14

1.5K 48 8
                                    

Pov. Aaron

Do Houston przyleciałem dwa dni przed Melissą i dziećmi. Szczerze nie mogłem się doczekać kiedy ich zobaczę i uściskam. Na dobrą sprawę będę widział ich pierwszy raz na żywo. Widziałem ich niby na zdjęciach i na rozmowach, ale to jednak nie to samo.

Te dwa dni pomagałem sprzątać dom i kupowałem prezenty dla reszty. Chłopcom kupiłem dość dużo zabawek i myślę, że to w pewnym stopniu ma być rekompensata, że nie było mnie przez blisko trzy lata w ich życiu. Mimo to, wiem, że nic nie jest w stanie tego zastąpić, ale też nie mogę mieć żalu do Melissy.

***

Wstałem około ósmej żeby po dziewiątej wyjechać już z chłopakami na lotnisko po wszystkich. Zastanawiałem się czy robić śniadanie dla nich, ale stwierdziłem, że jak już to zrobię im gdy przyjedziemy.

Nie miałem zbyt wiele czasu więc tym razem postanowiłem nie jeść śniadania i wypić tylko herbatę . Stresowałem się dość mocno, ale nie było, że tak powiem, odwrotu. Szczerze to nawet nie chciałbym żeby był odwrót. Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać ani jak się zachować, bo to była dla mnie nowa sytuacja.

Olivier, Nathan i Maksym wstali chwilę po dziewiątej i zjedli tylko kanapki, a gdy wszyscy się ubraliśmy mogliśmy już jechać. W domu została Laryssa, Cameron i Benjamin, a Stella oraz Dean mieli przyjść o jedenastej.

- O której oni dokładnie mają być? – spytała Laryssa
- Chwilę po dziesiątej będą lądować w Houston – powiedział Maksym – więc będziemy około dwunastej z powrotem.
- Postaramy się coś ugotować – powiedział Benjamin – ktoś wie co mogą jeść dzieci w ich wieku?
- Damy radę Ben – zaśmiał się Cameron – jedźcie już.

Domyśliłem się, że Cameron kontaktował się z Melissą przez cały ten czas, zresztą tak samo jak większość naszych przyjaciół. Tego też nie miałem im za złe, ale było to dość smutne. Jechaliśmy na dwa samochody. Praktycznie od kiedy tylko dowiedziałem się, że jestem ojcem miałem wtedy nadzieję, że stworzymy rodzinę, kupiłem większy i bezpieczniejszy samochód. Jednak przydał się dopiero teraz.

Po pół godziny dotarliśmy na lotnisko. Była już prawie dziesiąta, więc poszliśmy w kierunku hali przylotów. Z każdą chwilą stresowałem się coraz bardziej co zauważył nawet Olivier i poklepał mnie pokrzepiająco po plecach.

Pov. Melissa

Pierwszy lot był dość krótki i nie spotkaliśmy się z żadnymi trudnościami. Chłopcy oglądali przez cały ten czas bajki i zachowywali się bardzo grzecznie. Nie stwarzali problemów, więc byłam z nich dumna.

Drugi lot był już dłuższy. Trwał dwadzieścia dwie godziny i nawet dla mnie to była męczarnia. Szczerze mówiąc to po porodzie odzwyczaiłam się od siedzenia. Mimo, że Ivie bardzo mi pomagała zresztą tak samo jak Mike, ale mimo to nie było łatwo. Chłopcy akurat zgrali się tak, że wymieniali się porami jedzenia, płaczu, spania czy przewijania co było dość męczące. Gdy oboje spali to sprzątałam albo gotowałam w późniejszym czasie doszły spotkania z Evanem i kawiarnia, do której jeździłam z Ivie na zmianę.

Dzieci po pewnym czasie zaczęły się nudzić i wygłupiać. Wyjęłam im zabawki, ale to przeszło tylko na dwie godziny. Nie miałam już pomysłu co dalej robić, ale z pomocą przyszli mi oni sami. Zaczęli pytać o Aarona, a ja odpowiadałam na ich pytania. Opowiedziałam im z grubsza jak się poznaliśmy i dlaczego nie jesteśmy razem, aż zasnęli. W końcu sen zmorzył również Mike'a, Ivie oraz mnie.

***

- Proszę zapiąć pasy, przygotowujemy się do lądowania. – usłyszałam głos z głośników

From the BeginningOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz