatrzona w obraz za oknem. Ludzie szli do domu z pracy, aby rankiem ponownie do niej wrócić. Zaskakujące, jakie życie było przewidywalne. Jako dziecko szło się do szkoły, aby później trafić na studia, a na koniec do pracy. Trzeba było w niej spędzić kilkadziesiąt lat swojego życia, aby na koniec trochę odpocząć. Tak przynajmniej wyglądał tradycyjny rysopis życia zwyczajnego człowieka. Vaughn zrezygnował z tej przewidywalności na rzecz morderstw.

- Opowiesz mi w końcu coś o nim? - spytała moja przyjaciółka, pijąc kawę.

Westchnęłam, spoglądając na nią.

Eve była moją najbliższą osobą na studiach. Oprócz niej nie miałam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. Nie ufałam jej całkowicie, jako że dobrze jej nie znałam, ale musiałam się komuś wyżalić.

- Boję się, że się w nim zakocham.

Dziewczyna spojrzała się na mnie, jakbym żartowała.

- Kłamiesz, prawda? - spytała, zaciskając palce na kubku z kawą.

- Nie - odrzekłam, odwracając wzrok w stronę bezpiecznego okna, za którym wciąż widziałam ludzi. - Przy nim czuję się tak, jak zawsze chciałam się czuć się przy mężczyźnie. To chyba dlatego, że poświęca mi całą swoją uwagę. Gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, pewnie nawet by na mnie nie spojrzał. Mówi mi te słodkie rzeczy tylko dlatego, że jestem jedyną dziewczyną, z którą ma kontakt.

Eve milczała przez dłuższą chwilę. Próbowała mnie rozgryźć.

- Nie wiem, co się ze mną dzieje - dodałam, gdy przyjaciółka nic nie mówiła. - Nigdy nie czułam się taka bezradna. Myślałam, że te studia będą dla mnie początkiem przygody, ale boję się, że nie podołam. Dzisiaj wyszłam od niego ze łzami w oczach. Opowiadał mi o torturowaniu swoich ofiar przed tym, jak je zabijał. Sama go o to poprosiłam. Chyba się na mnie wściekł. Miał prawo. Wyszłam bez słowa.

- Nie zadręczaj się, Grace. To tylko więzień. Traktujesz go jak pełnoprawnego człowieka, a nim nie jest.

Przełknęłam ślinę.

Słowa dziewczyny mnie zabolały. Ja wcale nie uważałam Vaughna za niepełnoprawnego człowieka. Był nim. Został zraniony. Chciałam odkryć, dlaczego zaczął zabijać. Musiał być powód, przez który mężczyzna obrał taką drogę w życiu. To, że zabijał, nie znaczyło, że nie był wartościowym człowiekiem. Przynajmniej w moich oczach.

Wróciłam do mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi i rzuciłam torebkę na podłogę. Akta Vaughna wystawały z niej zachęcająco, ale obiecałam, że dziś dam sobie z nim spokój.

Usiadłam na brzegu łóżka. Jęknęłam przeciągle, wściekła na siebie. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać.

W takich chwilach najbardziej nienawidziłam swojego życia. Prawdę mówiąc, nie miałam nikogo, komu mogłabym zaufać. Moi rodzice już dawno przestali interesować się moim życiem. Wmawiałam sobie, że było inaczej, bo nie chciałam czuć się samotna. Mówiłam w myślach, że wszystko, co robili, robili dla mojego dobra. Prawda była jednak boleśnie inna.

Nie obchodziłam ich. Wysyłali mi pieniądze na życie, ale poza tym nie mogłam liczyć na żaden telefon. Mama odzywała się do mnie coraz rzadziej. Zwykle to ja musiałam się prosić, aby odebrała telefon i ze mną porozmawiała. Czułam się odrzucona. Rozumiałam, że dzieliła nas różnica czasu przez to, że mieszkaliśmy w innych stanach, ale prawdziwie kochający rodzice powinni zawsze znaleźć sposób, aby być przy swoim dziecku. Przynajmniej wirtualnie.

VaughnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz